Seniorzy chcą alimentów od dzieci. Jak sądy mierzą ich „niedostatek”?

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Małgorzata Oberlan

Seniorzy chcą alimentów od dzieci. Jak sądy mierzą ich „niedostatek”?

Małgorzata Oberlan

Każdego roku setki rodziców pozywają dzieci o alimenty. Na sądowych salach dochodzi do rodzinnych psychodram i drobiazgowego rozliczania.

Niedostatek to kluczowa kategoria, która towarzyszy takim sprawom. Tylko jeśli rodzic się w nim znajduje, może liczyć na alimentację ze strony dorosłego dziecka. Stąd mowa o drobiazgowych rozliczeniach.

Psychodramy rodzinne natomiast pojawiają się przy takich procesach zawsze, gdy dzieci płacenia odmawiają, powołując się podstawowe zasady współżycia społecznego. Starają się wtedy poprzez relacje własne i świadków odtworzyć czasy sprzed lat, gdy jako dzieci były bite, zaniedbywane, opuszczane przez pijących tatusiów czy mamusie.

Przez polskie sądy rodzinne co roku przewija się po 900-1300 takich spraw. Każda boli...

Emeryt i córka w Anglii

Pani Joanna od kilku lat mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii. Wraz z narzeczonym wynajmują piętrowy domek. Kobieta pracuje w kawiarniach. Nie narzeka, ale i nie żyje w luksusie. Wielkim zaskoczeniem był dla niej pozew ojca o alimenty.

Rodzice pani Joanny rozwiedli się, bez orzekania o winie, gdy była jeszcze dzieckiem. - Ojciec nigdy nie interesował się moim wychowaniem. Nie dokładał się do wydatków związanych z uroczystościami rodzinnymi, nawet takimi jak chrzest czy Pierwsza Komunia Święta - podkreślała w sądzie kobieta.

Ojciec pani Joanny ożenił się powtórnie. Jak ustalono w Wydziale Rodzinnym i Nieletnich Sądu Rejonowego w Toruniu, to właśnie pani Waleria - druga żona - już w 2007 roku zaczęła zaciągać liczne kredyty i pożyczki. Czyniła to jednak za zgodą męża. Małżeństwo emerytów z Torunia popadło w kłopoty finansowe. Wtedy właśnie ojciec postanowił pozwać panią Joannę o alimenty.

Sędzia Marek Szcześniak alimentów mężczyźnie nie przyznał i wyrok ten jest już prawomocny.

Uzasadniając odmowę, sędzia wskazał, po pierwsze, na kolejność obowiązku alimentacyjnego. Gdyby emeryt popadł w niedostatek, to pierwszą osobą, którą powinien pozywać, winna być jego aktualna żona.

Kluczową sprawą dla sądu był jednak ów niedostatek. Sędzia uznał, że torunianin wcale w biedzie nie żyje. Co miesiąc odbiera godziwą emeryturę, wykraczającą poza polską normę. Podobne świadczenie ma też jego żona. Z tej kwoty jest w stanie finansować wszystkie swoje usprawiedliwione wydatki: na wyżywienie, leki i inne potrzeby związane ze stanem zdrowia, na zakup odzieży, środków czystości, część opłat za mieszkanie, w którym przebywa.

Natomiast korzystanie z kredytów i pożyczek, które są stopniowo spłacane, nie oznacza pozostawania w niedostatku - zaznaczył w uzasadnieniu wyroku sędzia.

Jak zmierzyć niedostatek?

Niedostatek to stan, w którym powód nie może zaspokoić swoich podstawowych potrzeb życiowych. Brak możliwości należy odczytywać jako brak pieniędzy, niedostateczną ich kwotę, jak i brak możliwości ich uzyskania, na przykład w drodze spieniężenia majątku - objaśnia adwokat Mariusz Lewandowski z Torunia. - Innymi słowy, roszczenie o alimenty może być ocenione jako zasadne, gdy rodzic wykaże, że nie ma dostatecznych środków na sfinansowanie swoich podstawowych potrzeb.

Oczywiście, zaraz rodzi się pytanie o owe potrzeby. Do kategorii tych podstawowych należy zaliczyć: koszty bieżącego utrzymania (opłaty mieszkaniowe, czyli czynsz i media), zakup środków spożywczych, środków higieny, kosmetycznych oraz drogeryjnych, jak również wydatki związane z zakupem leków (rzecz jasna, tych uzasadnionych medycznie).

Według adwokata Mariusza Lewandowskiego, do rzeczonych podstawowych potrzeb można by również wliczyć abonament telewizyjny (o ile nie ma zwolnienia) oraz koszty związane z używaniem telefonu komórkowego.

Co istotne, sąd w każdej takiej sprawie oceni również, czy powód sam nie wprawił się w stan niedostatku, chociażby wyzbywając się majątku, przepisując go na kogoś - zaznacza prawnik.

Każda sprawa jest jednak inna, bo inaczej niedostatek oceni sąd w Warszawie, a inaczej ten w Lipnie. Od oceny sędziego zależy też, gdzie ujrzy granicę ubóstwa, które potrzeby wykluczy z katalogu podstawowych i - uwaga! - jak oceni zdolność pozwanych dzieci do alimentacji.

Mundurowi i matka

400 zł miesięcznie - tyle alimentów otrzymywać ma pani Wanda od dwóch swoich synów: zawodowego żołnierza i emerytowanego policjanta. Sąd Rejonowy w Chełmnie po szczegółowym zbadaniu sprawy uznał, że 72-letnia wdowa żyje w niedostatku i wsparcie dorosłych dzieci jej się należy. Co prawda, nie tak wysokie, jakby chciała (wniosła o 800 zł łącznie), ale jednak. Cała sprawa miała przykry przebieg, bo rodzina jest skonfliktowana od lat. W tle dodatkowo jest tragedia z 2013 roku, kiedy to zaginął mąż pani Wandy.

Pani Wanda ma 72 lata i utrzymuje się z 1417 zł renty po zmarłym mężu (ten najpierw uznany był od 2013 roku za zaginionego i poszukiwany przez policję). Kobieta cierpi na liczne schorzenia. Leczy się w zakresie NFZ, ale też prywatnie, sporo wydaje na leki. Mieszka sama w domu jednorodzinnym, którego jest współwłaścicielką wraz z synami. Konieczny jest remont, ale ona nie ma na to pieniędzy.

Pozywając dorosłych synów o alimenty, 72-latka wskazała, że żyje na krawędzi ubóstwa. Podała, że w sumie ma ponad 20 tys. zł zadłużenia, a koszt miesięcznej raty wynosi 800 zł. Pozostałą do dyspozycji kwotę przeznacza na zakup jedzenia i lekarstw. Pożyczki zaciągała m.in. na zakup opału. Synowie, choć dobrze im się powodzi, nie interesują się jej losem i nie wspierają jej - skarżyła się pani Wanda.

Obaj pozwani synowie zdecydowanie odmówili płacenia jakichkolwiek alimentów. Twierdzili, że ich matka wprowadza sąd w błąd. Przypomnieli, że gdy w 2013 r. zaginął ich ojciec i mąż pani Wandy, akcję poszukiwawczą prowadziła policja. Kobieta nie poinformowała o tym ZUS i przez trzy miesiące nieprawnie pobierała jego emeryturę. Gdy sprawa się wydała, ZUS kazał kobiecie oddać pieniądze. Rozłożył należność na raty: po 200 zł miesięcznie. Pani Wanda po jakimś czasie jednak poinformowała synów, że to raty nie do przyjęcia dla niej i że zaciągnęła pożyczkę. Potem kolejną... Zdaniem synów, pieniądze wydała na inne, mniej potrzebne rzeczy.

Generalnie, w opinii synów ich matka nie żyje w niedostatku. Jeśli ma kłopoty finansowe, to sama jest sobie winna. Najważniejsze jednak, że w ich opinii na pomoc nie zasługuje. Dlaczego?

„Pozwani zaakcentowali, że W. H. nigdy nie spełniała swoich obowiązków rodzicielskich wobec nich, ani kiedy byli dziećmi, ani kiedy byli dorastającymi chłopcami, ani teraz, kiedy mają swoje rodziny. Argumentując swoje stanowisko, wskazali, że wszystko, co osiągnęli, to jest stan posiadania, wykształcenie i ukształtowanie zawdzięczają wyłącznie sobie oraz nieżyjącemu ojcu” - odnotował sąd w aktach sprawy.

Sąd wszystko policzył

Sędzia Sławomir Lewandowski ustalił, że synowie pani Wandy radzą sobie życiowo. Starszy, pan Janusz, ma 49 lat i jest emerytowanym policjantem. Jego świadczenie wynosi 3024 zł. Do tego prowadzi własną działalność gospodarczą (pośrednictwo ubezpieczeniowe), która w zeszłym roku przyniosła mu 15 tys. zł. Ma troje dzieci w wieku szkolnym. Rodzina mieszka w domu (2600 zł miesięcznej raty do banku) i dysponuje dwoma samochodami.

Młodszy syn, pan Artur, ma 42 lata i jest zawodowym żołnierzem w Toruniu. „Na rękę” zarabia 3700 zł. Jego żona natomiast, zatrudniona w prywatnej firmie, co miesiąc odbiera 3900 zł. To małżeństwo również wychowuje troje dzieci w wieku szkolnym i również spłaca raty kredytu hipotecznego nieruchomości, w której mieszka. Dodatkowym wydatkiem rodziny jest czesne za naukę dwojga dzieci w katolickiej szkole: po 390 zł miesięcznie.

Wyrokiem sądu Rejonowego w Chełmnie każdy z synów ma płacić matce po 200 zł alimentów. „Jak wynika z ustalonego w sprawie stanu faktycznego z dochodu powódki, który wynosi około 1417 zł. miesięcznie netto, ponosi ona comiesięczne wydatki w kwotach: około 240 zł z tytułu kosztów zakupu lekarstw, około 50 zł w skali miesięcznej z tytułu kosztów prywatnych wizyt lekarskich i około 338 zł z tytułu miesięcznych kosztów utrzymania domu. To sprawia, że -po odjęciu wymienionych kosztów - powódce pozostaje kwota 789 zł, z której to kwoty musi zapewnić sobie miesięczne wyżywienie oraz zakup m.in. odzieży i środków czystości. W ocenie sądu kwota ta jest niewystarczająca dla zaspokojenia w pełni niezbędnych kosztów utrzymania powódki i dlatego należy stwierdzić, że pozostaje w stanie niedostatku” - uzasadnił sąd.

Głównie patologiczne?

W nieoficjalnych rozmowach z prawnikami usłyszeć można, że pozywanie dzieci o alimenty głównie zdarza się w rodzinach patologicznych. A przynajmniej - dysfunkcyjnych. Z tym drugim określeniem trudno dyskutować. W rodzinach, gdzie międzypokoleniowe relacje są dobre, spraw finansowego wsparcia seniorów nie załatwia się na drodze sądowej. Bywa zresztą i tak, że pozew rodzica to jakiś akt odwetu albo wołanie o zainteresowanie.

Jak problem wygląda w statystykach resortu sprawiedliwości? W 2010 roku rodzice pozwali dzieci o alimenty 943 razy. W roku 2012, rekordowym, aż 1348 razy. Średnia roczna w Polsce to obecnie około 1000 takich spraw. W roku 2016 było ich 985. W tym też roku sądy zdecydowały o przyznaniu w sumie 602 tys. 507 zł alimentów ze strony dzieci, co dało miesięczny koszt średnio 611 zł na jedną rodzinę. W opinii prawników, świadomość prawna Polaków rośnie, więc podobnych spraw będzie przybywać. Bywa, że inicjują je w imieniu seniorów ośrodki pomocy społecznej.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.