Sanatorium miłości opuszcza Ustroń. Jak miastu żyło się z ekipą z telewizji?
Po dwóch edycjach „Sanatorium miłości” opuszcza Ustroń i będzie kręcone w innej miejscowości. Na razie rusza casting do trzeciej edycji programu, a Ustroń podsumowuje korzyści, jakie z niego miał.
Wminioną niedzielę widzowie pożegnali się z drugą serią popularnego programu telewizyjnego „Sanatorium miłości”. Było to pożegnanie nie tylko z lubianymi bohaterami telewizyjnego show, ale także z Ustroniem, który przez dwa sezony programu był ściśle związany z tym miastem. Wiadomo już, że trzeci sezon będzie kręcony gdzie indziej, choć stacja TVP 1 nie zdradza jeszcze gdzie.
Pomysł na program jest prosty i być może to on zadecydował o jego popularności w paśmie, w którym wcześniej TVP proponowała widzom program „Rolnik szuka żony”. W programie bierze udział 12 osób - 6 kobiet i 6 mężczyzn w wieku powyżej 60 lat. Uczestnicy przez trzy tygodnie poznają się i wspólnie biorą udział w różnego rodzaju aktywnościach w sanatorium. Przy okazji widzowie mogą obserwować, czy w tej dwunastce tworzą się jakieś pary i jak kształtują się sympatie. Dwa pierwsze sezony kręcone były w sanatorium Równica w Ustroniu, które należy do spółki Uzdrowisko Ustroń.
2 sezony w telewizji i ogromny wzrost popularności Ustronia
Pierwszy sezon „Sanatoriummiłości” był oparty na umowie pomiędzy telewizją i Uzdrowiskiem Ustroń.
- Wtedy miasto w żaden aktywny sposób nie włączyło się do tej akcji. Oczywiście były pokazane pewne elementy Ustronia, ale nie mieliśmy na to wpływu, bo nie partycypowaliśmy w żadnym stopniu w kosztach - przypomina Przemysław Korcz, burmistrz Ustronia. - Druga edycja już mogła się odbyć także w innych miastach, bo było zainteresowanie także innych miejscowości uzdrowiskowych. Uzdrowisko Ustroń, myślę, że bardzo rozsądnie, zastrzegło sobie, że druga edycja także powinna być kręcona u nas i skorzystało z tego prawa. Wtedy rozpoczęły się rozmowy między Uzdrowiskiem i miastem Ustroń oraz pomiędzy telewizją i Ustroniem - dodaje burmistrz.
- Negocjacje były długie i trudne, ostatecznie jednak udało się ustalić kwotę, którą miasto zainwestuje w program, dzięki czemu Ustronia w „Sanatorium miłości” było po prostu więcej - mówi. Miasto zainwestowało w program prawie 205 tysięcy złotych brutto. Burmistrz tłumaczy, że jeśli Ustroń miałby wykupić czas antenowy o podobnym zasięgu, koszt byłby wielokrotnie większy. Mówi też o dużych korzyściach, które program przyniósł miastu, choć ich mierzenie wcale nie jest łatwe.
- Tak naprawdę popularność Ustronia możemy mierzyć przez wpływy z opłaty uzdrowiskowej. Pewne przesłanki do tego, że program przyniósł nam korzyści, są. W styczniu i lutym tego roku te wpływy zwiększyły się o około 20 procent w stosunku do roku poprzedniego, a pamiętajmy, że w tym roku zimy właściwie nie było - mówi burmistrz Ustronia.
Także od osób pracujących w Uzdrowisku Ustroń dowiadujemy się, że po emisji programu lawinowo rosła liczba telefonów z zapytaniami o pobyty właśnie w sanatorium Równica.
- Nie wiem, jak przekładało się to na konkretną sprzedaż turnusów, ale pamiętam, że po emisji pierwszych odcinków programu telefony właściwie się urywały. Wszyscy pytali o pobyt w sanatorium miłości - mówi jedna z pracownic sanatorium Równica.
Równica. Pracownicy będą tęsknić za ekipą telewizyjną
Nie wiadomo jeszcze, w której miejscowości odbędzie się trzecia edycja programu, być może dla kontrastu będzie to uzdrowisko nadmorskie.
- Formuła programu jest taka, że telewizja od początku zastrzegła, że jeśli będzie trzecia edycja, to odbędzie się ona w innym miejscu. Podejrzewam, że popularność tego programu musi być budowana także zmianą lokalizacji. Wiedzieliśmy o tym i dlatego chcieliśmy w tej drugiej edycji zaistnieć jak najszerzej - mówi burmistrz.
Część z pracowników uzdrowiska już żałuje, że ekipa telewizyjna nie wróci do Ustronia.
- Działo się sporo. Kilka razy, jako pracownik uzdrowiska, znalazłem się na planie i dla mnie to była fajna przygoda - wzdycha jeden z pracowników Uzdrowiska Ustroń. - Ekipa była nieinwazyjna, mogliśmy normalnie pracować, chyba że wiedzieliśmy, że akurat tego dnia będą u nas zdjęcia. Na początku był duży stres, ale później ci pracownicy, którzy mieli styczność z ekipą i programowymi kuracjuszami, już się przyzwyczaili i byli swobodni - ocenia.
Ekipa telewizyjna dwukrotnie odwiedzała Ustroń. Zdjęcia do każdej edycji trwały ponad miesiąc. Kuracjusze, którzy brali udział w programie, nie mieli jednak zbyt dużo czasu, żeby zadomowić się w Ustroniu. Ich plan dnia był bardzo intensywny i wypełniony zdjęciami do programu. Wszyscy zostali zakwaterowani w wyremontowanej w ostatnich latach części sanatorium Równica. Duża część ekipy telewizyjnej , w tym Marta Manowska, nocowała z kolei w pobliskiej piramidzie - w hotelu Wilga.
- Dobrze mi z górami. Ciężko będzie wyjechać - pisała na Instagramie Marta Manowska pod koniec zdjęć do drugiego sezonu „Sanatorium miłości”. Okazuje się, że właśnie popularną prezenterkę pracownicy uzdrowiska polubili wyjątkowo mocno.
- Pani Marta była bardzo przyjacielska, ale też empatyczna. Kilka razy zapytała mnie, czy nie jesteśmy już zmęczeni ciągłą obecnością kamer, zamieniliśmy kilka słów. To było bardzo miłe, bo bałam się, że będzie zupełnie inna, teraz już wiem, że nie „gwiazdorzy”. Mnie tej ekipy będzie brakowało. Na początku się baliśmy, ale było naturalnie i momentami zabawnie - przyznaje jedna z pracownic Wilgi.
Także mieszkańcy Ustronia przyzwyczaili się już do telewizyjnego show. Przyznają, że oglądali „Sanatorium miłości” w większym gronie i chętnie komentowali to, jak Ustroń jest pokazany.
- Mogliśmy się też pośmiać. Na przykład w ostatnim odcinku, kiedy zobaczyliśmy, że żegnając się z Ustroniem, uczestnicy wsiedli do pociągu, który pojechał w stronę Wisły. Śmialiśmy się, że daleko nie pojechali - mówi Marek, mieszkaniec Ustronia.