Schizofrenia fotoradarowa
Komentarz redaktora Tomasza Malety.
Z jednej strony mamy kamery robiące zdjęcia samochodom wjeżdżającym na czerwonym świetle na pięciu skrzyżowaniach. Takich przypadków od początku roku było niemal 2,5. Ale kierowcom na razie nic grozi za przekraczanie przepisów, bo nie wiadomo, kto ma ich karać.
Z drugiej strony mamy dwa puste fotoradary, bo straż miejska utraciła prawa do obsługi urządzeń. Mogłaby ich w tym wyręczyć inspekcja transportu drogowego, ale nie za darmo. A konkretnie za koszt przestrojenia fotoradarów miałby pokryć miasto. Tyle że władze Białegostoku ani myślą wydać 50 tys. Nie są to duże pieniądze, ale rzecz w tym, że pieniądze za mandaty pójdą do worka rządowego, a nie gminnego.
Skutek jest taki, że oba systemy fotoradorowe są niczym przezroczysty strach na wróble. Niby miały prewencyjnie zapobiegać złym nawykom, a tymczasem zachęcają do jazdy na granicy zdrowia i rozsądku.