Samorządowcy z Pomorza idą na otwartą wojnę z PiS
PiS oficjalnie potwierdziło zmianę ordynacji wyborczej. Opozycyjni samorządowcy zawiązali komitet protestacyjny.
Klamka zapadła. Prawo i Sprawiedliwość oficjalnie ogłosiło, że już od najbliższych wyborów samorządowych zacznie obowiązywać zasada ograniczenia kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. A to oznacza, że ze swoimi funkcjami będzie się musiało pożegnać aż 1,6 tys. włodarzy, którzy rządzą już dwie lub więcej kadencji. Na samym tylko Pomorzu nowa ordynacja wyborcza wytnie 90 na 123 szefów gmin. Stołki stracą m.in. prezydenci całego Trójmiasta, którzy swoje funkcje sprawują od blisko 20 lat.
- Dwie kadencje to za mało! W pierwszej każdy nowy prezydent czy wójt będzie się uczył, a w drugiej hulaj dusza, piekła nie ma, będzie mógł działać na zasadzie „po mnie choćby potop” - komentuje Marcin Skwierawski, wiceprezydent Sopotu.
Rewolucja dotknie też powiaty bytowski, gdański i lęborski. Wszędzie tam nazwiska dotychczas rządzących nie będą się już mogły pojawić na kartach do głosowania.
Jak podkreślił Grzegorz Adam Woźniak z PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, zdecydowano, że zmiana wchodzi w życie od razu. Do wakacji mają zostać przygotowane projekty dotyczące zmian w ordynacji wyborczej.
Wadim Tyszkiewicz, szef Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych i prezydent Nowej Soli, już się pakuje.
- Czas się żegnać, choć jeszcze nie wszystko zrobione. Naczelnik państwa podjął decyzję za suwerena. Po 15 latach pracy z pełnym poświęceniem dla miasta, dla ludzi mam odejść ze spuszczoną głową, czując się, jak spozycjonował mnie naczelnik, jak świnia oderwana od koryta? No cóż, takie życie - skwitował te zmiany Tyszkiewicz.
Dwie kadencje to za mało! W pierwszej każdy nowy prezydent czy wójt będzie się uczył, a w drugiej hulaj dusza, piekła nie ma, będzie mógł działać na zasadzie „po mnie choćby potop”
Tymczasem prezydent Gdańska Paweł Adamowicz kompletuje właśnie „wojsko”. I od ubiegłego tygodnia mobilizuje samorządowców z całej Polski do „wojny” z rządem PiS. Dał temu wyraz na ostatnim Forum Samorządowym w Warszawie. Spotkało się tam ponad 1,6 tys. samorządowców z kraju. Adamowicz nie przebierał w słowach. - Musimy z ugrzecznionych samorządowców przekształcić się w bojowników samorządowych. Do tego zaprasza nas prezes Kaczyński. Musimy mu odpowiednio na to odpowiedzieć - grzmiał prezydent Gdańska. Tą odpowiedzią ma być m.in. już powołany Samorządowy Komitet Protestacyjny.
- Rozpoczynamy naszą drogę w walce o prawa obywateli zapisane w konstytucji. 27 maja, podczas Dnia Samorządności, wyjdziemy na ulice - zapowiedział w Warszawie Adamowicz. Ta mobilizacja nie ma być jednorazowym aktem. Podczas Forum Samorządowego przyjęto też apel „w obronie samorządności terytorialnej” i podpisano Kartę Samorządności. Dokument ma być uchwalany w miastach, powiatach i województwach całej Polski. Co znamienne, sesje wszędzie mają się odbyć w tym samym czasie. - Kartę chcemy przyjąć wspólnie w wielu gminach i miastach i chcielibyśmy zrobić to w maju - zapowiadają pomorscy samorządowcy.
Na politykach PiS te zapowiedzi nie robią jednak wrażenia. Bo ich zdaniem, ten „ruch obrony samorządów” opiera się na celowej manipulacji niektórych samorządowców i naiwności innych.
- Mamy więc do czynienia nie z ruchem obrony samorządów, tylko z ruchem obrony władzy „wiecznych prezydentów”. Rząd PiS w niczym nie zagraża samorządom jako takim, nie chce z nimi walczyć - przekonuje poseł PiS Marcin Horała, odpowiedzialny za przygotowanie partii do wyborów na Pomorzu. - Niektórym włodarzom wydaje się chyba, że są jak król Francji Ludwik XIV. Mówił on „państwo to ja”, a niektórzy prezydenci mówią „samorząd to ja”. Tymczasem samorząd to nie to samo co wójt, burmistrz, prezydent. Samorząd to również całkowicie ubezwłasnowolnione obecnie rady i radni. To przede wszystkim wspólnota ogółu mieszkańców - twierdzi polityk.
Zdaniem PiS, ograniczenie liczby kadencji wręcz wzmocni samorządy i da obywatelom większą kontrolę nad lokalną władzą. Jerzy Barzowski z PiS, z samorządem związany od 20 lat, krytykuje obecny model zarządzania gminami. Twierdzi, że wprowadzenie bezpośrednich wyborów na wójtów, burmistrzów, prezydentów i przypisanie im wiodącej inicjatywy w gminach naruszyły balans władz - uchwałodawczej i wykonawczej - na szczeblu lokalnym.
Inna rzecz, że dla obozu rządzącego protesty grupy samorządowców to kolejna odsłona walki „totalnej opozycji” z rządem i partią władzy.
Nie jest przypadkiem, że najbardziej aktywni są tu prezydenci tacy jak Paweł Adamowicz, wieloletni polityk PO, czy Wadim Tyszkiewicz, powiązany z Nowoczesną
- Nie jest przypadkiem, że najbardziej aktywni są tu prezydenci tacy jak Paweł Adamowicz, wieloletni polityk PO, czy Wadim Tyszkiewicz, powiązany z Nowoczesną - wskazuje Marcin Horała. - Mam nadzieję, że większość środowiska samorządowego przejrzy tę grę i uzna, że nie warto eskalować konfliktu politycznego w imię obrony ciepłych posad dożywotnich prezydentów, tudzież przyszłych karier politycznych polityków takich jak Paweł Adamowicz.
Co ciekawe, eksperci nie są przekonani, czy ruch w postaci natychmiastowego skrócenia kadencji do dwóch przyniesie korzyść samemu PiS. Według komentatorów, wszystko zależy od uwarunkowań lokalnych.
- Gdy urzędujący wójt, burmistrz, prezydent cieszy się sporym poparciem w gminie, to wystarczy po prostu, że namaści swojego następcę - zauważa dr Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Taki „pomazaniec” najpewniej zdobędzie głosy większości wyborców „nestora”. - Ponadto część elektoratu do wprowadzenia limitu kadencji może podejść przekornie, głosując przeciwko kandydatowi wskazanemu przez PiS.
Dodatkowo nawet gdy przewaga urzędującego włodarza nie jest wyraźna, jego zaplecze polityczne może nieoficjalnie działać na rzecz innego, wybranego przez siebie kandydata, ale np. pochodzącego z tego samego obozu politycznego. W gminach i miastach, gdzie wokół lokalnego urzędu koncentruje się znaczna część życia publicznego, takie ciche wsparcie może się okazać decydujące.
W każdym przypadku „odstawiony” szef gminy pozostanie jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci lokalnej społeczności, a często też najważniejszych działaczy politycznych - choć już bez formalnego urzędu. Swój potencjał będzie mógł zagospodarować, ubiegając się o funkcje na wyższych szczeblach. Start silnych graczy w wyborach do sejmików może poważnie utrudnić marsz PiS po władzę w samorządach wojewódzkich, tak upragnioną przez prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego.
Ponownie startować w wyborach będą mogli nieliczni
Ograniczenie kadencyjności mocno namiesza w pomorskich samorządach. Tylko 33 na 123 włodarzy gmin będzie miało szansę na reelekcję. Jest wśród nich m.in. prezydent Słupska Robert Biedroń. Obecna kadencja jest jego pierwszą.
W wyborach startować będą też mogli: Jolanta Fierek, burmistrz Czerska, Wojciech Kallas, burmistrz Debrzna, Piotr Zabrocki, burmistrz Czarnego, Tomasz Ginda, wójt Rzeczenicy, Mieczysław Gołuński, burmistrz Kartuz, Wojciech Kankowski, burmistrz Żukowa, Jerzy Grzegorzewski, wójt Chmielna, Michał Majewski, burmistrz Kościerzyny, Marek Szulc, burmistrz Prabut, Sławomir Słupczyński, wójt Ryjewa, Marek Charzewski, burmistrz Malborka, Marcin Kwiatkowski, wójt gm. Malbork, Marek Szczypior, wójt Starego Pola, Arkadiusz Skorek, wójt Miłoradza, Krzysztof Swat, burmistrz Krynicy Morskiej, Jakub Farinade, wójt Sztutowa, Ewa Dąbska, wójt Stegny, Michał Chrząszcz, wójt gm. Ostaszewo, Klemens Adam Kohnke, burmistrz Helu, Roman Kużel, burmistrz Władysławowa, Hanna Pruchniewska, burmistrz Pucka, Jacek Graczyk, burmistrz Ustki, Iwona Warkocka, wójt Dębnicy Kaszubskiej, Barbara Dykier, wójt gminy Słupsk, Janusz Stankowiak, prezydent Starogardu Gd., Jacek Pauli, burmistrz Skarszew, Artur Herold, wójt Zblewa, Anita Galant, wójt Smętowa Granicznego, Elżbieta Domańska, burmistrz Dzierzgonia, Patryk Demski, burmistrz Pelplina, Michał Pasieczny, burmistrz Rumi, Bogusława Engelbrecht, wójt Lini.