Felieton Krzysztofa Szubzdy
Kolejne stacje meksykańskiej linii metra nr. 9 oznaczone są infografikami: dzbanek, flaga, pszczoła, wąż, morela, kukurydza, rower, gosposia, anioły i brama. Obrazek zwyciężył!
Kochamy obrazki. Obrazki do nas lepiej przemawiają. Nawet ja do Państwa lepiej przemawiam, bo mam obok tekstu swoją paszczę. A wiadomo, że jeden obraz mówi więcej niż tysiąc słów. W tym felietonie tysiąca słów pewnie nie będzie, więc Ci z Was, którzy tylko spojrzą na moje zdjęcie skorzystają bardziej niż Ci, którzy przeczytają, a nie spojrzą.
Słyszałem, że naukowcy z Massachusetts Institute of Technology chcą przetłumaczyć wszystkie dzieła Szekspira w postaci emotikonów, gifów i memów, żeby ocalić je od zapomnienia, gdy przyjdzie pokolenie w stu procentach obrazkowe. Na buzzfeedzie (stronie, która posługuje się quizem, memem i wyliczanką, jako głównymi formami dziennikarstwa) widziałem już streszczenia dzieł Szekspira w formie ikonografik z koronami, trupimi czaszkami, sztyletami itd. W końcu każde dzieło mistrza ze Startford to jakaś kombinacja zdrad, śmierci, miłości, zawodów i oszustw, więc wystarczy każdej sytuacji przypisać obrazek i nie trzeba czytać.
Moja córka, coraz częściej, jeśli chce pogadać, wysyła mi fajniusią naklejkę z misiem, ja jej wstawiam w odpowiedzi słitaśne, pulsujące serduszko, potem - ona uniesiony do góry kciuk i po rozmowie. A Ile przy tym emocji! Podobnie rozmawiam z pewnym lekarzem ortopedą. Chłop jest tak zalatany, że „pisze” mi obrazek z wilkiem ociekającym potem, ja mu wysyłam wirtualną naklejkę z wielkim piwem, a on - uśmiechniętą gębą. Czasami nawet nie idziemy na to piwo, bo on mieszka sto kilometrów stąd. Po prostu w najbliższą sobotę wymieniamy się piwnymi gifami i wystarczy.
Uważacie, że to chore? Skądże! To jest nowoczesne. Czy wiecie, że już ponad 600 milionów użytkowników komunikatora o nazwie Line rozmawia ze sobą głównie przy pomocy obrazków. Dziennie wysyłają prawie dwa miliardy różnych naklejek, z czego coraz większa część jest płatna. No cóż, za większe lub bardziej skomplikowane emocje, które pomaga nam oddać animowana kaczuszka lub piesek trzeba zapłacić. Można kupować całe zestawy naklejek, a nawet kompilować je w dowolny sposób, by jeszcze lepiej wyrazić emocje bez trudu opisywania ich tradycyjnymi wyrazami. Jeśli ktoś chce opowiedzieć komuś jakąś ciekawą historię, a nie chcę mu się pisać lub mówić (albo nie ma takiej historii) może kupić i wysłać „story” i nie chodzi tu o opuszczane zasłony do okien.
Dlatego, gdy dzwoni ktoś do mnie z pytaniem, czy wpuszczę jego newsa do naszej telewizji, to po pierwsze mówię mu, że nie mam takiej mocy, a po drugie pytam go, czy ma pomysł na obrazek. News bez obrazka jest niezrozumiały. Chcesz nagłośnić bolączki bezpańskich kotów? Musisz namówić Małaszyńskiego, żeby domalował sobie kocie wąsy i miauczał na rynku. Chcesz zaprotestować przeciwko zbyt dużym podatkom? Musisz przepuścić swój PIT przez niszczarkę i go publicznie zjeść. Taki obrazek media kupią. I może przy okazji, ktoś zrozumie, o co ci chodziło.
Wiedzą o tym dobrze nasi, białostoccy politycy, którzy w zeszły wtorek, w ramach walki z wycinką drzew, posadzili siedem symbolicznych klonów nad Białką. W sumie w tej akcji uczestniczyło ponad dwa tuziny działaczy i drugie tyle facetów z kamerami, dyktafonami i mikrofonami. Gdyby rzeczywiście chodziło o drzewa, to każdy z tej czterdziestoosobowej brygady posadziłby w ciągu godziny dziesięć drzew i wyrósłby niezły las klonów, ale że chodziło o obrazek, to drzew jest tylko siedem, bo jedna trzecia sadziła, jedna trzecia fotografowała, no i ktoś musiał dzierżyć partyjne proporce, żeby drzewo-sadzonka niosła w świat przekaz, a nie tylko jałowo dyndała.
Ale trzeba się cieszyć z siedmiu klonów. To i tak coś bardziej realnego niż na przykład duchowa adopcja sosny czy czelendż, polegający na wtykaniu sobie szyszki.
Skoro jednak wszystko jest dziś symboliczne, to zastanawiam się, dlaczego postawiono na klony. Zgodnie z prastarymi wierzeniami klon oznacza harmonię i słodycz życia, a chyba działacze chcieli pokazać, że wcale nie jest tak słodko pod jarzmem Piły i Siekiery. Jeśli mieli zamiar mocno się postawić, mogli posadzić dęby, a może nawet baobaby. Nie wiem, czy by się przyjęły nad Białką, ale tu przecież chodzi o symbol. Partia rządząca mogłaby im odpowiedzieć posadzeniem figowca. PSL mógłby się zdystansować sadząc lipę lub pokazać swoje rozterki przy pomocy jarzębiny. Kukiz jako muzyk posadziłby oczywiście cis, a dokładnie cis-moll i zaśpiewał w tej tonacji „Bo tutaj jest jak jest”. Działacze lewicy mogliby zapłakać nad upadkiem obyczajów i zagruntować symboliczną wierzbę, a Nowoczesna mogłaby symbolicznie implantować palmę z Madery na znak, że komuś tu chyba odbiło. W końcu pojawiliby się pewnie prowokatorzy z osiką, a może i kasztanowcem. I patrzcie, jaki bioróżnorodny las wyrósłby na tym sporze.
Od redakcji: ten felieton ma dokładnie 734 słowa. Do tysiąca brakuje 266.