Sąsiedzi: Jak można było człowieka wziąć za dzika i zastrzelić...
Myśliwy wziął 63-latka za dzika i strzelił. Mężczyzna zmarł w szpitalu. Pechowy strzelec przyznał się do... złego rozpoznania celu.
– Mąż poszedł do lasu i już nie wrócił – pani Irena mówi cichym głosem. – Często chodził w tę okolicę. Co więcej mogę powiedzieć? Myśliwi tam polują, ale nie ma żadnych oznaczeń ani żadnego ostrzeżenia. Gdyby Edward wiedział o niebezpieczeństwie, na pewno by tam wtedy nie wszedł...
Mieszkańcy niewielkiej, liczącej zaledwie kilkanaście gospodarstw Słoćwiny nie mogą uwierzyć w to, co przydarzyło się ich sąsiadowi. 63-letni Edward K. zginął postrzelony przez myśliwego. Do tragedii doszło w poniedziałek około godziny 20. Postrzelony trafił do głogowskiego szpitala. Przeszedł operację, ale nie udało się go ocalić. Zmarł około 2 w nocy.
Dwaj myśliwi z Koła Łowieckiego „Cyranka” polowali tego wieczora na dziki. Mieli pozwolenia na broń, byli trzeźwi i zostali wpisani do księgi ewidencji polowań. Jak relacjonują, jeden z nich zauważył nisko poruszający się obiekt i doszli do wniosku, że jest to dzik. Po oddaniu strzału podeszli, i okazało się że jest to człowiek. 38-letni kolega pechowego strzelca, z zawodu ratownik medyczny, podjął czynności ratunkowe. Ponieważ istniał obawa, że pogotowie ratunkowe może tam nie dojechać, myśliwi wyjechali naprzeciw karetce. W okolicy wjazdu do Głogowa ofiara postrzału została przeniesiona do karetki. Zmarła w szpitalu.
Wiadomo, że Edward K. został postrzelony w lewą część klatki piersiowej
– Nie wiemy, dlaczego mężczyzna był pochylony lub poruszał się na czworakach – mówi zastępca prokuratora rejonowego Marcin Knurowski. – Strzelec przyznaje się do nieprawidłowego rozpoznania celu. Myśliwych obowiązuje zasada, że nie można strzelać do nierozpoznanego w pełni celu. Na pewno będzie miał tutaj zastosowanie art. 155 kodeksu karnego, mówiący o nieumyślnym spowodowaniu śmierci człowieka. Myśliwemu grozi od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.
Zenon Twardy był sąsiadem zmarłego w Słoćwinie. – To był kolega najlepszy i przyjaciel. Edward pochodził z Lubelskiego. Przeprowadził się tutaj do siostry, gdzie poznał swoją późniejszą żonę. Mieli piątkę dzieci, trzech synów i dwie córki. Jak to się mogło stać? – załamuje ręce pan Zenon, ocierając łzy.
Do tragedii doszło w gorącym dla myśliwych okresie. Ostatnie rządowe próby zmian w ustawie o łowiectwie spotkały się z ogromnym sprzeciwem społecznym. W ich myśl każdy, kto chodził po lesie podczas polowania, mógł zostać ukarany mandatem za przeszkadzanie myśliwym. Ostatecznie zmiany, które dawały myśliwym dużo większe prawa, zostały wstrzymane.