Podobno na jednym z ostatnich posiedzeń posłów i senatorów partii władzy Jarosław Kaczyński zapowiedział, że trzeba zrobić ustawę do walki z używaniem wpływów politycznych do obsadzania gdzie się da „swoich”. Chodzi o członków rodziny, pociotków, znajomych z partii i tak dalej. Chodzi o to, że z samego obozu partii władzy wychodzi teraz postulat przygotowania ustawy antysitwiarskiej. Co tam się musi wewnątrz dziać?
Przypomnijmy, sitwa to grupa ludzi, którzy się wzajemnie wspierają, w tym celu wykorzystują swoją pozycję społeczną i polityczną, a także wpływy w gospodarce. Oczywiście robią to wbrew interesom dobra wspólnego. Trudno dociec, czy tak naprawdę było, że prezes PiS wystraszył się ośmiornicy sitw i układów we własnym otoczeniu politycznym. Jedno jest pewne - żyjemy w państwie sitwy i układów. Dziesiątki, a może setki poselskich i ministerialnych rodzin utrzymuje się i urządza swoje biznesy w oparciu o układy.
Mówił o tym ostatnio Cezary Tomczyk podczas debaty w Sejmie. Mniejsza o powtarzanie litanii nazwisk - najważniejsze jak szybko z sitwą skończyć.
Problem z sitwami nie polega jednak tylko na tym, że „to jest niesprawiedliwe”. Zasada jest prosta - jeśli w ministerstwie czy spółce skarbu państwa wyrzuca się specjalistów albo obniża się im pensje, a dosypuje swoimi bez doświadczenia, to z czasem sparaliżowane są całe organizacje. Kłopot z elektrownią Turów w części wynika z braku kompetencji urzędników i pracowników spółek energetycznych, którzy na czas nie zareagowali na czeskie żądania i nie odpowiedzieli na nie odpowiednim przygotowaniem prawnym.
A bezpieczeństwo cybernetyczne? To samo. Brak kompetentnych ludzi na stanowiskach, zatrudnianie swoich, powoduje, że nie ma kto zadbać o podstawowe zasady bezpieczeństwa państwa. Sitwa w polskich warunkach jest tym, czym mafia we włoskich. Z jednej strony słabe i tak struktury państwa, z drugiej pazerność władzy - tak zawsze kończyła się pomyślność Rzeczpospolitej. Gdy mechanizm sitwy się uruchomi: poszczególne grupy interesów w obozie władzy już tylko kłócą się, kto dostanie więcej, zamiast pracować czy „robić politykę”. Wtedy siostrą przyrodnią sitwy staje się korupcja.
Ryba, jak wiadomo, od głowy się psuje. Wszystko zaczyna się od braku jawności. Żeby chociaż te sitwy były jawne - pracujesz z poręczenia kumy czy szwagierki, niech to będzie napisane w odpowiednim oświadczeniu, a wykonywana praca niech będzie kompetentna. Problem w tym, że wraz z przyjściem do władzy obecnej ekipy skończyły się czasy jawności. Premier dał przykład, że można dysponować wielkimi pieniędzmi i schować je u żony, a jednocześnie formalnie rozdzielić z nią majątek i w rezultacie ukryć wszystko przed obywatelami. Ta władza skończy się przez kłótnie wewnątrz niej samej o pieniądze, które można wydusić z ojczyzny, jak powiedział ktoś - „dojnej”. Naród tego nie wytrzyma.