Serce + Głowa = Pomoc
Każdy gest się liczy - mówi Katarzyna Wirkus, psychotraumatolożka, radząc, jak w różny sposób możemy pomóc ludziom, którzy uciekli przed wojną w Ukrainie.
W jakim stanie psychicznym są uchodźcy z Ukrainy?
Osoby, które przybywają do nas po ucieczce z kraju ogarniętego wojną, są często przestraszone, zmęczone, pełne lęku. Zostawiły swoje domy, często swoich bliskich, obawiają się o ich bezpieczeństwo. Trafiły do obcego kraju, gdzie mówi się w innym języku, wokół są obcy ludzie, na których dobrej woli muszą teraz polegać. To jest bardzo trudna sytuacja, więc naturalne, że te osoby mogą być wycofane, nieśmiałe, unikające kontaktu. Mogą też próbować poradzić sobie ze swoim dramatycznym położeniem, podkreślając potrzebę zachowania własnej godności. Może się to przejawiać zachowaniem, które bywa mylnie odczytane jako niewdzięczne, roszczeniowe. Warto pamiętać, że te osoby przeszły traumę i nadal są pod wpływem stresu. Przeżywają lęk, być może były też świadkami zbrodni wojennych.
Jak im pomóc? Przecież nie wszyscy jesteśmy psychologami. Może pani przekazać kilka wskazówek, co możemy zrobić, aby uchodźcom było lżej?
To, co pomaga, to życzliwe przyjęcie, pozwolenie na oswojenie się z nowymi miejscami, z rozkładem pomieszczeń w mieszkaniu, wskazanie reguł, jakie będą panować w goszczącym ich domu. Być może będą na początku potrzebowały odpoczynku i spokoju. Z pewnością będą też chciały się skontaktować ze swoimi bliskimi, więc jeśli to możliwe, pomocne dla nich będzie udostępnienie domowego Wi-Fi.
Wychodzę z założenia, że wszyscy chcemy pomóc. Każdy człowiek jest inny. Nasuwa mi się pytanie, czy powinniśmy wypytywać o to, co widziały, przeżyły w Ukrainie?
Mogą mieć potrzebę opowiedzenia, czego w ostatnich dniach doświadczyły. Mogą też milczeć i unikać tego tematu. Te reakcje są naturalne. Mogą się zdarzyć koszmary senne, napady paniki, moczenie nocne u dzieci, reakcje złości czy zamrożenia w emocjach. Być może pomocne będzie przekazanie numeru telefonu, pod którym można uzyskać pomoc psychologiczną w języku ukraińskim.
No właśnie. W domu mojego znajomego przebywają obecnie trzy Ukrainki z dziećmi. Dwie dość szybko się zaaklimatyzowały, aktywnie szukają pracy, zapisały dzieci do szkoły, jedna ewidentnie przechodzi kryzys, rzadko wychodzi z pokoju, jest płaczliwa, smutna. Na bieżąco sprawdza wiadomości z Ukrainy. Mój kolega chciałby pomóc, ale nie wie, czy bardziej motywować ją do działania, czy dać jej czas? Co by pani poradziła?
Reagujemy na trudne sytuacje w różny sposób. Są osoby zadaniowe. Im w uporządkowaniu swojego świata pomaga działanie, które przybliża do celu, zajmuje czas, pomaga zredukować stres. Są też osoby, które potrzebują wyciszenia, czasem snu, rozmowy z drugim człowiekiem, żeby poukładać swoje myśli, spojrzeć z innej perspektywy, wypowiedzieć swoje obawy, nadzieje, ale też rozpacz i przerażenie. Zwłaszcza kiedy trwa traumatyzująca sytuacja, bo w przypadku wielu osób schronienie w Polsce daje poczucie bezpieczeństwa fizycznego, ale świadomość, że bliscy pozostali w oblężonych i bombardowanych miastach, niesie wciąż cierpienie. Nie znamy osób, które do nas trafiły, ale zawsze warto zapytać, czego potrzebują, żeby poczuły się lepiej i zadeklarować chęć pomocy. Świadomość, że jest ktoś, kto rozumie, współczuje, jest gotów odpowiedzieć wsparciem, dodaje siły.
Miała pani kontakt z wieloma kobietami z Ukrainy przebywającymi w Polsce. Trudno nawiązać z nimi kontakt? Jakie zgłaszają potrzeby?
Najpilniejszą potrzebą zgłaszaną przez kobiety, które tu trafiły z Ukrainy, to potrzeba zatrudnienia. Chcą pracować, bo nie chciałyby być ciężarem dla polskich rodzin. Bardzo starają się stanąć na własnych nogach, odnaleźć się w nowej dla nich rzeczywistości. Przydatne jest wsparcie przy załatwianiu formalności urzędowych, zgłoszeniu dzieci do szkoły czy poszukiwaniu pracy.
Ale pomagać trzeba z głową. To największy kryzys migracyjny od czasu II wojny światowej. Ludzie otworzyli serca i swoje domy. Czegoś takiego w Polsce dawno nie widzieliśmy. Wszyscy ruszyli z pomocą. Jednak co zrobić, aby w tej pomocy się nie pogubić?
W tym wszystkim warto też zadbać o siebie, ponieważ pomaganie bywa wyczerpujące. Dla osób, które przyjęły pod swój dach uciekające przed wojną osoby z Ukrainy, ta sytuacja też niesie mnóstwo stresu i obciążeń.
Co pani ma na myśli? Jak możemy zadbać o siebie?
Chyba mierzyć zamiary według własnych sił. To naturalne, że w odpowiedzi na ogrom ludzkiego nieszczęścia i niedoli reagujemy, spiesząc z pomocą. W pierwszych dniach i tygodniach inwazji rosyjskiej na Ukrainę społeczeństwo polskie zdało egzamin. Szybko i sprawnie, oddolnie ludzie zaczęli organizować zbiórki potrzebnych rzeczy, przywozili i przyjmowali pod swój dach uciekających z ogarniętego wojną kraju. Ta pomoc nie ustaje. Niestety, trzeba się liczyć z tym, że kryzysowa sytuacja będzie jeszcze trwała przez co najmniej wiele miesięcy. Warto szukać wsparcia dla siebie, kiedy przyjdzie zwątpienie lub wyczerpanie. Trzeba też zadbać o wypoczynek, regenerację sił. Nie zdołamy nikomu pomóc, jeśli sami będziemy wyeksploatowani z energii.
Wróćmy jeszcze do tego pomagania. Jest takie powiedzenie, że nawet kota można zagłaskać na śmierć. Nie jest czasem tak, że z tym wsparciem możemy przedobrzyć?
Nie sądzę. O ile zgadzamy się na to, że może nam ktoś podziękować i nie przyjąć jakiejś formy wsparcia, a nas to nie urazi, to damy przestrzeń do decydowania, a to oznacza szacunek dla granic drugiego człowieka.
Nie odnosi pani takiego wrażenia, że jest jakaś niewidzialna presja społeczna na pomaganie? Na profilach społecznościowych ukazują się zdjęcia polskich rodzin, które „chwalą się”, że przyjęły do siebie uchodźców. Co pani o tym myśli?
To, że ludzie pomagają, to jest bardzo budujące i potrzebne. Przecież robią to z własnej woli, prawda? Można pomagać w różny sposób. Jedni mają więcej czasu i możliwości finansowych, inni mają jakieś przydatne umiejętności, jeszcze inni dzielą się ważnymi dla uchodźców informacjami albo manifestują swoje poparcie dla narodu ukraińskiego w obliczu napaści Rosji na ich kraj. Każdy sposób jest dobry i każdy gest się liczy.
Jednak nie odpowiedziała pani na pytanie. Czy robienie sobie selfie z naszymi nowymi domownikami jest w porządku?
Tu trzeba dużo wyczucia i delikatności.
I jeszcze jedna istotna sprawa. Śledząc wiadomości, widzimy, że większość uchodźców wybiera duże miasta. W nich brakuje już mieszkań. Sytuacja lepiej wygląda w małych miasteczkach i na wsi, gdzie do dyspozycji Ukrainek są domy, często lepsze warunki mieszkaniowe niż w mieście. Docierają do mnie informacje, że panie nie chcą mieszkać na wsi. Dlaczego?
Domyślam się, że może chodzić o większe szanse na zdobycie zatrudnienia niż w wykluczonej komunikacyjnie wsi, w której nie ma żadnego miejsca pracy. Nie bez znaczenia jest też, że mieszkanie w większym mieście, gdzie schronienie znalazła większa liczba obywatelek i obywateli Ukrainy, jest bardziej sprzyjające, ponieważ mogą być oni dla siebie wzajemnie większym wsparciem, niż gdyby byli w rozproszeniu. Łatwiej jest przecież razem docierać do informacji, planować działania, wspierać się w opiece nad dziećmi. Duże miasta już są przepełnione i siłą rzeczy kolejni uchodźcy zostaną skierowani do mniejszych miejscowości. W gminie, w której pracuję, mieszka już kilkadziesiąt takich osób. Zostały przyjęte z otwartością i są otoczone troską, z tego, co obserwuję. Niektóre już znalazły pracę.