Sebastian Fabijański, aktor po krakowskim PWST, przeżywa teraz niezwykle intensywny czas - dziś premierę mają historyczne „Legiony” z jego udziałem, a za tydzień zobaczymy go w głównej roli w kontrowersyjnej „Mowie ptaków”. Nam opowiada, jak jego osobiste przeżycia wpłynęły na pracę przy obu tych obrazach.
„Legiony” to drugi pana wielki epicki film po niedawnym „Kamerdynerze”. Co dla pana jest najciekawsze w formule kina historycznego?
W przypadku „Legionów” jestem zwolniony jako aktor z grania tego wszystkiego, co składa się na efektowność kina epickiego. Mamy to wszystko zawarte w kostiumach i scenografii - i ja mogę się skupić na psychologicznych niuansach. Bohater, którego gram w „Legionach”, przez długi czas wydaje się być antybohaterem. Jest człowiekiem introwertycznym, wręcz antypatycznym. Ale jego decyzje i gesty przeczą temu wizerunkowi. To prosty chłopak, który działając w zgodzie ze swoim instynktem robi rzeczy wielkie, zupełnie tego nie chcąc. Gdyby go przerzucić z 1919 do 2019 roku, to poradziłby sobie bez problemu.
W kinie historycznym częstym niebezpieczeństwem jest popadnięcie w patos. Z „Legionami” też tak było?
Producentem „Legionów” jest Maciej Pawlicki, który ma na koncie „Smoleńsk”. Ktoś mógłby więc pomyśleć, że będzie to film propagandowy lub związany politycznie z partią rządzącą obecnie w Polsce. Tu jednak tego nie ma. Zresztą nie wziąłbym udziału w tym przedsięwzięciu, gdyby istniało takie niebezpieczeństwo. Ja muszę być wolny od światopoglądowej sieczki, która się teraz odbywa. Mam oczywiście swoje zdanie, ale nie powinienem go jakoś szczególnie objawiać.
W dalszej części wywiadu z Sebastianem Fabijańskim przeczytasz m.in. o tym, czy jego filmy mogą uchodzić za nacechowane politycznie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień