Sezon ogórkowy odjechał w tym roku do historii złotym pociągiem
Okres, w którym w mediach królują określenia: "niewiarygodne" i "niesłychane" mamy za sobą. Co zapamiętaliśmy z sezonu ogórkowego w tym roku?
Ktoś zapyta: jaki sezon ogórkowy? "Przecież ta puma, co to jej szukali z sześć lat temu wyjęła mi wtedy z kurnika dwa brojlery". No właśnie, sezon ogórkowy skończył się i z pumami w Częstochowie, waranami na plaży przy Pogorii albo niesłychaną historią pana Ewalda, który w swojej piwnicy w Rydułtowach znalazł nadpalone cygaro Winstona Churchilla, spotkamy się dopiero za rok.
Co zapamiętamy z tegorocznego wakacyjnego wzmożenia niezwykłych medialnych doniesień, relacji i odkryć?
Ogórkowy pociąg
Przede wszystkim, zaznaczmy: tegoroczny sezon ogórkowy będzie miał swój epilog jeszcze jesienią, a wszystko dzięki "złotemu pociągowi", zaginionym kosztownościom zrabowanym przez nazistów, które cudownie odnaleziono w zasypanym kolejowym tunelu gdzieś pod Wałbrzychem. Ta sprawa to kwintesencja "ogórkowej" sensacji: jest skarb, jest tajemnica, jest rozgłos, nawet ogólnoświatowy. Na Śląsku, Dolnym co prawda, w końcu mamy swój odpowiednik potwora z Loch Ness, inwazji obcych czy śladów Wielkiej Stopy w amerykańskich górach.
Ostatni raz w Polsce w taki sposób ekscytowano się chyba stworem Paskudą, który miał zamieszkiwać Zalew Zegrzyński. W latach 80. wylansowali go dziennikarze "Lata z Radiem" - tworzyli nawet portrety pamięciowe bestii i rozmawiali z ludźmi, którzy widzieli ją na własne oczy. Nie wszyscy uwierzyli, że historia od początku była pomyślana jako żart. Jego godnym kontynuatorem okazały się tabloidy na rodzimym rynku.
Czym byłyby wakacje bez "wieloryba, który płynie Wisłą na południe Polski", albo "szczurosałaty - rewolucyjnej krzyżówki genetycznej, wskutek której szczur, zamiast sierści miał zielone liście"? No, a czym byłyby, gdyby nie zjawa, która od lipca błąka się po lesie w Panoszowie koło Lublińca? "Duch ma podobno mglistą postać i pojawia się w nocy" - relacjonowała telewizja. - "O tym, że Panoszów to nawiedzone miejsce, mówi się od pokoleń". Jedna z gazet odkryła nawet, że to duch mnicha, bo objawia się w kapturze.
Łoś prawie jak Fajdek
W tym roku z "ogórkowego" bestiariusza warto przede wszystkim zachować w pamięci łosia, który spacerował po Warszawie w świetle telewizyjnych kamer. Relacja w tv była na żywo, reporterzy informowali, że łoś sprawiał wrażenie, jakoby podobało mu się w stolicy. Finał historii był podobny jak u Pawła Fajdka, naszego mistrza świata w rzucie młotem: zwierzę następnego dnia obudziło się gdzieś w Puszczy Kampinoskiej, zastanawiając się, jak się tam dostało (zostało uśpione i przetransportowane w bezpieczne dla niego miejsce) i gdzie podział się złoty… No tak, prawie jak u Fajdka.
A propos: pod koniec lipca naszą wyobraźnią zawładnął pijany borsuk, który na plaży w Rewalu wypił siedem piw ukradzionych turystom. Gdy dziennikarze przygotowywali się do opisywania kaca-giganta drapieżnego ssaka z rodziny łasicowatych, okazało się, że dawka alkoholu zabiła nieszczęsnego futrzaka. Znacznie lepiej na kontaktach ze zdobyczami cywilizacji wyszła panda Yuan Yuan z zoo w Tajpej. Według miejscowych weterynarzy, oszukała swoich opiekunów, pozorując ciążę, by w ten sposób wyłudzić przywileje socjalne: większe porcje jedzenia i osobne pomieszczenia z klimatyzacją. Kto wie, może za rok rezolutny niedźwiadek wpadnie na pomysł, jak wzorem naszych posłów wyłudzać kilometrówki. Przy okazji bolejemy też, że największą sensacją świata przyrody w woj. śląskim było odkrycie gąbek słodkowodnych w Jeziorze Goczałkowickim.
Moc jest z Siedlaczkiem
Tradycyjnie już sezon ogórkowy w polityce wykorzystał regionalny król wakacyjnej posuchy, poseł Henryk Siedlaczek. Tym razem - interpelacją do ministra kultury w sprawie kinowej premiery kolejnej części "Gwiezdnych Wojen". Siedlaczek domagał się m.in., by polski rząd załatwił fanom sagi o rycerzach Jedi i mrocznych Sithach obejrzenie najnowszego filmu w tym samym terminie, co reszta świata. Przez kilka dni nazwisko parlamentarzysty z Raciborza nie schodziło z serwisów informacyjnych. Przypomnijmy tylko, że kilka lat temu Siedlaczek w podobnym stylu zyskał rozgłos, apelem o wprowadzenie w Polsce tzw. progresywnych mandatów dla kierowców. Ich wysokość miała być uzależniona od wysokości zarobków karanego. Czyli druga
Finlandia (o ten kraj chodzi)
Gdybyśmy byli złośliwi, powiedzielibyśmy, że większym ogórkowym przebojem ostatnich miesięcy były wyjazdowe posiedzenia rządu Ewy Kopacz. Ale przecież w lipcu, na krótko, powróciły do nas gliwickie wampiry: historia cmentarza odkrytego w ubiegłym roku podczas budowy trasy średnicowej. Pochowani tam ludzie mieli głowy odcięte i umieszczone między nogami lub na rękach. Domniemywano, że właśnie w ten sposób grzebano w średniowieczu osoby podejrzewane o wampiryzm. Gliwickie upiory trafiły tego lata do amerykańskiego serialu "The Strain" wyświetlanego w telewizji Fox. Takich cukierków mamy więcej - choćby rzekomo zaginiony pociąg międzynarodowy Chopin, z którym po lipcowych burzach kontakt miała stracić obsługa PKP Intercity. Pasażerowie nie śpią po nocach do dziś.
Zbójeckie kluski śląskie
W trakcie wakacyjnej mizerii bywa i tak, że ludzie sami pchają się na pierwsze strony gazet. Nie więcej niż tydzień temu para włamywaczy sforsowała dom w Katowicach-Piotrowicach i pierwsze, czego dopuściła się w zbójeckim szale to… ugotowanie klusek śląskich. Posilali się 38-letnia dama i jej 64-letni znajomy. Uczta trwała do samego pojmania przez policję - gdy zaalarmowała ją wracająca właścicielka domu, włamywacze siedzieli na werandzie, pili szampana i zagryzali gronami. I pomyśleć, że miesiąc wcześniej na letnią sensację w Katowicach zapowiadała się, za przeproszeniem… kupa. Czyli to, co pływało w basenie w Załężu i w wyniku czego, kąpielisko zostało zamknięte.
Na koniec, przypominamy, że 21 sierpnia mieliśmy piątą rocznicę słynnej "libacji na skwerku", o której cudowną narracją informowali koledzy z "Gazety Wrocławskiej". Wzmianka stała się niezamierzonym przebojem internetu. Tak to leciało: "Policjanci dostali zgłoszenie, że na skwerku w jednym z parków grupka mężczyzn pije alkohol. Gdy przyjechali na miejsce, okazało się, że nikogo tam nie ma".
Teraz czekamy już tylko na złoty pociąg.