Sepsa wciąż zabija. Czy dla Wiktorii był ratunek?
W Polsce prawie co piąty przypadek sepsy meningokokowej kończy się śmiercią, a lekarze wciąż nie potrafią jej rozpoznawać. Czy 2-letnią Wiktorię z Brodnicy można było uratować?
To pytanie codziennie zadają sobie rodzice dziewczynki. Brzmieć musi ono też w głowach brodnickich lekarzy. Tym bardziej, że śmiercią dziewczynki zajmują się prokuratura i Rzecznik Praw Pacjenta.
„O, Jezu! To sepsa!”
Wstępne ustalenia mówią o tym, że 2-letnia Wiktoria z Brodnicy zmarła na początku września wskutek tzw. sepsy piorunującej. Wstępne, bo miejscowa prokuratura czeka jeszcze na opinię biegłego medycyny sądowej, który jasno wskaże przyczynę zgonu i mechanizm, który do niego doprowadził.
Co wiadomo o dramacie? 2 września pani Kinga udała się z 2-letnią córką Wiktorią do lekarki w przychodni zdrowia. Dziewczynka gorączkowała i bolał ją brzuch. - Doktor ją osłuchała, zajrzała w gardło, zmierzyła jej jeszcze temperaturę i powiedziała mi, że to jest grypa jelitowa, bo teraz panuje ta grypa. Miałam wrócić do domu, zbijać jej gorączkę, zrobić chłodną kąpiel i wyjść trochę na dwór - relacjonowała pani Kinga reporterom „Interwencji Polsatu”.
Lekarka wizytę zapamiętała inaczej. Tak ją relacjonowała reporterom: - Zbadałam dziecko. Nie tak, że zajrzałam w gardełko i stwierdziłam, że to jelitówka. Zbadałam dziecko. Było osłuchane, był sprawdzony brzuszek, objawy oponowe. Wszystko. Nie było żadnych cech jakiejkolwiek ciężkiej choroby. Natomiast takich dzieci, które gorączkują czy przychodzą z gorączką, jest przecież „full”.
Lekarka dała matce skierowanie na badania, na które miała udać się z Wiktorią następnego dnia, po czym odesłała kobietę do domu. Niestety, nazajutrz rano doszło do dramatu. Dziecko było sine i zimne. Rodzice wezwali karetkę pogotowia. W brodnickim szpitalu pierwsze słowa, które usłyszeli od lekarki na izbie przyjęć, brzmiały: „O, Jezu! To jest sepsa”.
Jeśli wina, to czyja?
Wiktorii nie udało się uratować. Dyrekcja szpitala sama zawiadomiła o sprawie Prokuraturę Rejonową w Brodnicy, która wszczęła śledztwo. Szpital na swojej stronie internetowej natomiast zamieścił obszerne oświadczenie, w którym zapewnia, między innymi, o szybkiej reakcji pogotowia ratunkowego na wezwanie.
Już 3 września prokuratura wszczęła śledztwo. Prowadzi je w kierunku narażenia życia i zdrowia dziecka. Sprawdza szczegółowo każdą ewentualność: postawę rodziców Wiktorii, zachowanie lekarki w przychodni zdrowia, sytuację w szpitalu.
- Wykonujemy na miejscu niezbędne i niecierpiące zwłoki czynności w tej sprawie. Potem zamierzamy ją przekazać do specjalnej komórki zajmującej się błędami medycznymi w Prokuraturze Regionalnej w Gdańsku - informuje Alina Szram, prokurator rejonowa w Brodnicy.
To właśnie w Gdańsku powołany zostanie zespół biegłych, którzy sprawdzą, czy i kto w Brodnicy dopuścił się błędów w sztuce lekarskiej.
Na razie brodnicki szpital jest nieprzyjemnie zaskoczony tym, w jaki sposób do sprawy włączył się Rzecznik Praw Pacjenta. Marta Domżalska w imieniu dyrekcji informuje, że pomimo przekazania rzecznikowi kompletu dokumentacji dotyczącej 2-latki (wraz z raportem z badania genetycznego, przeprowadzonego przez Krajowy Ośrodek Referencyjny ds. Diagnostyki Bakteryjnych Zakażeń Ośrodkowego Układu Nerwowego), Rzecznik przeprowadził w lecznicy kontrolę. Tymczasem lecznica w całej sprawie czuje się absolutnie niczemu niewinna...
Na konkretne ustalenia w sprawie śmierci Wiktorii i ewentualnych błędów lekarzy trzeba cierpliwie poczekać. Warto tymczasem posłuchać tego, co o sepsie w Polsce mówią eksperci.
Śmiertelność i sprawy sądowe
Tak się składa, że akurat we wrześniu (13. dnia tego miesiąca przypada Światowy Dzień Sepsy) specjaliści uczestniczący w kampanii „Wyprzedź meningokoki! Liczy się czas” znów wzięli sepsę pod lupę. Co podkreślają?
Szacuje się, że rocznie sepsa dotyka 20-30 mln osób na świecie (w Polsce co najmniej 50 tys.), z czego 6 mln umiera, co daje 50 osób na godzinę. Tym samym zbiera ona większe żniwo niż rak prostaty i piersi oraz HIV/AIDS. Niestety, aż 1,2 mln przypadków sepsy dotyczy dzieci, często bardzo małych. Wbrew obiegowym opiniom, sepsy nie powinno się identyfikować z zakażeniami szpitalnymi, bo częściej jest wywoływana przez zakażenia pozaszpitalne (do 80 proc.).
Najczęstszą przyczyną sepsy u dotychczas zdrowych dzieci jest zakażenie bakteryjne. U starszych niemowląt i dzieci w wieku przedszkolnym za większość przypadków odpowiadają bakterie otoczkowe, takie jak pałeczka hemofilna typu b, pneumokoki i meningokoki.
Rocznie sepsa dotyka 20-30 mln osób na świecie (w Polsce co najmniej 50 tys.), z czego 6 mln umiera, co daje 50 osób na godzinę.
- W Polsce największy problem sprawia sepsa meningokokowa u dzieci w pierwszych 2 latach życia, z którą związane jest 80 proc. spraw sądowych w pediatrii - mówi dr hab. Ernest Kuchar, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. - Lekarze nie mają doświadczenia w rozpoznawaniu sepsy meningokokowej. Trudno ją nabyć w stosunku do choroby, która występuje dość rzadko (w 2018 r. rozpoznano 140 przypadków, choć z pewnością nie są to pełne dane) i rozwija się tak szybko. Do większości zgonów dochodzi w ciągu pierwszych 24-48 godzin choroby.
Uratowana malutka Oliwia
Eksperci podkreślają, że w Polsce prawie co piąty przypadek sepsy meningokokowej kończy się śmiercią, a co trzeci pacjent cierpi z powodu długotrwałych następstw - od zaburzeń psychicznych, przez utratę słuchu nawet, po amputacje kończyn.
O prawdziwym szczęściu może zatem mówić malutka Oliwia i jej rodzice. Dziewczynkę ratowano na oddziale intensywnej opieki noworodka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. Rodzice trafili tutaj z córeczką w 2014 roku z rodzinnej miejscowości oddalonej od Torunia o 60 km.
- Nasza córeczka Oliwia urodziła się 2 września 2014 roku z wagą 1980 g. Gdy wyszła ze szpitala, wszystko było dobrze - opisuje pani Monika, matka.
Od 23 września Oliwka płakała. Nie miała temperatury, apetyt był w normie, nie było żadnych sinych nóżek ani rączek. Matkę zaniepokoiło jednak to, że w nocy dziecko nie mogło spać, tylko płakało. - Pojechaliśmy na pogotowie 25 września. Kazali nam zostać na oddziale. Przyszło trzech lekarzy. Badali ją, a my nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Gdy przyszedł lekarz i powiedział nam, że nasze dziecko ma sepsę i że stan jest krytyczny, prawie zemdlałam. Płakałam, nie wiedziałam, co to jest, skąd się wzięło...
Lekarze podali dziecku antybiotyk. Następnego dnia przewieźli Oliwię do Torunia na wspomniany oddział szpitalny. Tam spędziła ponad 3 tygodnie. - Opieka była super i lekarze bardzo chcieli pomóc, jednak 4 doby były decydujące - wspomina pani Monika. - Oliwia miała zagrożone nerki. Wykonano transfuzję krwi. Lekarze zrobili wszystkie badania i dziękowałam Bogu, że bakteria niczego nie uszkodziła, chociaż córka miała ją w całym organizmie, nawet w rdzeniu kręgowym.
O powadze sytuacji świadczy to, że Oliwię wypisano ze szpitala w połowie października, a pod koniec listopada znów zaczęła gorączkować i okazało się, że bakteria dalej atakuje organizm. Dziecko ponownie było hospitalizowane. - Od tamtej pory sepsa już nie pojawiła się w naszym życiu - kończy pani Monika, która swoją historię opisała na portalu „Pokonać sepsę”.
Ratunek? Ważne szczepienia!
- Sepsa meningokokowa na początku choroby jest trudna do rozpoznania, a jednocześnie zakażenie postępuje bardzo szybko, ma wysoką śmiertelność i duże ryzyko powikłań, dlatego profilaktyka w postaci szczepień ochronnych jest uzasadniona u każdego dziecka - mówi lek. Piotr Hartmann, prezes Fundacji Rozwoju Pediatrii.
Według ekspertów, dzieci w Polsce w pierwszej kolejności powinny być szczepione przeciw meningokokom typu B7, które wywołują najwięcej przypadków inwazyjnej choroby (występuje pod postacią sepsy i/lub sepsy z zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych), zarówno w 1. roku życia (77 proc.), jak i w całym społeczeństwie (66 proc.). Niestety, te szczepienia są odpłatne. Kosztują 250-300 zł.