Sawczenko: Człowiek czuje się wolny, kiedy nie ma nic do stracenia
Ludzie doładowują mnie swoją energią, wiarą. I cały czas dopingują do tego, abym robiła to, co jest potrzebne
Piękna bluzka! Wygląda niemal jak element stroju ludowego czy narodowego.
To oryginalna ukraińska wyszywanka. Byłam w tej bluzce w więzieniu, potem w sądzie. Nie bez powodu.
Pani się świetnie odnajduje w męskim świecie: wcześniej w świecie wojskowych, dzisiaj polityków. Jest na to jakiś patent?
Po pierwsze, myślę, że to świat nienależący tylko do mężczyzn. Mężczyźni bardzo się mylą, jeśli tak uważają. Nie ma przecież żadnych ustawodawczych uwarunkowań, które zabraniałyby funkcjonować w tych światach kobietom. Ale prawdą jest, że trzeba walczyć codziennie o to, by tak było.
Pani jest chyba typem niepokornej chłopczycy szukającej wyzwań. Bardzo mi się podobał wpis na plakacie Pani kolegi: „Dla tej, która znajdując się w ciemnej dupie, będzie się z tego cieszyć”. Lubi Pani kusić los?
Wcale nie myślę, że jestem chłopczycą. Jestem po prostu sobą. Każda osoba może wybierać to, co dla niej jest najważniejsze, najbliższe. Generalnie, chcę być sobą i dążę do tego. A czemu mój kolega napisał, że ciągle jestem w ciemnej dupie? Może dlatego, że nikt nie rozumie, że robię swoje. Bardzo się cieszę, mam ogromną satysfakcję, kiedy przy okazji jestem w stanie coś ważnego wywalczyć dla siebie i innych.
Skąd Pani bierze siłę?
Przede wszystkim od ludzi, którzy mnie doładowują swoją energią, wiarą. I cały czas dopingują do tego, abym robiła to, co jest potrzebne.
A odwagę? Ona po prostu jest w człowieku?
Musi się narodzić razem z człowiekiem.
Pani od dzieciństwa była trochę szalona, na pewno bardzo odważna.
Tak, ta odwaga narodziła się ze mną. Kiedy byłam mała i ktoś chciał mi w czymś pomóc, zawsze odmawiałam. Mówiłam: „Ja sama”. Od dzieciństwa byłam bardzo samodzielna i bardzo mi się to podobało.
Od dzieciństwa byłam bardzo samodzielna i bardzo mi się to podobało
Stacjonowała Pani w jednostce wojskowej, brała wolne dni, jeździła na Majdan, była z tymi, którzy tam protestowali i walczyli. Nie bała się Pani, że Janukowycz użyje wojska na Majdanie?
Oczywiście religia i wojsko muszą być poza polityką, muszą być apolityczne. Natomiast istnieją sytuacje nadzwyczajne, tak było na Majdanie. Żołnierz ma bronić swojego narodu, to jego obowiązek. Jeśli łamane jest prawo, jeśli nie ma komu go bronić, jeśli zagrożone jest życie innych ludzi, żołnierz musi działać. Janukowycz obrócił się przeciwko swojemu narodowi. Teraz mamy zewnętrznego wroga. Żołnierz musi w takich sytuacjach bronić swojego narodu, bo kto inny ma to robić, jeśli nie on.
No tak, tylko berkutowcy to też Ukraińcy. Pięknie Pani o tym pisze w swojej książce „Nadia. Więzień Putina”. Wspomina Pani o rozterkach, bo po dwóch stronach barykady stali Ukraińcy.
Tak, to nadzwyczajnie trudna sytuacja. Nie miałam prawa dotykać broni. Nie chciałam strzelać w żadną stronę. Odwrotnie, starałam się być taką linią rozdzielczą, uspokoić te dwie strony. To niezwykle trudne.
Naród ukraiński jest bardzo podzielony. Jak wielką za to winę ponoszą politycy i oligarchowie, jak Pani myśli?
Oczywiście, jest podzielony. Ma to także uwarunkowania historyczne. Na Ukrainie panuje ogromna przepaść między biednymi a bogatymi, to niezwykle smutne, ale też prowokujące. Wielu oligarchów jest obecnych w polityce i trzyma w rękach to państwo. Będziemy z tym walczyć, robimy to właśnie teraz.
Ukraina miała już jedną szansę - pomarańczową rewolucję - ale nie zdała egzaminu. Jak Pani myśli, dlaczego?
Dobre pytanie. Moim zdaniem to, za co płacimy największą cenę, najbardziej się potem docenia. Pomarańczowa rewolucja wyróżniła się tym, że była przeprowadzona w sposób bardzo pokojowy. Ludzie nie byli w stanie potem walczyć o swoje, iść w tym kierunku, który obrali wcześniej. W tym momencie naród ukraiński zapłacił największą cenę za swoją suwerenność. To, co się stało na Majdanie, dotknęło wielu ludzi. I teraz nikt już tego nie odpuści.
Teraz będzie inaczej?
Teraz musi się udać. Jeśli się nie uda, to będzie koniec wszelkich marzeń o wolnej Ukrainie.
Myśli Pani, że klasa polityczna na Ukrainie się zmieniła? Że politykom bardziej zależy na samej Ukrainie niż na załatwianiu swoich partykularnych interesów?
Oczywiście, że jest zmiana, ale nie tak duża, jakbyśmy tego chcieli. Wymienionych zostało nie 70, ale 20 proc. elity politycznej. Problem polega także na tym, że stanowią ją dzisiaj bardzo młodzi ludzie, mało doświadczeni, nierozumiejący do końca politycznych intryg, politycznej gry. Ale uczymy się, będziemy wprowadzać realne zmiany.
Trafiła Pani do niewoli, głodowała. Miała Pani chwile zwątpienia?
Właśnie nie. Człowiek czuje się wolny, swobodny, kiedy nie ma nic do stracenia. Kiedy znalazłam się w areszcie, potem w więzieniu, byłam w takiej właśnie sytuacji - nie miałam nic do stracenia. Wiedziałam, że nic się nie stanie, jeśli umrę, nikt za to nie zapłaci. Moja rodzina była w relatywnie bezpiecznym miejscu. Miałam świadomość, że muszę walczyć do samego końca, że nie mogę dać się złamać, poddać. I tak zrobiłam. Dla siebie i swojego narodu.
Człowiek czuje się wolny, swobodny, kiedy nie ma nic do stracenia
Zdawała sobie Pani sprawę, że Pani historia stanie się sprawą polityczną, a Pani sama zostanie symbolem walki Ukrainy z Rosją?
Nie byłam sama wśród więźniów. Wiedziałam, że to wielka polityczna akcja przeciwko Ukrainie. Rosjanie nie patrzyli na nas indywidualnie, widzieli w nas wszystkich, ukraińskich więźniach, świetny element politycznej rozgrywki. Dopiero potem stałam się problemem dla władzy rosyjskiej, ale to wynikało z mojego charakteru, zachowania. Świat stanął w mojej obronie. Ale bardzo dobrze pokazali się także inni więźniowie: Kolczenko, Karpiuk czy Kłych. Ludzie widzieli, że autentycznie cierpimy, że to nie są przelewki. Ukraina bardzo walczyła o nas, o swoich, Rosja nie miała wyboru - musiała coś z nami zrobić.
Co pisali do Pani ludzie w tych tysiącach listów, które dostawała Pani w więzieniu?
Na początku przychodziły słowa otuchy: „Trzymaj się. Nie daj się”, ale kiedy zaczęłam odpisywać na te listy, ludzie zaczęli pisać mi o swoich problemach. Na zasadzie: „Tu mamy taki koszmar, musisz wrócić i nam pomóc”. Pisali też, że paradoksalnie bardziej ich wspieram z więzienia z Rosji niż oni mnie, żyjąc na Ukrainie.
Propozycje matrymonialne też padały?
O tam, całkiem sporo. Śmiałam się, bo ktoś nawet napisał, że 75 milionów mężczyzn na całym świecie chciałoby, abym była ich żoną. Szybko obliczyłam, że gdyby tak każdy z tych 75 milionów dał po dolarze, dźwignęłabym z ruin ukraińską gospodarkę.
Nie boi się Pani? Polityka to bardziej bezwzględna walka niż ta na placu boju.
Nie boję się niczego. Czemu mam się bać? Tak, polityka jest i bezwzględna, i brudna, ale każde społeczeństwo, każde państwo ma swoją politykę. Nie da się od niej uciec. Traktuję swoją działalność w polityce jak pracę i staram się wykonać ją jak najlepiej.
Co Pani chce osiągnąć, jakie ma polityczne cele? Wiem, że mocno działa Pani na rzecz uwolnienia innych Ukraińców, którzy pozostają w rosyjskich więzieniach.
Ukraińskim obowiązkiem jest wyciągnięcie tych więźniów. To dla nas jako narodu najważniejszy cel. Polityka jest do tego narzędziem.
Myśli Pani, że Ukraina wciąż ma szansę na odzyskanie Krymu i wschodniej Ukrainy, która pozostaje w rękach separatystów?
Wojna nie trwa wiecznie, kiedyś się kończy. Wierzę, że w pewnym momencie uda nam się odzyskać i okupowane terytorium Donbasu, i anektowany Krym. Dlatego robimy i będziemy robić wszystko, aby zachować jedność Ukrainy i dobre relacje z naszymi sąsiadami, zwłaszcza z Polską, bo Rosja robi wszystko, aby te relacje zepsuć.
Nie martwi Pani to, co dzieje się na świecie i w Europie? Problem z uchodźcami, Brexit sprawiły, że Unia Europejska jakby trochę zapomniała o Ukrainie.
Oczywiście, bardzo ciężko pomaga się sąsiadowi, jeśli ma się problemy na własnym podwórku. Trzeba się jednak zastanowić, skąd się biorą te problemy, bo wszystko, co dzieje się w Europie, to pochodne polityki rosyjskiej. Powiedzmy to sobie twardo. To, co dzieje się w Syrii, problem z uchodźcami, to wszystko jest związane z działaniami Kremla. I jeśli chcemy wygrać tę walkę, to musimy walczyć z przyczynami takiego stanu rzeczy, a nie z jego konsekwencjami.
Jak sobie Pani radzi ze sławą?
To jak przedzierać się przez las i być okładanym gałęziami, które biją po twarzy. Ale masz cel, wiesz, po co idziesz. Więc jeśli ktoś chce zrobić sobie ze mną zdjęcie, uśmiecha się - robię zdjęcie, dziennikarz zadaje pytania - odpowiadam. Ale nie koncentruję się na tym, nie skupiam się na sławie. Wiem, co chcę osiągnąć, po co idę. Przechodzę więc przez ten las nawet na bosaka.
Rozmawiała: Dorota Kowalska