Siedem historii ofiar stanu wojennego
Fragmenty książki pt. “Nikczemność i honor. Stan Wojenny w 100 odsłonach”, autorzy: Wojciech Polak, Sylwia Galij-Skarbińska, Ks. Michał Damazyn, Wydawnictwo Biały Kruk - Kraków 2021.
Antoni Browarczyk
Urodził się 21 października 1961 r. w Gdańsku. Aktywnie wspomagał „Solidarność”, był kibicem Lechii Gdańsk, angażował się w prace duszpasterstwa oo. dominikanów. Po wprowadzeniu stanu wojennego włączył się w akcje protestów. 16 grudnia 1981 r. uczestniczył w walkach ulicznych w Gdańsku. Następnego dnia przyłączył się w Śródmieściu do demonstracji przeciw wprowadzeniu stanu wojennego. W pobliżu przystanku tramwajowego przy Bramie Wyżynnej został śmiertelnie postrzelony w głowę z pistoletu maszynowego PM-43. Strzał oddano ze schodów przed wejściem do budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku lub ich okolic. Oficjalnie Antoni Browarczyk zmarł, nie odzyskawszy przytomności, 23 grudnia 1981 r. Wiele wskazuje na to, że zginął na miejscu, a władze podały datę późniejszą, żeby nie łączyć jego śmierci z demonstracjami ulicznymi. Śledztwo w sprawie jego zabójstwa umarzano trzy razy z powodu niewykrycia sprawców.
Wojciech Cieślewicz
13 lutego 1982 r. Cieślewicz uczestniczył w opozycyjnych protestach. Wiadomo, że został pobity do nieprzytomności przy moście Teatralnym, a następnie przewieziony do Szpitala Wojewódzkiego. Tam rozpoznano u niego obrażenia czaszkowo-mózgowe. O życie walczył przez 18 kolejnych dni. Zmarł w szpitalu 2 marca, nie odzyskując przytomności. (…) Prokuratura Wojsk Lotniczych w Poznaniu wszczęła śledztwo w sprawie jego śmierci, ale umorzyła je już 15 lipca 1982 r. „z powodu niewykrycia sprawców” (…) Po przełomie Okrągłego Stołu, w końcu września 1990 r., sejmowa Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW (tzw. komisja Rokity) wnioskowała o wznowienie śledztwa w sprawie tej śmierci. Zrobiła to półtora miesiąca później Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu. (...) Akt oskarżenia - dzięki zeznaniom „skruszonych zomowców” - przedstawiono byłemu pomocnikowi szefa II plutonu poznańskiego ZOMO Włodzimierzowi J. Ten jednak nie stawiał się na rozprawy sądu, co tłumaczył problemami psychicznymi. Ostatniego maja 1993 r. Sąd Rejonowy w Poznaniu uniewinnił go z powodu „braku dostatecznych dowodów winy”. (…) Inny zomowiec stwierdził zaś w 2014 r. na łamach „Głosu Wielkopolskiego”: O tym, że to on [Włodzimierz J. - dodatek redakcyjny] pobił Cieślewicza, mówiło się na kompanii. Chyba też dlatego, że on go bił, gdy tamten już leżał. Nie było już potrzeby użycia siły. Ale to pasowało do charakteru „Micha”. Chciał się wyżyć. (…) Cieślewicz miał w chwili śmierci 29 lat.
Ryszard Smagur
Z relacji świadków zdarzenia wynika, że funkcjonariusz wystrzelił - celując wprost w niego - pocisk z rakietnicy. Smagur zdołał jeszcze oderwać od swego ciała i odrzucić kawałek żarzącego naboju, a następnie upadł na ulicę, dusząc się i silnie krwawiąc. Przechodnie przenieśli go na pobliski trawnik i udzielili mu pierwszej pomocy. Na miejsce wezwano także karetkę pogotowia ratunkowego, która przyjechała po kwadransie. Nie mogąc udzielić skutecznej pomocy, wezwano karetkę reanimacyjną. Ta przez dziesięć minut podejmowała próby reanimacji. Bezskutecznie. Na miejscu lekarz stwierdził zgon. Żona Jadwiga, która była świadkiem całego zdarzenia, pod wpływem emocji straciła przytomność. Smagur nie był uczestnikiem ulicznych zamieszek, a przypadkowym przechodniem, który szedł ulicą, z żoną i dzieckiem w wózku w odwiedziny do rodziców, którzy mieszkali na tym osiedlu. Miał w chwili śmierci 29 lat (urodził się 24 kwietnia 1954 r.). Był introligatorem w spółdzielni „Starodruk”. Na jego pogrzeb 6 maja 1983 r. na cmentarz w Grębałowie (przyszło ok. 3-4 tysięcy osób. Na jego nagrobku napisano: „ręka złoczyńcy twe życie zabrała, a dla nas cierpienie i boleść została”. (…) Sprawcy tego zabójstwa do dziś nie wykryto.
Bogdan Włosik
Obserwację prowadził kapitan SB Andrzej Augustyn. Próbował zatrzymać jednego z 13-letnich chłopców stojącego nieopodal w grupie rówieśników. Wtedy jeden z nich krzyknął: „Ubek!” lub „Kapuś!”. Reakcją Augustyna była ucieczka. Początkowo schronił się w klatce schodowej, jednak zauważył, że w jego stronę szedł Włosik. Wtedy Augustyn wybiegł z klatki i zaczął uciekać w stronę komisariatu MO na ul. Złota Jesień. Przeskakując przez żywopłot, potknął się i upadł. Wówczas sięgnął po broń i dwukrotnie strzelił do nadbiegającego w jego kierunku Włosika. Ten upadł. Bogdan Włosik zmarł 13 października o godz. 21.40 w Szpitalu Wojskowym w Krakowie, podczas operacji. W protokole z sekcji zwłok zapisano, że śmiertelny okazał się postrzał z pistoletu P-64 kalibru 9 mm, który spowodował „uszkodzenie wątroby, żyły wrotnej, żołądka, trzustki, poprzecznicy sieci i śledziony”. Jego śmierć była przyczyną demonstracji przeciw brutalności władzy w kolejnych dniach, aż do dnia pogrzebu. Zomowcy pacyfikowali demonstrantów, nawet modlących się w intencji Włosika w nowohuckich kościołach. (…) Oficjalnie głoszono, że „użycie broni nastąpiło w wyniku bezpośredniego zagrożenia życia funkcjonariusza MO” i po oddaniu strzałów ostrzegawczych. Choć wizytę rodzinie zabitego złożył sam Wojciech Jaruzelski, jasne było, że Augustyn nie poniesie żadnej odpowiedzialności karnej. (…) Za to zabójstwo odpowiedział dopiero po upadku komunizmu. 16 grudnia 1991 r. został przez sąd pierwszej instancji skazany (na podstawie art. 148 §1 kodeksu karnego) za postrzelenie ze skutkiem śmiertelnym Bogdana Włosika na 8 lat pozbawienia wolności. Sąd apelacyjny podwyższył karę do 10 lat. Wyszedł na wolność po 5 i pół roku więzienia.
Piotr Sadowski
Miał w chwili śmierci 22 lata. (…) Sadowski, już po wybuchu ulicznych zamieszek i użyciu gazu łzawiącego wobec demonstrantów, uciekał z innymi przed atakiem ze strony milicjantów. Na mostku, gdzie łączą się ulice Stolarska i Łagiewniki, potknął się i upadając, uderzył głową o krawężnik lub bruk. Zmarł, choć przyczyna jego śmierci jest dziś niejednoznaczna. Prawdopodobnie znalazł się w silnej chmurze oparów gazu łzawiącego i zatrucie nimi spowodowało jego śmierć. Jednak pojawia się także wersja postrzelenia go milicyjną petardą w głowę i to miałoby spowodować jego upadek. (…) Leżącego przeniesiono do pobliskiej klatki schodowej, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy i wezwano karetkę pogotowia. Ta, z uwagi na blokadę dróg zarządzoną przez oddziały ZOMO, przyjechała z opóźnieniem. Nadal nieprzytomny Sadowski został przewieziony do szpitala, gdzie wkrótce stwierdzono jego zgon. (…) 31 maja 1983 r. Uznano, że śmierć Piotra Sadowskiego była „skutkiem nieszczęśliwego wypadku” (…) Koledzy Sadowskiego w pierwszą rocznicę śmierci umieścili na mostku, na którym upadł, dużą tablicę z napisem: „Tutaj zginął zamordowany przez ZOMO Piotr Sadowski” i datą. Tak upamiętnili jego śmierć. Do dziś mówią o tym miejscu „mostek Sadowskiego”.
Stanisław Rak
Wraz z innymi został zatrzymany około godziny 20.00 w okolicy mostu na Silnicy i zapakowany do samochodu. Wtedy został pobity po raz pierwszy. Zatrzymanych zawieziono do komendy miejskiej MO przy ul. Wesołej. Tam wielu przeszło tzw. ścieżki zdrowia, czyli opętańcze bicie milicyjnymi pałkami. Około godziny 21.00 Stanisław Rak został zwolniony do domu. Zmarł nagle po ośmiu dniach, rankiem 7 września. Tego samego dnia rodzina złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Kielcach, podejrzewając, że zgon był wynikiem pobicia podczas zatrzymania. Wszczęte początkowo śledztwo w tej sprawie umorzono już 22 października 1982 r. W orzeczeniu napisano: „wobec niestwierdzenia czynu zagrożonego karą”. Ponownie śledztwo zostało wszczęte już po upadku komunizmu. (…) Przesłuchano wówczas 150 funkcjonariuszy ZOMO i MO oraz kilkudziesięciu spośród zatrzymanych po demonstracji 31 sierpnia 1982 r. Jednak z braku jednoznacznych dowodów wskazujących na konkretnych winnych pobicia Stanisława Raka dochodzenie zostało umorzone ostatniego dnia marca 1993 r. Śledztwo po raz trzeci podjął 5 lipca 2007 r. prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie. W wydanym postanowieniu z 11 maja 2009 r. zapisano jednak, że umarza się śledztwo „w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na pobiciu w dniu 31 VIII 1982 r. w Kielcach przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Zmechanizowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej […] uczestników demonstracji patriotycznej” - w tym Stanisława Raka”. W chwili śmierci Stanisław Rak miał 35 lat (rocznik 1947).
Emil Barchański
„Przede mną stoi sześciu drabów, każdy pod krawatem, łapy jak moja twarz, metr osiemdziesiąt wzrostu… „Uciekał, skurwiel!” -„A to … jego mać!” Bili, jak popadło. Każdy z nich chciał uderzyć, kopali, bili po twarzy, w żołądek. Ciągłe obelgi, obrażali wszystko, co mogło być dla mnie ważne. W śmiechu któryś wpadał w szał i bił, aż upadnę. W twarz nie kopali, bo to zostawia ślad”.
Najpierw został umieszczony w Zakładzie Poprawczym dla Nieletnich na Okęciu, potem kilkukrotnie przesłuchiwany (i bity) został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu i nadzór kuratora. Po dwóch tygodniach od pamiętnej rozprawy - zniknął z domu. Jego matka tak wspomina tamten dzień: Od czasu sprawy w sądzie zaczęliśmy pisać do siebie kartki, abym zawsze w przypadku jego nagłego zniknięcia wiedziała, dokąd poszedł. Do dziś przechowuję te kartki, także tę napisaną 3 czerwca, czyli prawdopodobnie w dniu jego śmierci… […] Gdy wróciłam z pracy do domu, zastałam na stole kartkę: „Poszedłem po słońce z psem i PO [przysposobieniem obronnym].
W sobotni poranek rodzice dowiedzieli się, że z Wisły, na jej pięćsetnym kilometrze, wyłowiono ciało 25-latka, wysokiego blondyna (Emil był szatynem), które zostało przewiezione do Zakładu Medycyny Sądowej na ul. Oczki. Jednak identyfikacja możliwa była dopiero w poniedziałek, zakład nie pracował w weekend. Matka udała się tam zaraz po otwarciu.
Rozpoznała zwłoki syna.
- Jest w strasznym stanie. Wygląda jak monumentalna rzeźba. Jest napuchnięte, nabrzmiałe, ogromne, chyba dwumetrowej długości. Na szyi otwarta rana, w której kłębią się białe robaki. Jestem wstrząśnięta tym widokiem. Na moich oczach robaki jedzą ciało mojego syna. Wygląd zwłok znacznie różnił się od tego, który później widziałam na zdjęciu zrobionym przez funkcjonariusza Komisariatu Rzecznego, zaraz po wydobyciu ciała z wody. Na tamtej fotografii syn miał na szyi tylko siną pręgę i wyglądał, jakby spał na plaży. Świadczyło to o jednym. Zwłok Emila celowo nie włożono do chłodni, a ponieważ panował straszny upał, ciało zaczęło się szybko rozkładać. Wszystkie zmiany i ślady na ciele można było teraz wytłumaczyć rozkładem - opisywała.
Emil był najmłodszą ofiarą stanu wojennego. Był niepełnoletni. Dwa dni po odnalezieniu ciała obchodziłby 17. urodziny.