„Babcia Jadzia” była bohaterką tekstów dziennikarki Celiny N. Sąd uznał, że N. przywłaszczyła sobie z konta staruszki około 20 tysięcy zł. Polityków PiS teraz przy redaktorce brak...
Celina N., redaktor naczelna jednego z tygodników w Brodnicy (woj. kujawsko-pomorskie), nigdy nie kryła swojego politycznego zaangażowania. Chętnie fotografowała się z politykami prawicy: posłem Krzysztofem Czabańskim, ministrem Jarosławem Gowinem, a nawet prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Z dumą wrzucała fotki na Facebooka. Gwiazdą mediów publicznych przez pięć minut została w roku 2016.
Napad i porwanie umorzone
„Dziennikarka z Brodnicy nękana i zastraszana. Za artykuły przeciw lokalnej władzy” - donosiła w lutym 2016 roku TVP Info. Pod sformułowaniem „lokalna władza” kryło się PSL.
„Kto napadł i groził dziennikarce lokalnego tygodnika?” - pytała w tym samym czasie TVP Bydgoszcz, wywołując do tablicy szefa regionalnych struktur PSL. Podobnych w tonie doniesień było więcej, a Celina N. chętnie opowiadała ogólnopolskim mediom o ciężkiej doli dziennikarza walczącego z układami na prowincji.
„Napad na redakcję” stał się przedmiotem poważnego śledztwa, prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Toruniu.
- Zostało ono umorzone. Ustaliliśmy, że wskazany jako sprawca Paweł D., który miał wejść do redakcji, przewrócić fotel i krzesło oraz powiedzieć „Z pozdrowieniami. Uważaj, co piszesz”, a wszystko to w celu zmuszenia dziennikarki do zaniechania publikacji, nie dopuścił się tego czynu - mówi prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Mimo tego umorzenia Celina N. przez długi czas była dla wielu symbolem nękanej lokalnej redaktorki. Minęło zaledwie kilka miesięcy, a znów było o niej bardzo głośno. W lipcu 2016 roku Celina N. miała zostać... porwana!
Sąsiad dziennikarki w gminie Zbiczno miał ją siłą zaciągnąć do swojej piwnicy, parcianymi pasami związać ręce i nogi oraz zakneblować usta. I w tej sprawie, rzecz jasna, toczyło się śledztwo.
- Już w jego trakcie jednak dziennikarka przyznała się do sfingowania porwania. Zdarzenie zaaranżowała w celu spowodowania badań psychiatrycznych u sąsiada. To śledztwo zostało umorzone wobec stwierdzenia, że czynu nie popełniono - mówi prokurator Andrzej Kukawski.
Rzekomy porywacz ma prawo mieć głęboki żal do Celiny N. Jako podejrzany został zatrzymany i osadzony w brodnickiej komendzie policji. Dziś ten sąsiad, Dariusz A., twórca portalu „Niezależna Brodnica” znów pojawia się w sprawie dotyczącej dziennikarki. To on towarzyszy „babci Jadzi” w sądzie.
Sąd: przywłaszczyła tysiące
12 października 2018 roku Sąd Rejonowy w Brodnicy uznał dziennikarkę winną przywłaszczenia blisko 20 tysięcy zł, należących do 91-letniej Jadwigi Rogozińskiej. Skazał Celinę N. na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata i nakazał zwrócić pieniądze.
Kim jest pani Jadwiga? Bohaterką wielu publikacji pomocowych Celiny N., w których autorka nazywała ją „babcią Jadzią”. Proces Celiny N. trwał długo, bo od grudnia 2016 r. do października 2018 r. Przesłuchano wielu świadków, korzystano z opinii biegłego grafologa i biegłego psychiatry, który potwierdził poczytalność oskarżonej. Co ustalił sąd?
W marcu 2015 r. pani Jadwiga, na wniosek GOPS-u, decyzją wójta gminy Zbiczno umieszczona została w Domu Pomocy Społecznej. Tam właśnie, w maju, poznała dziennikarkę. Celina N. zaproponowała seniorce pomoc. Pomagała w załatwianiu spraw urzędowych, przywoziła odzież, nagłośniła w mediach sprawę wyprowadzenia staruszki z mieszkania. Zdobyła zaufanie „babci Jadzi”, jak sama o niej mówiła. Tak wielkie, że w czerwcu wiekowa kobieta ustanowiła ją pełnomocnikiem ogólnym w banku. Uprawniało to dziennikarkę do dysponowania pieniędzmi zgromadzonymi na koncie (było ich wtedy ok. 18 tys. zł).
Celina N. miała również wpłacać na rachunek bankowy pani Jadwigi pieniądze z emerytury, co miesiąc przynoszonej przez listonosza.
„Na edukację córki”
W brodnickim procesie ustalono, że Celina N. regularnie uszczuplała oszczędności seniorki. W październiku 2015 roku wypłaciła np. 2000 zł, w tytule wpisując, że to pożyczka na mieszkanie jej syna. W marcu 2016 roku wypłaciła aż 10000 zł, w tytule wpisując „darowizna na edukację (tu: imię córki dziennikarki)”. Wypłat było jednak zdecydowanie więcej.
W czerwcu 2016 roku pani Jadwiga w towarzystwie znajomej dokonała w Banku Spółdzielczym w Brodnicy smutnego odkrycia. Na koncie zostało jej niespełna 100 zł.
- Tego dnia, po odkryciu, że konto bankowe jest praktycznie puste, pełnomocnictwo ogólne Celiny N. zostało odwołane przez mocodawczynię - zaznacza sędzia Alina Jabłonowska w uzasadnieniu wyroku.
Dziennikarka tak w śledztwie, jak i na sali sądowej konsekwentnie nie przyznawała się do winy. Tłumaczyła, że panią Jadwigę traktowała jak członka rodziny, zapraszając nawet na święta do domu. Pełnomocnictwo do konta miało ułatwić życie staruszce.
Celina N. relacjonowała, jak robiła seniorce zakupy, starała się wyposażyć jej lokal socjalny, w którym miała zamieszkać, i jak zabierała ją na obiady do restauracji w Tamie Brodzkiej. Wreszcie, zapewniła w sądzie, że przekazała pani Jadwidze pieniądze: 12000 zł, 8000 zł i 2500 zł. Brodnicki sąd redaktorce jednak nie uwierzył.
„Wyzywała od debilek”
- Sąd w żadnym zakresie nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonej. Wyjaśnienia te nie zasługują na nadanie im waloru wiarygodności w żadnej części, gdyż są wewnętrznie niespójne, a ponadto w trakcie postępowania ewaluowały - stwierdza sędzia Alina Jabłonowska w uzasadnieniu wyroku.
- Zgromadzony materiał dowodowy jasno wskazuje, że wyjaśnienia oskarżonej są przyjętą przez nią linią obrony. (...) Podpisy pokrzywdzonej na pokwitowaniach, dokumentujących rzekome zwroty zagarniętych przez nią środków, należących do Jadwigi R., zostały zakwestionowane. Biegły wyraźnie wskazał, że podpisów tych nie sporządziła Jadwiga R.
Sąd nie uwierzył też w część zeznań syna i córki Celiny N. Uznał je w dużej mierze za niespójne. „Większość informacji przekazana była świadkom przez oskarżoną z racji tego, że jest ich osobą bliską. W ocenie sądu świadkowie zeznawali tendencyjnie, nie chcąc zaszkodzić matce” - czytamy w uzasadnieniu orzeczenia.
Podczas procesu przesłuchano wielu świadków. Między innymi dzielnicowego, osoby z DPS-u w Wichulcu, a także panią Katarzynę, która pomagała „babci Jadzi” wyjść z kłopotów. To pani Katarzyna pojechała ze staruszką do banku, gdzie odkryły puste konto. Ona też z seniorką jeździła później do prokuratury. W sądzie pani Katarzyna opisała również, jak dziennikarka zachowywała się wobec staruszki po odkryciu oszustwa. Wyzywała ją od „debilek”, „idiotek”, straszyła policją i nachodziła w domu - odnotował sąd.
Dziennikarka: rozliczyłam się
Celina N. nie czuje się winna. Obszerne odwołanie od orzeczenia sądu pierwszej instancji skierowała do Sądu Okręgowego w Toruniu. Jakie argumenty podnosi?
Dziennikarka zarzuca brodnickiemu sądowi wiele błędów w ustaleniach stanu faktycznego. Po pierwsze, zaznacza, że nie zdobyła zaufania „babci Jadzi” po to, by ją wykorzystać. Poznała staruszkę, gdy ta za sprawą władz gminy Zbiczno trafiła do DPS-u. Była przekonana, że pani Jadwiga niczego nie posiada. Kupić trzeba było jej wszystko, począwszy od bielizny.
Celina N. zapewnia też, że pani Jadwiga nie przekazywała jej co miesiąc 700 zł emerytury, które miała wpłacać na jej konto bankowe. Często były to niższe sumy. Czasem - nic.
„Po zakończeniu znajomości na wyraźne życzenie Jadwigi R., po wypisaniu jej ze szpitala, oskarżona postanowiła się rozliczyć, ponieważ już wtedy Jadwiga R. odgrażała się oskarżonej, że będzie miała kłopoty i że jej zniszczy życie” - czytamy w apelacji.
Dziennikarka twierdzi, że w kilku ratach przekazała staruszce pieniądze, a ta pokwitowała to własnoręcznymi podpisami. Sąd Rejonowy w Brodnicy tymczasem w uzasadnieniu wyroku zaznacza, że opinia biegłego grafologa podważa prawdziwość podpisów pani Jadwigi. Dziennikarka, po pierwsze, nie zgadza się z wnioskami wywiedzionymi przez sąd. Po drugie, skarży się na odrzucenie jej wniosków o wykonanie dodatkowych ekspertyz. Jest pewna, że potwierdziłyby one jej wersję wydarzeń.
Emocje w korytarzu sądowym
Do pierwszej rozprawy apelacyjnej doszło 21 marca. W Sądzie Okręgowym w Toruniu stawili się: samotna i smutna Celina N., 91-letnia „babcia Jadzia” w towarzystwie wspomnianego wcześniej Dariusza A. i innych opiekunów oraz dziennikarze.
Nie stawił się natomiast pełnomocnik prawny seniorki, co sądowi nie umknęło. Lepiej, żeby przy kolejnej, majowej okazji, w sądzie był. Jeśli bowiem niedosłysząca staruszka ma korzystać z czyjejś pomocy, to ustanowionego formalnie pełnomocnika, a nie mówiących za nią „wolontariuszy”. To, oczywiście, dla uczciwości całego postępowania.
Na samej rozprawie apelacyjnej wydarzyło się niewiele. Cała uwaga skupiła się na prawie do obrony Celiny N., która w sądzie stawiła się sama. Sąd uznał, że dziennikarka, utrzymująca się obecnie wyłącznie z 1600 zł netto świadczenia rehabilitacyjnego, a samotnie wychowująca córkę, nie ma środków na opłacenie obrońcy. Przyznano jej takiego z urzędu.
Burzliwy ciąg dalszy miał już miejsce na sądowym korytarzu. Tutaj swoje racje emocjonalnie przedstawiły nie tylko skonfliktowane strony, ale i towarzysze „babci Jadzi”. Iskrzyło.
Bez zdjęć polityków PiS
Celina N. rezon po rozprawie apelacyjnej odzyskała natychmiast, gdy zapaliło się światło kamery publicznej telewizji. Opanowała głos, a wypowiedź zaczęła od zgody na publikację wizerunki i nazwiska (my z tej zgody świadomie nie korzystamy).
Facebook dziennikarki od wielu miesięcy nie cieszy oczu zdjęciami polityków PiS. Nikt też z dziennikarzy, wcześniej ujmujących się za „nękaną i zastraszaną” Celiną N., nie śpieszy jej teraz z medialną pomocą. Zapadła cisza.