Siatkarz Asseco Resovii nie zagra w meczu o brąz. Ostatni mecz Kowala?
- Próbowałem walczyć w meczu z Jastrzębiem, ale po prostu nie dałem rady. Nikt mi nie kazał grać, to była tylko moja decyzja - mówi libero Resovii Mateusz Masłowski.
Masłowskiemu podczas półfinałowego rewanżu ze Skrą, kiedy wszedł na boisko, aby zastąpić Damiana Wojtaszka, który doznał urazu, odnowiła się kontuzja uszkodzenia przyczepu mięśni przywodziciela. Ten młody zawodnik postanowił jednak, że wystąpi we wtorkowym spotkaniu o brązowy medal z Jastrzębskim Węglem.
- Miałem wolną rękę, nikt mi nie kazał, nikt mnie nie namawiał, abym grał, bo pojawiły się takie głosy. Chciałem pomóc drużynie. Wiedziałem, że ryzykuję. Dałem z siebie wszystko, ale nie dałem rady - komentuje „Maślak”, któremu - co wykazało badanie USG
- w Jastrzębiu jeszcze bardziej pogłębiła się kontuzja mięśni przywodziciela. Nie wiadomo, kiedy ten ambitny i utalentowany zawodnik wróci na boisko.
Dziś jedzie do Łodzi, gdzie zbadają go tamtejsi lekarze i zrobią mu zastrzyk ze specjalną substancją. Występ Masłowskiego w niedzielę, w drugim spotkaniu z Jastrzębiem o brąz jest wykluczony. Pod dużym znakiem zapytania stoi jego gra w pierwszym majowym meczu eliminacyjnym mistrzostw świata juniorów.
- Nie była to może mądra decyzja, chciałem jednak spróbować, mieć czystą głowę, ale się nie udało. Wierzę, mam takie przeczucie, że nasz zespół pokona w niedzielę drużynę z Jastrzębia i zdobędzie brązowy medal. Chłopcy bardzo chcą tego medalu, ci co zostają i ci co odchodzą, bo przecież nie po to przez cały rok harowali, aby dostać tylko medal z buraka - dobry humor nie opuszcza Mateusza. - Mam bardzo dobrą opiekę w klubie, biorę różne zabiegi. Jestem dobrej myśli - kończy „Maślak”.
Asseco Resovia na piątek zwołała konferencję prasową z udziałem trenera Andrzeja Kowala. Nieoficjalnie mówi się, że najprawdopodobniej po tym sezonie przestanie on być szkoleniowcem rzeszowskiej drużyny, w której ma pozostać Kanadyjczyk John Perrin.