Jeden bilet na przesiadkę w cenie 3 zł mógłby rozwiązać problemy.
Mieszkańcy dalej żyją poważnymi zmianami, jakie od soboty zaczęło funkcjonować w bydgoskiej komunikacji miejskiej. Czytelnicy zgłaszają nam telefonicznie i mailowo po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt skarg dziennie. Niektóre z nich oczywiście się powtarzają, jak zmiana trasy linii 83, likwidacja autobusu nr 84 oraz mała częstotliwość linii 60.
- Dlaczego linia 83 nie jeździ do szpitala Jurasza i na dworzec PKP? To jest najgorsza zmiana jaka mogła być. Z osiedla Tatrzańskiego nie mamy teraz żadnego bezpośredniego dojazdu do tych miejsc. Zostały nam teraz dwie praktycznie takie same linie, jak 69 i 89, co jest zupełnie niepotrzebne. Może jedna z nich powinna jeździć do Jurasza? - zastanawia się pani Sandra Nowak.
Spora liczba osób po naszym wczorajszym artykule podejmuje również temat przesiadek. Po zmianach wielu mieszkańców musi przesiadać się z jednego autobusu na drugi, by dojechać do celu.
- A wcześniej wystarczyło wsiąść w jeden i nie było problemu - zauważają Czytelnicy.
Nasze stanowisko w sprawie zmian w taryfie biletowej podziela Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Transportu Publicznego. Zdaniem jego przedstawicieli drogowcy powinni mocno zastanowić się nad wprowadzeniem tzw. biletu przesiadkowego.
- Wiadomo, że system wymusza przesiadki. Ale muszą one być wygodne dla mieszkańców - uważa Paweł Górny z bydgoskiego stowarzyszenia.
Miłośnicy komunikacji proponują, aby dla obecnego biletu, który kosztuje 3 złote utworzyć odpowiednik o tej samej cenie, który mógłby spełniać funkcję jednorazowego dla przejazdu jedną linią lub godzinnego w przypadku przesiadki.
- Obecnie bilet godzinny jest drogi i trudno dostępny, więc nie korzysta z niego bardzo dużo mieszkańców - mówi Górny. - Jednocześnie nasza propozycja wyklucza się z systemem A+T, który można by całkowicie zlikwidować. W obecnej formie oceniamy go bardzo słabo - dodaje przedstawiciel SnrRTP.
Drogowcy przekonują jednak, że cały układ musi dobrze funkcjonować, aby wprowadzić do niego kolejne zmiany.
- Na większe korekty trzeba poczekać minimum trzy miesiące - wyjaśnia Krzysztof Kosiedowski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej.