Skarby z czasów rzymskich na terenie żwirowni
Na terenie żwirowni odnaleziono unikatową misę z przełomu II i III wieku n.e. Skarbów z czasów rzymskich było zapewne więcej, ale padły one łupem złodziei
Wiosną 2015 r. Bogusław Pietrzak, mieszkaniec Pudłowca w gminie Stary Dzierzgoń, przekazał do Muzeum Archeologicznego w Gdańsku trzy naczynia brązowe, na które natrafiono przypadkiem w trakcie wydobywania żwiru.
Bogate cmentarzysko
- W miejscu odkrycia naczyń brązowych znajdowało się bogate cmentarzysko z okresu wpływów rzymskich, położone na dawnym bursztynowym szlaku wiodącym z Akwilei na Półwysep Sambijski, niestety już w znacznej części zniszczone - opowiada archeolog Ewa Adamska-Grzymała. - Naczynia pochodziły prawdopodobnie z dwóch grobów szkieletowych i jednego grobu ciałopalnego. Najciekawsze z nich, misa ze stopu miedzi, odkuta została z cienkiej blachy i ozdobiona stylizowanym ornamentem muszlowym. Zachował się jeden z dwóch uchwytów, wykonany z drutu, w kształcie greckiej litery „omega”.
To import, nie wykonano jej na tych terenach, bowiem naczynia tego typu produkowano w warsztatach galijskich na przełomie II i III wieku n.e. Identyczne misy znane są z zatopionego w trakcie przeprawy przez Ren wozu odkrytego w okolicy dzisiejszego miasta Neupotz w Nadrenii-Palatynacie.
- Ta brązowa misa mogła zostać przywieziona na nasze ziemie w ramach wymiany handlowej, ale niewykluczone, że stanowiła łup miejscowego wojownika uczestniczącego w zbrojnych wyprawach na tereny prowincji rzymskich - opowiada pani archeolog.
Latem tego toku przeprowadzono na cmentarzysku w Pudłowcu ratownicze badania wykopaliskowe, zabezpieczające i odkryto 34 groby z interesującym wyposażeniem.
- To zapinka żelazna - pokazuje skarby z Pudłowca Ewa Adamska-Grzymała. - Tutaj mamy zapinkę z brązu, a to są malutkie nożyczki i sprzączka. Stanowisko w Pudłowcu jest niezwykle cenne, ponieważ jak do tej pory przebadano niewiele cmentarzysk z okresu wpływów rzymskich w okolicach Dzierzgonia (na wschód od Wisły). Większość zabytków z tamtych terenów, które znajdowały się w zbiorach muzealnych, w okresie drugiej wojny światowej zaginęła bądź uległa rozproszeniu.
Teren badań to niestety, w większości już zniszczone cmentarzysko grobów szkieletowych i ciałopalnych, które datować można na I-II wiek naszej ery. Większość grobów szkieletowych została zniszczona, noszą ślady rabunku i to rabunku dokonanego już w starożytności, zapewne tuż po pochówku, albo w niewielkim odstępie czasu. Cóż, złodzieje, okradający zmarłych to drugi najstarszy zawód świata. Zwyczaje pogrzebowe wymagały, aby zmarłego wyposażyć w ozdoby i przedmioty codziennego użytku w pośmiertną drogę na swoje drugie życie, ale zawsze znajdą się ludzie, którzy złamią tabu i okradną nieboszczyka.
Podczas okradania grobów dochodziło do niszczenia szczątków. To wyglądało dość drastycznie, w niektórych przypadkach zmarły był wyciągany na zewnątrz, ograbiany i wrzucany z powrotem do grobu, następnie grób przysypywano ziemią, żeby zatrzeć ślady czynu, który w tamtych czasach też był potępiany
- Złodzieje doskonale wiedzieli gdzie znajdował się „nowy” grób - opowiada pani archeolog. - Wkopywano się dokładnie, centralnie w miejsce, gdzie można było wyciągnąć jak najwięcej naczyń z brązu. Ponieważ były one źródłem surowca, z którego można było wykonać inne przedmioty. Rabusiom chodziło głównie o duże naczynia: kociołki , rondle, czerpaki oraz misy takie jak ta, którą pokazujemy w gmachu naszego muzeum, jest teraz zabytkiem miesiąca. Z takiej misy można było wykonać kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt drobnych przedmiotów brązowych. Podczas okradania grobów dochodziło do niszczenia szczątków. To wyglądało dość drastycznie, w niektórych przypadkach zmarły był wyciągany na zewnątrz, ograbiany i wrzucany z powrotem do grobu, następnie grób przysypywano ziemią, żeby zatrzeć ślady czynu, który w tamtych czasach też był potępiany. Więc złodzieje musieli robić to pospiesznie, żeby nie zastać przyłapanymi na gorącym uczynku, za który spotkałaby ich zapewne surowa kara.
Prosto spod łopaty
- Pochówki szkieletowe, na które trafiliśmy, to głównie groby kobiet oraz kilka grobów dziecięcych - opowiada Ewa Adamska-Grzymała. - Trudno nam jeszcze powiedzieć w jakim wieku te osoby zmarły i co było przyczyną ich śmierci. Materiał jest „prosto spod łopaty” i jeszcze nie trafił do analiz antropologicznych.
Archeolodzy borykają się z rabusiami, którzy z wykrywaczami metali pojawiają się stanowiskach archeologicznych i pod osłoną nocy i okradają groby.
- W większości przypadków jesteśmy na przegranej pozycji, ponieważ nie możemy być tam cały czas i pilnować stanowiska, a teren jest rozległy, nie ogrodzony. Niestety, hieny są wszędzie i rabują cmentarzyska bezpowrotnie je niszcząc. Nie powiem, że jest to plaga, bo znam też poszukiwaczy, którzy bardzo przysłużyli się nam, archeologom, dostarczając informacji o stanowiskach, na które przypadkiem natrafili, a o których nie mieliśmy pojęcia - dodaje Ewa Adamska - Grzymała. - To jest zdjęcie obrabowanego niedawno grobu, naczynia które z niego wykopano na pewno zostały sprzedane i nigdy nie dowiemy się co to było, jak wyglądały. Przepadły bezpowrotnie
Zapewne kupił je jakiś kolekcjoner za granicą. To wielka strata ponieważ takich naczyń posiadamy w zbiorach niewiele i już nie dowiemy skąd one tutaj trafiły - ubolewa pani archeolog. - Nie dowiemy się, czy przywędrowały z Galii, Panonii, a może Nadrenii. Nie dowiemy się też czy pochówek należał do kobiety, czy do mężczyzny ponieważ w trakcie okradania grób został doszczętnie zniszczony.
Dzięki życzliwości i pomocy ze strony właściciela terenu, środkom finansowym, jakie wygospodarowało Muzeum Archeologicznr oraz wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków udało się nam przeprowadzić tegoroczne badania ratownicze, jednak miały one tylko charakter rozpoznawczy.
- Bardzo chcielibyśmy wrócić tam w przyszłym roku - przyznaje pani archeolog.
To przestępstwo
- Rozkopywanie i okradanie stanowisk archeologicznych to przestępstwo i wszystkie służby starają się ten proceder tępić - zapewnia Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. - Coraz częściej policjanci zatrzymują poszukiwaczy z wykrywaczami metalu, bo ktoś świadomy poinformował ich, że podejrzany osobnik chodzi po polu z tego rodzaju sprzętem.
Jednocześnie z obserwacji WUOZ wynika, że środowisko tzw. poszukiwaczy skarbów powoli się „cywilizuje”. Ludzie, którzy pozakładali stowarzyszenia, organizacje starają się robić to w sposób legalny, czyli zgłaszają się do właścicieli terenu i do urzędu. Nie zmienia to faktu, że archeolodzy nadal skarżą się, że często ledwo rozpoczną pracę, a już pojawiają się złodzieje z wykrywaczami metalu, kopią, niszczą, kradną...
Niestety, tak jest, ale to są zwykli złodzieje, z którymi wszyscy powinni walczyć. Mamy coraz więcej zgłoszeń od policji, bo zatrzymali kogoś na gorącym uczynku lub znaleźli rzeczy pochodzące z wykopalisk, albo stanowisk archeologicznych. Organizowane są szkolenia dla policjantów, co mają robić w takich przypadkach.
Misa prezentowana jest w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku przy ul. Mariackiej 25/26.
grazyna.antoniewicz@polskapress.pl