W Padwi Narodowej nawet zmarli prosili mieleckie starostwo o scalanie gruntów. I między innymi dlatego sąd całą tę operację wyrzucił do kosza. A były starosta ma stanąć przed sądem karnym.
Już w 2003 roku po Padwi Narodowej gruchnęło, że Starostwo Powiatowe w planuje dla pedewskich gospodarzy operację scalania gruntów rolnych, ale – zgodnie z przepisami – potrzebuje do tego zgody co najmniej połowy mieszkańców sołectwa, albo zgody właścicieli ziem rolnych tutejszych o łącznej powierzchni co najmniej połowy obszaru. Wkrótce do samorządu zaczęły napływać przychylne pomysłowi oświadczenia gospodarzy, a że zebrano ich przepisową liczbę, starostwo przystąpiło do scalania już w 2005 roku. Scalało kolejne dwa lata, a proces budził coraz większe zastrzeżenia scalanych padwian. Jak wcześniej obrodziło oświadczeniami zgody, tak później protestami na piśmie. Powodów było dość, a niezadowoleni z operacji zaczęli komentować: to był klasyczny skok na działki”.
Scalenie przez dzielenie
- Wyszło na to, że mieszkam na pastwisku – półżartem mówi Anna Kapusta. – Odebrano mi kawał działki budowlanej, na której stoi mój dom, bo w dokumentacji scaleniowej napisano, że ta moja działka, to pastwisko. W dodatku nigdy nie wyrażałam zgody na scalenia, na każdym etapie tego procesu protestowałam, nikt mnie nie słuchał.
Dużo później, kiedy było już po wszystkim, biegli wyliczyli, że odebrano jej kawał terenu wartości ok. 5 tys. zł, za co dostała odszkodowanie w wysokości 135 zł. A prawnicy dorzucili jeszcze: działkę budowlaną można włączyć do procesu scalania tylko na prośbę albo za wyraźną zgodą właściciela nieruchomości. Tu nie tylko nie było zgody, były protesty. Podobnie postąpiono z panem Kazimierzem, któremu urwano kawał działki budowlanej, a w zamian za ten kawał przyznano mu teren gdzieś za horyzontem niemal. Nigdy nie otrzymał ekwiwalentu za różnicę w wartości obu, ani odszkodowania za wycięte na odebranej mu działce drzewa. I Alicja i Krzysztof uprawiali działki, będące jednym kawału i o regularnych kształtach. Jak przyszło scalenie, to te właśnie stracili, a w zamian otrzymali po kilka innych, mniejszych mniejszych, gorzej położonych, o gorsze jakości gleby. A że tym razem scalanie dokonało się przez rozdrabnianie, to potem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Rzeszowie skomentował to zjawisko w uzasadnieniu wyroku: „przeczy celom ustawy, skutkując rozproszeniem gruntów”.
Siostrom Halinie Kozik i Krystynie Świątek proces scaleniowy również urwał kawał działki budowlanej po rodzicach, a że stał na niej zamieszkały dom, to bez ich zgody teren winien być nietykalny.
- O decyzjach scaleniowych dowiadywaliśmy się po czasie, nie było żadnego okazania gruntów w terenie, niektórzy z nas obrabiali ziemię, która – jak się potem okazało – po scaleniach nie była ich – opowiada z irytacją Krystyna Świątek. – Niektóre działki miały dwie księgi wieczyste: jedną na starego, a drugą na nowego właściciela. Działki te same, tylko ich numery były inne.
Kazimiera Szala miała grunt w centrum miejscowości, długi, wąski, ale w jednym prostokątnym kawałku, że tylko oraś, siać i zbierać. Za ten jeden przyznano jej dwa inne, parę kilometrów dalej. Jeden kawałek miał geometrycznie czternaście boków, a drugi był zakrzaczonym nieużytkiem na podmokłym terenie. Ona również o takiej podmiance dowiedziała, się kiedy już było po wszystkim i nigdy się na to nie zgadzała.
Podobnych przypadków było bez liku, ale prawdziwe rewelacje miały dopiero przyjść.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień