Tu strzeliło już osiem opon. Wszystko dlatego, że wbija się w nie kamienny grys. I pomyśleć, że naprawa drogi kosztowała 150 tys. zł.
- Nie chciałbym robić awantur, ale dziś drogą z Barcikowiczek w kierunku Kiełpina strach jeździć. I nie tylko ze względu na duże dziury, ale groźbę utraty opony. Policzyłem, że mieszkańcy wsi stracili osiem opon, w tym ja jedną - wylicza Dariusz Chabura.
Wyjaśnia, że wspomnianą drogę wyremontowano przed dwoma laty kosztem ponad 150 tysięcy złotych. Zamiast podłoża z ziemi i piachu, pojawił się utwardzony grys kamienny. Nie jest to wprawdzie nawierzchnia asfaltowa, ale droga jest twarda. Niestety, szybko robią się w niej dziury. Przed rokiem naprawiano je bardzo skutecznie. Dziury wypełniano grysem, a następnie ugniatano za pomocą potężnego wału.
- I to była dobra metoda. W tym roku już trzykrotnie zasypano dziury, ale zapomniano o wałowaniu. To nic nie dało. Grys wypadł z dziur, te pozostały, a przy okazji leżące ostre kamienie uszkadzały opony - dodaje nasz rozmówca.
Zajeżdżamy na wspomnianą drogę. Faktycznie, nawierzchnia pełna dziur, a kamienny grys, zresztą sporej wielkości i jeszcze o ostrych krawędziach, leży na nawierzchni. Łukasz Kubicki mówi, że w jego aucie nie padała żadna opona, ale potwierdza, że sąsiedzi mocno klęli. - Myślę, że powinni tu sypać cieńszy grys. Wtedy nie byłoby groźby uszkodzenia ogumienia - dodaje.
Także Marek Woźniak miał pecha. W jego aucie uszkodzone zostały dwie opony, natomiast w pojeździe syna - jedna. Powodem były kamienie, które wbiły się w oponę. - Ten tłuczeń nasypali w dziury. Problem w tym, że on się z tych dziur wydostaje i wbija w opony. To taka bezmyślna naprawa. Trzeba pomyśleć o innym sposobie - sugeruje pan Marek.
Nawierzchnia pełna dziur, a kamienny grys, zresztą sporej wielkości i jeszcze o ostrych krawędziach, leży na nawierzchni
Jedną oponę stracił Jacek Jagodziński. Informuje o tym jego żona pani Jolanta. Dodaje też, że miasto powinno pomyśleć, co zrobić, by naprawa drogi nie była powodem uszkadzania ogumienia. Mieszkańcy mogą się bowiem zdenerwować i wystąpić o odszkodowanie. A wtedy żarty się skończą.
Paweł Urbański, dyrektor wydziału dróg magistratu jest zdziwiony naszą informacją o uszkodzonych oponach. - Nic o tym nie wiem. Nikt nie dzwonił w tej sprawie, nie informował. A szkoda. Gdybym wiedział wcześniej, kiedy naprawiano nawierzchnię, to wysłałbym inspektora, by sprawdził. Jeśli by się potwierdziło, że naprawa była fatalnej jakości, to wykonawcy musieliby poprawić, bo nie dostaliby pieniędzy. A po tygodniu trudno to stwierdzić - przekonuje dyrektor.
Nasz rozmówca obiecuje jednak, że wspomnianej drodze i dalszym naprawom przyjrzy się bardziej uważnie, a ponadto sugeruje, by osoby, które zostały poszkodowane wystąpiły o odszkodowanie.
- Nie będę pisał o odszkodowanie. Chciałbym jedynie, by nawierzchnię naprawiano zgodnie ze sztuką. Nie po to wydawaliśmy ponad 150 tys. zł na remont drogi, by teraz bać się na nią wyjechać - podkreśla Dariusz Chabura.