Skażona ziemia w Katowicach. Tu ma powstać nowa dzielnica: Nowy Wełnowiec. Arkadiusz Primus, prezes Investeko o działce po hucie. Rozmowa
Czy każdy teren da się oczyścić? Jak usuwa się resztki wojskowej bazy paliw przy lotnisku, co robić w pandemii z odpadami skażonymi jak ołów z ziemi? Rozmowa z Arkadiuszem Primusem, prezesem firmy Investeko, która ma zająć się rekultywacją skażonej ołowiem, cynkiem, kadmem i arsenem działki po cynkowni w Katowicach. To tu ma powstać nowa dzielnica - Nowy Wełnowiec.
Złapał się pan za głowę, kiedy zbadał pan grunt po dawnej cynkowni w Katowicach, gdzie ma powstać nowa dzielnica?
Nie. Myśmy się przestraszyli, ale wcześniej. Podjęliśmy się przygotowania tej koncepcji, nie wiedząc, co tam znajdziemy. Były tylko wstępne badania. Dopiero dokładne badania dały przejrzysty obraz. Odetchnęliśmy. Okazało się, zanieczyszczony jest grunt nasypowy. To przemieszany gruz z ziemią, istotnie zanieczyszczony cynkiem i ołowiem. Baliśmy się, że metale przez tyle lat migrowały do gruntu rodzimego, a nie migrowały. Wtedy zaczęła nam się układać koncepcja rekultywacji, remediacji i fitoremediacji terenu. Mówiąc inaczej: te pierwiastki w gruncie nasypowym są unieruchomione w warstwie górnej. Przez lata teoretycznie powinny były się przemieszczać, a nie przemieszczały się do gruntów rodzimych.
Ale tam są dwa miliony ton skażonych gruntów.
Prawie dwa miliony. Do oczyszczenia wyznaczono ponad milion metrów sześciennych. Brzmi poważnie, prawda?
Mówi się, że działka po cynkowni jest tak skażona, że ten, kto kupi tam mieszkanie, zachoruje i umrze.
Nie ma takiego gruntu, którego nie da się oczyścić. 20 lat prowadzę firmę, zajmującą się oddziaływaniem na środowisko, mamy już ekperckie doświadczenie. Wiem, że hasło „skażony grunt” budzi wielkie emocje, podobne jak hasło „spalarnia”, która zawsze ma emitować straszne zanieczyszczenie. Problem to ludzki lęk i brak wiedzy. W siedzibie naszej firmy mamy badawczą, ale największą w Polsce, instalację do zgazowania odpadów. Kiedy powstawała, teoretycznie w centrum Świętochłowic, budziła duże emocje. Tymczasem obostrzenia dotyczące spalarni są tak wyśrubowane, że w rzeczywistości bezpieczniej jest mieszkać tuż przy spalani niż obok ciepłowni węglowej. Wracając do Wełnowca: gdyby ten teren zostawić tak jak teraz - skażony - na pewno nic się przez lata nie zmieni, zanieszczyszczenia nie znikną. Lepiej oczyścić go pod nadzorem. My się tego zadania nie boimy. Teren będzie bezpieczny, a zostanie to potwierdzone specjalnymi badaniami, certfikacjami.
Tereny w Wełnowcu nie są najbardziej skażonym gruntem, z jakim się spotkaliście?
Oczywiście, że nie. Na Śląsku z takimi terenami już sobie radziliśmy. Podobny model, jaki chcemy zastosować w Wełnowcu, zastosowaliśmy też w Trzebini. Tam to była prawdziwa bomba ekologiczna: 10 tys. metrów sześciennych skażonej glinem ziemi i żrącej cieczy. Razem z Politechniką Śląską przygotowaliśmy technologię, która została dopuszczona do wdrożenia i pod nadzorem organów środowiskowych oczyszczaliśmy teren. 4 lata temu oddaliśmy go jako użytek ekologiczny. Do projektu Nowy Wełnowiec, domniemuję, zostałem zaproszony właśnie dzięki doświadczeniom z tamtego projektu. Tu proces będzie rozległy i wielowątkowy. Jeśli będzie problem - a tego nie wykluczamy, bo są tzw. hot spoty, które zdefiniowaliśmy jako tereny silnie zanieczyszczone (to np. róg Konduktorskiej i Korfantego) - i nie będziemy w stanie wypracować takiego poziomu stabilizacji, jaką sobie założyliśmy, to ta część gruntu może zostać usunięta. Zakładamy, że będzie to w granicach 50-100 tys. ton. Oszczyszczanie całego terenu może zająć w sumie 4 lata, ale będziemy to robić etapami.
Dlaczego tej skażonej ziemi po prostu nie da się wywieźć?
Dokąd wywieźć 2 miliony ton? To 100 tysięcy ciężarówek pełnych odpadów. W Polsce nie ma takich składowisk odpadów niebezpiecznych, nie można też ich umieścić np. w podziemnym wyrobisku. Nie ma możliwości prawnych, by deponować takie odpady w środowisku. Trzeba by je i tak przetworzyć, czyli wybudować specjalną instalację i dopiero potem wstępnie oczyszczone odpady deponować. A podstawowa zasada zachowań ekologicznych brzmi: próbować sobie z problemem poradzić na miejscu.
Co jest dokładnie w tym gruncie nasypowym?
Cynk, arsen, ołów i trochę cyny, miedź.
Który z tych pierwiastków jest najbardziej niebezpieczny, najtrudniejszy?
Nie ma takiego podziału. Ołów budzi największe emocje, ale właśnie ołów dość łatwo można zestabilizować. Rok pracujemy już nad tym terenem. Mamy przejrzystą wizje, jak sobie z tym poradzić. Te zanieczyszczenia dają możliwość ich zimmobilizowania. To jest zatrzymanie tych metali w mieszaninie z gruntami nasypowymi i ziemią z wykorzystaniem mieszanek stabilizujących, zestalających, które powodują, że te metale „wracają” z powrotem do ziemi jako ruda metalu. Niegroźna. W takiej postaci, w jakiej kiedyś tu występował. Rudy nie zagrażają zdrowiu. Założyliśmy kombinację różnych metod remediacyjnych i rekultywacyjnych. Stąd zestalanie, czyli immobilizacja, stabilizacja i zatrzymanie zanieszczyszczeń, wbudowanie ich w strukturę geologiczną. Następnie kolejne, czyste i czystsze warstwy ziemi i gruntu rodzimego, będziemy poddawać fitoremediacji.
Czyli oczyszczone grunty będą niżej, a rodzime, nieskażone, będą nad nimi?
Tak.
Na ile oszacowano koszty oczyszczenia ziemi w Wełnowcu?
Maksymalnie do 10 proc. wartości inwestycji. Właśnie przygotowujemy kosztorys.
Czy grunt w Katowicach podobny jest do terenów po dawnej hucie cynku w Miasteczku Śląskim, wielkiej bombie ekologicznej?
Tam stężenia są zdecydowanie wyższe. To inny poziom skażenia.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień