Serce pakują i związują kokardkę
Żyć tylko dla siebie - to kiepska sprawa - mówi Zbigniew Wiśniewski z Rowerowej Brzozy. - Mój świętej pamięci ojciec powtarzał, że to, co robisz dla rodziny jest ważne, co robisz dla siebie - mało ważne, a to, co robisz dla innych - bardzo ważne.
Rowerowa Brzoza od ośmiu lat bierze udział w Szlachetnej Paczce. Przygotowuje ją nie tylko dla jednej rodziny.
- Szlachetna Paczka uczy mnie pokory - mówi wolontariuszka Agnieszka Stelmaszyk.
Dziś masz ułożone życie, jutro możesz nie mieć nic.
W Szlachetnej Paczce jest drugi rok. Tym razem trochę wahała się ze względu na zdrowie, czy podoła zadaniu? Stwierdziła jednak, że nie wysiedzi spokojnie w domu, gdy akcja nabierze tempa, zaczną się rozmowy z darczyńcami, a na finał zwożenie i dostarczanie paczek do rodzin.
Tak to już jest, że serca i portfele otwieramy szczególnie przed świętami Bożego Narodzenia. W Szlachetnej Paczce nie wystarczy otworzyć portfel. Trzeba wybrać konkretną rodzinę, której chcemy pomóc, trzeba zebrać grupę, z którą wspólnie paczkę uszykujemy. To nie jest tak, że przygotowuje jedna osoba. Raczej by się nie dało.
Paczka to i wolontariusze, i darczyńcy, i obdarowywani. Wszystkie ogniwa są bardzo ważne. Żadnego z nich nie może zabraknąć.
Akcję w 2000 roku wymyślił ks. Jacek Stryczek z Krakowa. Wtedy młodzież z duszpasterstwa akademickiego przygotowała 30 paczek dla ubogich rodzin.
A potem stopniowo rosło, nabierało rozpędu, obrastało innymi inicjatywami. Dziś Szlachetna Paczka jest najbardziej rozpoznawalnym działaniem Stowarzyszenia Wiosna.
Drugie dno
Po pomoc do Szlachetnej Paczki rodzina nie może zgłosić się sama. Musi to zrobić ktoś inny. Potem idą do niej wolontariusze i sprawdzają sytuację na miejscu.
Kto ma szanse na wsparcie? Na pewno nie ci, którzy uważają, że im „się należy”, od lat żyją z pomocy społecznej, którzy nie robią nic, by swoją sytuację zmienić.
- Nie jesteśmy ośrodkiem pomocy społecznej, nie dajemy, bo komuś „się należy” - wyjaśnia Katarzyna Thielking, wolontariuszka od dwóch lat w Szlachetnej Paczce. Kasia na co dzień pracuje w fundacji Horyzont, pomagającej dzieciom. Jest tam koordynatorem do spraw marketingu.
- Paczka jest prezentem, nagrodą za to, co sami robią. Ma dać impuls, a nie uzależniać od pomocy.
Dawanie to sztuka
Radecka: - Nie byłoby drugiego „dna” paczki - tego, że ma rodzinę wzmocnić i podbudować. Ideą tego pomysłu jest stwarzać u ludzi mentalność rybaka, by dostrzegli możliwość zmian, nie czekali, aż ktoś da im rybę.
Kto więc ma szansę dostać paczkę?
- To była młoda, 19-letnia kobieta - opowiada Aleksandra Radecka, lider rejonu Bartodzieje w Bydgoszczy. W Paczce wolontariuszem jest od dwóch lat, wcześniej była darczyńcą. - Miała już dwójkę dzieci, trudną przeszłość, bo została wyrzucona z domu. Tułała się, potem zaszła w ciążę. Była z nowym partnerem, który bardzo się tą rodziną zajmował, choć miał 21 lat. Pracował, żyli bardzo skromnie z jego zarobków.
Gdy wolontariuszka spytała, dlaczego kobieta nie szuka pracy, usłyszała, że musi zajmować się dziećmi. - Miałam wtedy dzieci w podobnym wieku - wspomina Radecka. - Pomyślałam, że oddawałam swoje do żłobka, gdy ukończyły 6 miesięcy, choć bardzo płakały i trzymały się mnie kurczowo. Szłam do pracy na 12 godzin. Początkowo więc nie chciałam tej rodziny włączyć do pomocy.
Na drugim spotkaniu zobaczyła pokój dzieci. - Maleńka kliteczka, bardzo skromnie urządzony, ale z wielką miłością - Ola opowiada, jak zmieniła zdanie. - Samodzielnie, trochę nieporadnie zrobione łóżko dla dzieci, mebelki. Widać było wielkie zaangażowanie. Chłopak pracował po 12 godzin, opiekował się nie swoimi przecież dziećmi. Mógłby robić co innego.
Pani była trochę nieporadna, ale kto i kiedy miał jej zaradności nauczyć? Nie korzystali z pomocy społecznej, bo nawet nie pomyśleli, że mogliby. Włączyłam ich do Paczki, by odczuli, że nie są sami. Mieli to, czego szukamy, czyli potencjał. Walczyli o siebie.
Piotr Malich, 20-latek z Bydgoszczy w październiku został koordynatorem wojewódzkim Szlachetnej Paczki. Codziennie dojeżdża do Torunia. NA UMK studiuje filozofię i polonistykę. Z Paczką związał się ponad pięć lat temu. Z pierwszej rodziny pamięta emocje, to co go tam uderzyło. - Więzi rodzinne - mówi. - W rodzinie wielodzietnej rodzice w pierwszej kolejności chcieli zapewnić wszystko dzieciom. Ich potrzeby schodziły na dalszy plan- wspomina.
Inna historia, tegoroczna. Ponadpięćdziesięcioletnia kobieta kilka lat temu została wdową, wychowuje dorosłą już, niepełnosprawną córkę. Załamała się, potem z tego wyszła - dla córki. Dorabia gotując dla innych, ale stara lodówka prawie już nie mrozi, pani brakuje odpowiednich garnków.
Agnieszka opowiada o starszej pani, której psuł się stary telewizor, a mimo to prosiła, by o tym nie pisać. Potrzebowała kurtki, nie chciała czapki, szala. Mówiła, że ma.
Wolontariuszka napisała o telewizorze wśród potrzeb zaznaczając, że to jej sugestia. Znalazł się darczyńca, który zrozumiał sytuację. Radość obdarowanej była ogromna.
Paczkę dostaje się raz
Do każdej rodziny wolontariusze idą nie mniej niż dwa razy, wypełniają specjalny arkusz, opisują sytuację. Dla młodych ludzi (bo tacy zwykle są wolontariusze) jest to szkoła życia. Poznają dziesiątki ludzkich historii, biedy, niepełnosprawności, wypadków, które uporządkowane życie wywróciły do góry nogami.
Widzą wielką rodzinną solidarność, miłość, wsparcie, troskę. Ale też cwaniactwo, wygodnictwo, niechęć do pracy, brud, żerowanie na innych.
Potem zapada decyzja, czy rodzina włączana jest do systemu pomocy, czy nie. Im więcej wątpliwości, tym więcej dyskusji, narad z bardziej doświadczonymi kolegami.
- Czasami bieda aż piszczy, widać, że potrzebna jest wszelka pomoc, ale rodziny nie kwalifikujemy - wyjaśnia Ola Radecka. - Bo paczka nic w jej życiu nie zmieni.
Mówiąc brutalnie - przejedzą ją i dalej będą biedować. Tam potrzebna jest „praca u podstaw”, asystent, który pomoże rodzinie zmienić swoją postawę.
- To byłoby też nieuczciwe wobec darczyńców, którzy bardzo się mobilizują, by przygotować paczkę, angażują emocjonalnie.
W tym roku w województwie kujawsko-pomorskim wolontariusze odwiedzili około 1600 rodzin. Zakwalifikowane zostały 974 i wszystkie dostały paczkę.
Pomoc ma dawać także wiarę w siebie. Bo ktoś rodzinę dostrzegł, zauważył, jak walczą, co już sami robią. Paczkę dostaje się tylko raz. W wyjątkowych sytuacjach - dwa razy.
Wolontariusze nie mają więc łatwego zadania. Zwłaszcza, jeśli rodziny nie zakwalifikują.
Ola Radecka: - Są chwile trudne, nieprzyjemne. Ci, którzy słusznie nie zostali włączeni - oddają nam potem swoje złe emocje. Zdarza się, że spotykają się za to z wyzwiskami.
Zdarza się, że choć nie zakwalifikują rodziny, to poza systemem, własnym sumptem, przygotowują paczkę z najbardziej potrzebną żywnością, środkami czystości.
Jeśli zdecydują, że włączają rodzinę do Szlachetnej Paczki, krótki opis sytuacji trafia do systemu komputerowego i na stronę internetową. Wiadomo, co jest najpilniejszą i największą potrzebą, co w ogóle się przyda, jakie marzenia mają dzieci.
Znajome szukają lalki
- To konkretna pomoc - mówi o Paczce Zbigniew Wiśniewski z Rowerowej Brzozy.
Wiśniewski prowadzi biuro rozrachunkowe, zna finanse różnych organizacji, ma różne obserwacje, ale do Paczki nie ma zastrzeżeń. - Pieniądze to delikatna rzecz, bo nie wiadomo, do kogo trafią. A tu mamy pewność, że konkretna rodzina sprawdzona przez wolontariuszy dostanie to, czego potrzebuje, bo sami to kupimy.
Co roku na paczkę składają się wspólnie z Brzoza Biega, dziesiątkami znajomych, sympatyków, znajomych znajomych. Wiśniewski namawia właścicieli firm, by się dołożyli. W ubiegłym roku potrzebne były, na przykład materiały budowlane.
Zawsze obdarowują dwie rodziny, a były lata, że trzy albo i cztery. Wybierają te, w których są osoby niepełnosprawne lub rodziny wielodzietne. Nawiasem mówiąc, w tym roku dużo rodzin wielodzietnych nie chciało już paczki.
- Wiem, że dzieci ta lodówka czy pralka, którą kupujemy, tak nie ucieszy - relacjonuje Zbigniew Wiśniewski . - Znajome panie biegają więc po sklepach i szukają konkretnej wymarzonej lalki, jakiegoś samochodzika, klocków.
Zauważył, że w tym roku paczkę przygotowali też znajomi, którzy skrzyknęli wokół siebie grupę.
Myślę, że ludzie się przekonali, że to mądra pomoc. Współczucie to takie uczucie, które nie kosztuje. Lepiej je zastąpić konkretnym działaniem.
Od 2010 roku paczkę przygotowują pracownicy urzędu marszałkowskiego. W tym roku wspólnie z kolegami z Kujawsko-Pomorskiego Impresaryjnego Teatru Muzycznego oraz Kujawsko-Pomorskiego Funduszu Pożyczkowego pomogli pięciu rodzinom: z Chełmna, Inowrocławia, Bydgoszczy, Tłuchowa i Wagańca.
Do akcji przyłączają się pracownicy różnych instytucji, uczniowie szkół, sportowcy, członkowie Domowego Kościoła, na fejsbuku skrzykują się grupy znajomych. Jedni robią tak od lat. Inni w tym roku zadebiutowali w roli darczyńców.
Jak Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Pomysł zrodził się spontanicznie. Przy okazji spotkania studentów pracy socjalnej w listopadzie okazało się, że ten działa w Caritasie, ten w WOŚP, inny w Szlachetnej Paczce. No i pojawił się pomysł włączenia się uczelni.
- Rodzina, która dostała paczkę od UKW, bardzo się cieszyła - opowiada Agnieszka Stelmaszyk. To byli jej podopieczni. - Wszystkie potrzeby zostały spełnione, były prezenty dla dzieci. Widziałam też wzruszenie wolontariuszek, które z paczkami do rodziny pojechały. Powstrzymywały łzy.
Lodówka jak marzenie
Tych emocji przy rozpakowywaniu paczek nie brakuje. Radość potrafi sprawić żelazko, deska do prasowania - rzeczy, które wydają się najzwyczajniejsze.
Z reguły darczyńcy jadą z wolontariuszem do rodziny i zawożą kartony zapakowane w kolorowe papiery. Dzieci i dorośli potrafią oniemieć. Pani Marzena z trójką dzieci, która dostała szafę i regały do większego mieszkania, zwyczajnie zaniemówiła. Musiała wyjść, ochłonąć. Później nie starała się już nawet powstrzymać łez.
- Pani, która dorabia sobie gotowaniem i potrzebowała lodówkę, garnki, dostała nie tylko to. Także komplet noży, odzież, żywność - opowiada Kasia Thielking. - Do dziś do mnie dzwoni i płacze ze szczęścia. Nie może uwierzyć, że ta lodówka naprawdę jest jej.
Niektórzy boją się tych emocji. - W ubiegłym roku paczkę przygotował jeden z banków. Dyrektor nie chciał jechać do obdarowywanej rodziny - wspomina Kasia. - Powiedział: Co, mam tam płakać? Myślę, że bał się emocji.
Rzadko, ale zdarza się rozczarowanie. Bo darczyńca nie sprostał wyzwaniu. Kasia podkreśla:
Robisz paczkę? Zrób porządnie, nie wciskaj kitu.
Pokutuje jeszcze myślenie, że biedny powinien zadowolić się byle czym. Rzeczami starymi, zniszczonymi.
- Miałam taką sytuację w ubiegłym roku - opowiada Agnieszka Stelmaszyk. - Właśnie to usłyszałam: Jak są biedni to powinni wszystko brać, a nie wybrzydzać.
Dawanie jest sztuką. Pomóc, a nie urazić.
Paczki z plusem
Po „weekendzie cudów”, gdy paczki trafiają do rodzin (w tym roku 10-11 grudnia), akcja nie usypia na rok. W styczniu zaczynają się Paczki plus: Paczka Seniora, Paczka Prawników, Paczka Lekarzy. I nowość w naszym regionie Paczka Biznesu.
Dla seniorów to już nie jest pomoc materialna, ale wyjście z domu, zapewnienie towarzystwa, poszukanie znajomych, z którymi można się spotykać.
- Rekrutujemy prawników do Paczki Prawnika - mówi Piotr Malich. - To ktoś pośredni między wolontariuszem a darczyńcą - ocenia. - Oferuje swoje usługi i wspiera w rozwiązaniu problemu prawnego.
Zadebiutować ma Paczka Biznesu, czyli kształtowanie kompetencji, które pomogą w szukaniu pracy, zarządzaniu domowym budżetem.
Więzy na dłużej
Paczka się kończy, a zostają „pozapaczkowe” kontakty. - Utrzymuję kontakt z jedną rodziną z ubiegłego roku - opowiada Kasia. - Jej sytuacja się poprawiła, mama dostała pracę, zapraszają mnie. Nikt się nie spodziewał, że tak to będzie.
Agnieszka Stelmaszyk: - Odwiedzam dwie rodziny z ubiegłego roku. Zapraszamy się, pomagam dzieciom w lekcjach, trochę je uczę.
Czasami - już poza Szlachetną Paczką trzeba komuś zorganizować pomoc. I to też się dzieje.
Obdarowano 19 tys. rodzin z całej Polski. Podsumowanie tegorocznej akcji "Szlachetna Paczka"