Sanu, kobieta z Himalajów: Traktowali mnie gorzej niż psa
Od tragicznego trzęsienia ziemi w Nepalu minęły trzy lata. Wiosną 2015 roku potężnie zadrżała tam ziemia. Obrazki zniszczonych miast pokazywały telewizje całego świata. Dzisiaj z samolotu lądującego na lotnisku w Katmandu nie widać żadnych ruin.
Wypatroszonych przez trzęsienie ziemi domów nie widać też przy drodze prowadzącej do turystycznej dzielnicy Tamel. Jednak wystarczy spojrzeć nieco dalej, by uświadomić sobie, że to państwo cały czas podnosi się z tragedii. Turystyka i turyści są w tym miejscu potrzebni, jak w żadnym innym.
Sanu kupuje pamiątki, a ziemia drży
24 kwietnia 2015 roku Sanu Tamang wróciła do Katmandu z doliny Langtan, z rodzinnej wioski w Himalajach. Kilka godzin później miasteczko, w którym się urodziła, na zawsze zniknęło z mapy. Tuż przed trzęsieniem razem z francuskim mężem i jego przyjaciółmi poszli kupować pamiątki do sklepów w turystycznym Tamelu.
Po pierwszych wstrząsach wsiedli do tuk tuka. Pojazd zatrzymywał się co chwilę, a wystraszeni pasażerowie wysiadali i przyklękali na ziemi. Gdy zaczęły działać telefony, Sanu sprawdziła, czy jej córka i synowie są bezpieczni. Ojciec w oddalonej od Katmandu wiosce uratował się właściwie przez przypadek. Tuż przed trzęsieniem ziemi krowy i kozy zaczęły bardzo hałasować. Myślał, że są głodne i poszedł narwać im trawy. Gdy wrócił, jego domu już nie było.
Sanu nawet przez chwilę nie wątpiła, że do zniszczonego tragicznym trzęsieniem ziemi Nepalu zaczną znowu przyjeżdżać turyści. Jest ich mniej, ale jednak wracają. Nepalka kilka lat wcześniej zaczęła pracować w branży turystycznej. Została przewodnikiem wynajmowanym przez międzynarodowe grupy na wyprawy po górach.
Kobietom w Nepalu nie jest łatwo. Bez względu na to, w jakiej dziedzinie postanowią zrobić karierę. W 30-milionowym kraju kobiety są obywatelami drugiej kategorii. Są gorzej wykształcone, a 57 procent z nich to analfabetki. Sanu jest właśnie taką kobietą. Nie potrafi płynnie ani czytać, ani pisać, ale nauczyła się języka francuskiego i angielskiego. Bez kłopotu rozmawia z turystami z całego świata. Europejskich, amerykańskich czy australijskich przyjezdnych wcale nie dziwi, że ich przewodnikiem jest kobieta.
Zupełnie inaczej jest z Szerpami, jedną z grup społecznych zamieszkujących Himalaje. Dzisiaj nazwa „szerpa” stała się synonimem wszystkich tragarzy górskich, bez względu na to, z jakiej grupy pochodzą. Dla nich sytuacja, w której kobieta jest przewodnikiem zagranicznych grup trekkingowych, jest nie do zaakceptowania. W patriarchalnym kraju kobieta powinna jedynie dbać o dom i rodzić dzieci. Dlatego Sanu od lat prosi o pomoc tych samych tragarzy, którzy przyzwyczaili się, że to ona dowodzi wyprawą.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień