- Wszystko w moim życiu działo się po coś. Dwa lata temu zbliżyłem się do Boga i chcę być narzędziem w jego rękach - mówi Jakub Wachnik, siatkarz kieleckiego Effectora
Siatkarz Effectora Kielce Jakub Wachnik odważnie mówi o swojej wierze. W czasie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie był wolontariuszem, działającym blisko papieża Franciszka. Opowiedział nam o tych niezwykłych przeżyciach i o tym, jak to się stało, że zaczął służyć Bogu. Jak mówi, wiele w życiu przeżył. - Musiałem nisko upaść, żeby zwrócić się do Boga o pomoc - mówi z przejęciem znany zawodnik.
Z kolegami z drużyny Effectora wziąłeś ostatnio udział w Kiermaszu Miłosierdzia przy kieleckiej katedrze. Chętnie włączyłeś się do tej akcji?
Oczywiście. Warto mówić o tym, że warto pomagać. Jeśli pomagamy innym, to tak naprawdę pomagamy też sobie, przemieniamy nasze serducha. Pan Bóg uzdolnił nas do tego, żebyśmy pomagali. Nasze życie jest bardzo krótkie i jest tak naprawdę czas tylko na to, żeby robić dobre rzeczy. Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej dla nas. Jesteśmy po to, żeby służyć.
Jesteś mocno zaangażowany w sprawy religijne. Byłeś wolontariuszem w czasie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie i działałeś blisko okna papieskiego.
Tak Bóg mną pokierował, że znalazłem się pod oknem papieskim. Miałem okazję z bliska słuchać papieża Franciszka. Dla mnie było to niezwykłe doświadczenie i przeżycie. Spędziłem tam dwa tygodnie. Uczyłem się, jak służyć drugiemu człowiekowi. Myślę, że wolontariuszem może być każdy z nas, bo to jest nic innego, jak okazywać miłość bliźniemu. To nie jest nic niezwykłego. Ja się też tego uczyłem. I od tamtego momentu staram się brać udział w takich akcjach, gdzie mogę, to pomagam. Pan Bóg dał mi takie możliwości. Dał mi wszystko do tego, żebym był szczęśliwym człowiekiem. Tym szczęściem trzeba się dzielić. I ja to robię.
Co szczególnie pozostało Ci w pamięci z nauczania papieża Franciszka? Te niezwykle popularne już słowa o zejściu z kanapy i konieczności działania?
Dokładnie. Każdy człowiek chyba zapamiętał to przesłanie, które dla nas jest bardzo ważne. Chodzi o to, żebyśmy zaczęli działać. Nie możemy się zamykać w pokojach i siedzieć. Musimy działać. Wiara, która nie jest przekazywana, nie utrwala się. Wiara, która nie ma dobrych uczynków, jest bezowocna. Róbmy dobre rzeczy, głośmy Słowo Boże i dzielmy się miłością, którą od Niego dostajemy.
W Kielcach udzielasz się też w jednej ze wspólnot religijnych.
Tak. Jestem we wspólnocie „Francesco” u franciszkanów. Tam też rozwijam się duchowo, co jest bardzo ważne dla nas – osób wierzących. Każdy potrzebuje spotykać się z ludźmi, rozmawiać o tych bliskich nam wartościach, dlatego chętnie chodzę na te spotkania. I one na pewno mnie ubogacają.
Od zawsze jesteś taki wierzący, czy – jak często bywa – pewien impuls skłonił Cię do tego, że zbliżyłeś się do Boga?
Przeżyłem bardzo wiele w życiu. Musiałem nisko upaść, żeby dopiero zwrócić się do Pana Boga o pomoc. Myślę, że to też było potrzebne. Wszystko w moim życiu działo się po coś. Dwa lata temu miałem taki okres, że bardzo zbliżyłem się do Boga i od tamtego momentu chcę być narzędziem w Jego rękach. Od dwóch lat cały czas dzieją się cuda w moim życiu i czuję Jego prowadzenie. Jestem też szczęśliwy, że mogę Mu służyć.
Coraz więcej znanych sportowców głośno mówi o swojej wierze.
Jako chrześcijanie mamy obowiązek mówić o naszej wierze. Ja wcześniej nie byłem na to gotowy. Teraz już jestem. Pan Bóg uzdolnił mnie do tego. Dlatego to robię i pokazuję swoim życiem, swoim świadectwem, jak Bóg działa w naszym życiu. On jest, On nas kocha. Jedyne co musimy zrobić, to powierzyć Mu swoje życie, a On nas będzie prowadził.