Skoczek Resovii może za kilka lat pojechać na Igrzyska Olimpijskie
- Mój zawodnik może pojechać za cztery lata na igrzyska olimpijskie - mówi Michał Tittinger, trener Igora Kopali, skoczka wzwyż Resovii, czołowego zawodnika Polski w kategorii młodzieżowej.
Igor pod koniec stycznia, na mityngu w Spale skoczył 220 centymetrów. Poprawił życiówkę o 4 centymetry. Zaskoczył pana tym wynikiem?
I tak, i nie. W pewnym sensie była to mała niespodzianka. Oczywiście znam jego potencjał, ale rozwijał się spokojnie. Co jakiś czas poprawiał się zwykle o te dwa centymetry. Część jego rówieśników potrafiła mieć takie strzały, występy, gdy ostro szła w górę, ale Igor poprawiał się stopniowo, bo dojrzewał nieco później.
Ma pan na myśli rozwój fizyczny?
Tak. Chłopak ma dwa metry, znakomite warunki do skakania wzwyż, ale jego kościec jest na poziomie, powiedzmy, osiemnastolatka. Obciążenia treningowe nie mogą być jeszcze zbyt duże. Z drugiej strony spodziewałem się, że prędzej czy później wystrzeli w górę.
Igor wreszcie jest zdrowy.
I to kolejne źródło progresu. W tamtym roku wiosną dopadł go problem przeciążeniowy z kolanem. Miał długą przerwę. Potem goniliśmy czas przed sezonem letnim. Tym razem mógł w spokoju, bez zakłóceń szykować się do sezonu halowego. Był na czterech obozach, solidnie popracował i pokazał już na co go stać.
Czekają go halowe, seniorskie mistrzostwa Polski. Może zdobyć medal?
Może powalczyć. A propos seniorów, Igor przeszedł do kadry młodzieżowej, ale trenuje także z seniorami, w tym z Wojtkiem Tajnerem, olimpijczykiem, który ma na koncie wynik powyżej 230. Kontakt z takim doświadczonym zawodnikiem jest dla młodego skoczka bezcenny. Co ważne, współpraca z Wojtkiem bardzo dobrze się układa.
Po rekordzie w Spale Igor zaliczył kolejne mityngi. Wyniki były słabsze.
Jeśli osiągnął 217, to ja jestem zadowolony. Na zawodach Kopernikus w Toruniu obsada była mocniejsza, Igor skoczył 215. To nie jest zły wynik. Może byłby lepszy, ale konkurs został przesunięty w czasie. Możliwe, że adrenalina trochę zeszła z zawodnika. Igor po raz pierwszy musiał zaczynać rywalizację od wysokości 210. Skoczył 5 centymetrów wyżej. Przyzwoicie. Jeśli nie można skoczyć 220, albo wyżej, to trzeba przynajmniej być możliwie blisko tych wysokości.
W Brnie Igor było tylko 210.
Za mało, ale to był jego pierwszy międzynarodowy mityng. Do tego odbywał się nietypowych warunkach, w centrum handlowym. Ludzi było dużo, stali blisko.
Młody, niedoświadczony zawodnik ma prawo na chwile słabości, tym bardziej w nowych dla siebie sytuacjach.
Igor wspomniał mi, że chciałby w tym roku skoczyć 226 centymetrów i tym samym uzyskać minimum na Uniwersjadę w Tajpej.
Każdy chce jeździć po świecie, startować w najważniejszych imprezach. To dobrze, że Igor mierzy wysoko, trzeba mieć marzenia. W sezonie letnim będzie jeszcze więcej startów. Nie braknie okazji do poprawy życiówki. Nie mówię, że minimum na Uniwersjadę to mrzonka na tym etapie, ale z drugiej strony nie chciałbym, żeby się niepotrzebnie podpalał. Od czasu do czasu kubełek zimnej wody się przyda. Dobrze jest być wybitnym juniorem, młodzieżowcem. Sukcesy na tym poziomie motywują do pracy, ale w tej całej zabawie najważniejsze jest to, aby z czasem stać się jednym z lepszych seniorów.
Igor bywa gorącej wodzie kąpany?
Przeciwnie, jest cierpliwy, wie, że nie można mieć wszystkiego naraz. Jest w czołówce krajowej, należy do najlepszych w swej kategorii wiekowej w Europie. Mógł zmienić klub, studiować na innej uczelni, ale został w Rzeszowie. Pracujemy razem już siedem lat i chyba nie marnujemy czasu.
Igor ma jeszcze jeden plan na ten sezon. Chce koniecznie skoczyć wyżej, niż 222 centymetry.
(śmiech) To mój rekord życiowy. Nie trenuję od piętnastu lat i byłbym bardzo zadowolony, gdyby Igor pobił mój wynik.
Gdzie go pan widzi za kilka lat?
Na przykład na igrzyskach olimpijskich. Dlaczego nie? Chłopak ma warunki, potencjał, charakter, robi postępy. Oby tylko zdrowie dopisywało, to może być o nim głośno.