Senator PiS: Janusz Śniadek jest silny, bo prezes go wskazał
Jak trzeba będzie i będzie się źle działo, jak moja partia by się sprzeniewierzyła Polsce i Polakom, to ja pierwszy wystąpię - zapowiada senator PiS Waldemar Bonkowski i krytykuje Janusza Śniadka.
Kiedy rządziła Platforma, Pan nazywał siebie żołnierzem frontowym PiS i jeździł po Polsce z hasłami „ojczyzna gore...”. A teraz walka się dla Pana skończyła?
Patologie nie znikają i trzeba być czujnym.
Chce Pan powiedzieć, że za rządów PiS też są patologie?
Nie mówię, że w PiS są patologie. Ale jeżeli w mojej partii zauważę jakieś złe zjawisko, to powiem o tym głośno. Każda władza może się zdemoralizować. Jako żołnierz frontowy wiem, że trzeba, mówiąc kolokwialnie, także swoim patrzeć na ręce. Mam własne zdanie i nie boję się go artykułować.
Ale na razie jak lew broni Pan ustawy PiS o zgromadzeniu, która dla wielu ma elementy antydemokratyczne.
Ta ustawa jest dla bezpieczeństwa, żeby się ludzie po pyskach nie prali.
No tak, powiedział Pan nawet na posiedzeniu senackiej komisji dosadniej: „może trzeba pozwolić bez ograniczenia stu metrów na jeden dzień wszystkim się zebrać na ubitym polu i zrobić raz porządek”.
Jak słyszę, że totalna opozycja, która wie, że my mamy rację, mówi jedynie „nie bo nie”, to ja podsuwam pomysł radykalny. Jak chcecie konfrontacji, to może trzeba się raz na 50 lat zetrzeć i będzie porządek.
A kto miałby wygrać w tej konfrontacji?
Oczywiście my, czyli większość.
Co by Pan zmienił w swojej partii na Pomorzu?
Uważam, że Prawo i Sprawiedliwość powinno na Pomorzu zintensyfikować swoje działania. Że jako partia rządząca jesteśmy za mało widoczni. A opozycja ma się bardzo dobrze.
Jestem rozczarowana. I to mówi ktoś, kto jeszcze niedawno twierdził: - Nie jestem wazeliniarzem, nawet jak mam inne zdanie niż prezes, to nie boję się mówić.
I nie boję się mówić, że w pomorskim PiS też są ludzie niezadowoleni z ostatnich zmian kadrowych. Że są niezadowoleni z decyzji Janusza Śniadka. Ja sam podczas wyborów powiedziałem mu, że dostał kolejną szansę i żeby jej teraz nie zmarnował, bo może następnej już nie będzie.
Dlaczego niektórzy są niezadowoleni?
To są ludzie, którzy przez lata byli oddani partii, działali w niej wiernie i niejednokrotnie bywali szykanowani, tracąc nawet pracę. A teraz widzą, jak czołowe stanowiska dostają ci, którzy zawsze szli z prądem. Dostają, choć im się nie należą, i jeszcze czasami potrafią sobie drwić z obecnej władzy.
Takimi ogólnikami może mówić każdy.
To powiem tak, dziwię się niektórym nominacjom na Pomorzu. Nie szukając daleko, pan Andrzej Marszk został wiceszefem Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. A ja nie przypominam sobie, żeby on miał coś z naszą partią wcześniej wspólnego. Żeby sobie dla PiS rękawy wyrywał. I dlatego pytam - dlaczego on? I protestuję przeciw takim nominacjom. Albo dyrektor Zarządu Portu Gdańsk pan Łukasz Greinke. Też nie należy do partii, podobnie jak nowa szefowa NFZ. Teraz usłyszałem, że wojewoda powołał na wojewódzkiego inspektora transportu drogowego Wiesława Lewandowskiego, człowieka, który do niedawna pracował w gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni pod skrzydłami Platformy. Ja się więc zastanawiam, czy wojewoda Drelich, powołując ludzi związanych z poprzednią formacją, wie, jakiemu rządowi służy i że jest przedstawicielem rządu pani Beaty Szydło.
Ale kto o tych nominacjach decyduje? Partia.
Myślę, że te nominacje nie dzieją się bez wiedzy przewodniczącego Śniadka. To jest właściwie tandem Drelich-Śniadek.
To jest jakaś grupa trzymająca władzę w pomorskim PiS?
Są ludzie, którzy są bliżej Janusza Śniadka i pewnie mają lepszy dostęp do jego ucha, a tym samym lepsze możliwości w awansach. Ja w tej grupie nie jestem.
Czuje się Pan odsunięty?
Nie zależy mi na tym, żeby być blisko niego. Chodzi mi tylko o dobro partii. I jak są złe albo wątpliwe nominacje, milczał nie będę. Uważam, że powinna być głębsza wymiana kadr, i to wymiana na ludzi ideowych, a nie przypadkowych. Bo potem, jak będą z ich powodu jakieś kłopoty, to one pójdą na konto PiS. I Polacy będą mówić - patrzcie, to jest ta dobra zmiana. Ci nieideowi , niezwiązani długo z PiS są niepewni, i taka jest prawda.
Pan mówi, że zmiany kadrowe są jednak powierzchowne. Że trzeba wymieniać do spodu. A co tu jest jeszcze do wymiany na Pomorzu?
Jak to co? A Urząd Wojewódzki? Tam nie było praktycznie żadnych zmian, poza wojewodą i kilkoma osobami, które pełnią funkcje doradcze. Dyrektorzy wydziałów wywodzą się z dawnych czasów, a nawet jak się nowych powołuje, to są to osoby z zewnątrz, jak pan Przemysław Iwan, który przyszedł z Warszawy. To jaka to zmiana?
Może chodzi o to, żeby to byli fachowcy?
A co to znaczy fachowcy? Jak mają zostać fachowcy, to po co robić wybory? Czy po 1989 roku mieliśmy zostawić komunistów, bo byli fachowcami? Nowa władza nigdy nie będzie miała swojej elity, jeśli zostawi tych „starych”. Zresztą rządy fachowców PO pokazały, do czego Polska doszła, że doszła na skraj przepaści. I myśmy to powstrzymali.
Pan nie kryje, że przewodniczący Śniadek Pana rozczarowuje.
Ja wazeliny nie będę uprawiał. Ale też inni dostrzegają, że coś jest u nas nie tak. Dowodem na to były właśnie te ostatnie wybory przewodniczącego.
Pan prezes rekomendował kolegę Janusza i większość go wybrała. Ale jednak 150 osób było przeciw tej kandydaturze, a ponad 20 wstrzymało się od głosu. No i powiedzmy, że odnotowano niską frekwencję w tych wyborach. Bo uprawnionych do głosowania było mniej więcej 700 osób, a przyjechało ponad 400. Około 300 nie dojechało. Nie wiem, z jakiego powodu - zniechęcenia, czy może rozczarowania? Fakt, że nie dojechali. I nad tym ubolewam, bo gdyby była dużo wyższa frekwencja, to wynik wyborów mógłby być inny.
Ale był jakiś kontrkandydat?
Nie.
To dlaczego Janusz Śniadek jest taki silny?
Pan prezes go wskazał. I ja wybór szanuję, ale wydaje mi się, że kolega Janusz nadal nie wyszedł z butów związkowca. I bardziej się czuje związkowcem niż partyjnym działaczem. Wiele stanowisk dostali ludzie z dawnej AWS i Solidarności, a marginalizuje się ludzi, którzy od początku należeli do PiS. I mam prawo tak myśleć, bo ja też uważam się za osobę marginalizowaną.
Dlaczego? Jest Pan przecież senatorem.
Ale to nikt inny, tylko pan Śniadek skreślił mnie z listy wyborczej do Sejmu. I tylko dzięki interwencji pana prezesa Kaczyńskiego zostałem przywrócony na senatorską listę. Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać z tego powodu. Bo sam nie wierzyłem, że wygram z kandydatem Platformy. Bo w przypadku Senatu nie jest tak jak w przypadku Sejmu, że nawet ostatni z listy może wejść. Tu jest wóz albo przewóz. Ale ja nigdy się nie poddaję. Chciałem zrobić tylko dobry wynik, a zrobiłem coś, co w kolebce Platformy wydawało się niemożliwe - wygrałem.
Dla Pana ma to znaczenie, czy Sejm, czy Senat?
Chciałem być w Sejmie, bo rola posła jest bardziej widoczna. Ale na sercu leży mi fakt, że przez ostatnie cztery lata na Pomorzu PiS jednak nie widać. To mój największy zarzut pod adresem przewodniczącego. Gdzie było PiS, kiedy w Gdańsku fetował sobie Trybunał Konstytucyjny? My powinniśmy stać pod Dworem Artusa i protestować. Ale nas nie było. Piłsudski powiedział, że przegrać, ale nie ulec, to jest zwycięstwo. Ale zwyciężyć i spocząć na laurach to przegrana. Nie można się zachłysnąć sukcesem. Trzeba iść dalej.
Brakuje Panu trochę tej walki.
No tak, bo ja jestem żołnierzem frontowym. I teraz muszę powściągać swoje emocje. Ale powalczyłbym najpierw z Platformą, z tą totalną opozycją, która chce 13 grudnia wypowiedzieć posłuszeństwo obywatelskie. To rzecz niebywała. Gdyby to ode mnie zależało, to ja bym kilku gości, zgodnie z konstytucją, aresztował, bo to nawoływanie do rozróby w kraju. Czytając ten list opozycji, jakbym słyszał Jaruzelskiego, kiedy tłumaczył wprowadzenie stanu wojennego.
Ale Pan sam nawoływał do obalenia rządu, tylko poprzedniego.
No tak, ale różnica między tamtym rządem a naszym jest diametralna. My robimy coś dla Polski, działamy, obietnice spełniamy.
To jest wasza prawda.
Ale prawda jest tam, gdzie jest. I to my mamy rację. Naród nas wybrał.
Część narodu, Panie senatorze. Ale zapytam inaczej. Pan na swojej bramie wjazdowej powiesił kiedyś tabliczkę: Uwaga! Byłym funkcjonariuszom PZPR, UB, SB, ORMO, wszystkim konfidentom oraz lewakom i wrogom IV RP wstęp wzbroniony.
I do dzisiaj ta tabliczka wisi.
Prokuratora Stanisława Piotrowicza zaprosiłby Pan do siebie? Byłego członka PZPR, prokuratora również w czasie stanu wojennego?
Wielu członków w naszej partii należało do PZPR. Lepsi są tacy, którzy przeszli jakąś refleksję i coś zrozumieli.
Naprawdę Pan widzi tę refleksję?
W przypadku posła Piotrowicza tak, ale nie w przypadku pułkownika Mazguły, który stan wojenny nazwał „kulturalnym wydarzeniem”. On żadnej refleksji nie przeżył, skoro uważa, że wszystko było cacy.
A poseł Piotrowicz ze śmiechem woła z trybuny „precz z komuną!”.
Zrewidował swoje poglądy. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Pan się nie boi, że stracił ten walor buntownika, ostatniego polskiego patrioty? Teraz mówi Pan raczej tak jak wszyscy w PiS, gładko.
Wtedy mówiłem ostro, bo źle się działo w Polsce. A teraz co, mam wyjść i powiedzieć, że się nie zgadzam z 500 plus, z mieszkaniem plus?
Ojczyzna już dziś nie gore?
Powstrzymaliśmy to. Jest duży opór, bo ludziom, którzy tyle lat byli przy korycie, zawalił się świat. I najbardziej dla człowieka bolesna operacja to odcięcie jego jęzora od koryta.
Używając Pana określenia koryto, to obecnie jest przy nim PiS. A co by Pan na tej swojej lawecie teraz napisał?
Zaapelowałbym do Polaków, żeby nie popadli w amnezję. Bo potrafią zapominać. Pani mówi, że straciłem walor buntownika, to ja powiem to, co mówił Mark Twain, że wieści o mojej śmierci są przedwczesne. Jak trzeba będzie i będzie się źle działo, jak moja partia by się sprzeniewierzyła Polsce i Polakom, to ja pierwszy wystąpię. Czasami siedząc w Senacie, myślę: - Waldek, co ty tutaj robisz. Bo ja jestem człowiekiem walki, żołnierzem frontowym. I zawsze byłem na pierwszej linii.
Jak trzeba będzie, to do swoich też Pan będzie strzelał oskarżeniami?
Tak, nie zawaham się ani przez chwilę. Wyciągnę lawetę, która stoi w garażu, i ruszę w Polskę.