Skarbek w Katowicach: łuski lśniły po francusku. Program "Dobrze zaprojektowane" Anny Dudzińskiej
Mówi się o nim ostatnio dużo. Trzeba było remontu, żeby wszyscy przypomnieli sobie o tym budynku. A przecież był kiedyś dumą mieszkańców Katowic. Skarbek w Katowicach jest bohaterem dzisiejszego programu Anny Dudzińskiej pt. Dobrze zaprojektowane.
Skarbek w Katowicach
Wróćmy na początku do tego, co o stolicy Górnego Śląska w latach 70. mówili lektorzy Polskiej Kroniki Filmowej: „Zapraszamy na wycieczkę w nieznane. Gdzieś do Europy. Jarzeniowe lampy, reklamy, potoki światła… To Katowice!...”
W tych pełnych neonów Katowicach stał oświetlony Spółdzielczy Dom Handlowy Skarbek. Może warto oswoić to miejsce, które - niestety - lata świetności ma już za sobą. A to przecież dobra architektura. Choć, jak mówi jego projektant Jurand Jarecki, „nie miała szczęścia”.
„Źle urodzone” - tak powstające w latach 60. i 70. budynki nazywa Filip Springer, pisarz i reportażysta, szczególnie zainteresowany architekturą i ładem przestrzennym.
Spółdzielczy Dom Handlowy Skarbek z charakterystycznymi srebrnymi łuskami oddano do użytku w 1975 roku. Wtedy wszystko było nowością. Jurand Jarecki odbywał praktykę we Francji u Georges’a Candilisa, ucznia Corbusiera. Z późniejszych podróży do Francji przywiózł idee metalowych łusek.
- Zobaczyłem to chyba w gazecie - wspomina Jarecki. - Zobaczyłem, że robi się takie elementy z blachy. Jeden Francuz przyjechał potem do nas, prawdopodobnie liczył, że szybciej zmieni się system polityczny, i że to on będzie mógł robić w Polsce interesy.
Poniekąd interes zrobił. Ówczesne władze Społem, do którego należał Skarbek, pomogły. Dalej Jarecki: - Francuzowi się udało. Był potem bardzo dumny z tego kontraktu. Płaciliśmy za te łuski węglem, o ile pamiętam.
Wszyscy mają jakieś wspomnienia ze Skarbka. Był to przecież najmodniejszy dom towarowy w Katowicach. - Co tam się działo! - wspomina Jarecki. - Te kolejki, te ogonki!
W Skarbku zamontowano sporo technicznych nowości (jak na tamten czas): nagłośnienie na każdym piętrze albo wykładzinę na dolnych piętrach. Miała być jeszcze jedna innowacja: zewnętrzna winda czyszcząca. Lecz wszystko rozbiło się o pieniądze.
Jarecki tłumaczy: - Na dachu miały być szyny, dookoła elewacji. I wózek z wysięgnikiem, do którego wchodziło czterech pracowników. Wózek miał się poruszać, a panowie mogli myć elewację.
Niestety, projekt ten miał kosztować więcej niż cała robota architektów przy Skarbku. Pomysł spalił więc na panewce, a łuski przez lata były myte przez pracujących na linach taterników. Czy Skarbek będzie zachwycał po renowacji łusek, jak w latach siedemdziesiątych? Zastanówmy się też, czy znikną wreszcie z jego elewacji reklamy?