SKOK zlitował się nad Magdą, sierotą
Decyzja SKOK ratuje Magdę, wychowankę Domu Dziecka w Mysłowicach, od spłaty długu po rodzicach. Może zacząć nowe życie. Trzymajmy za nią kciuki. Mocno!
Kilka tygodni temu opisaliśmy bulwersującą sprawę niespełna osiemnastoletniej dziewczyny, wychowanki Domu Dziecka im. św. Ojca Pio w Mysłowicach, której rodzice „zostawili w spadku” 140 tys. zł długu. Po różnych wierzycielach. By go spłacić, musiałaby poświęcić pieniądze, które Dom Dziecka zbierał dla niej w ramach renty po ojcu strażaku. Okazuje się, że tak smutne i wydawałoby się historie bez happy endu, mogą skończyć się szczęśliwie. Na tekst zamieszczony m.in. w „Dzienniku Zachodnim” zareagowały setki osób z całej Polski: Szczecina, Rzeszowa, Krakowa.
Dziewczynie nadałam imię Magda, choć naprawdę inaczej się nazywa. Ale czy to jest ważne. Dyrektor Domu Dziecka, pani Krystyna Wolwiak chciała, aby pozostała ona anonimowa, by nie stała się - tak dla mediów, jak i pozostałej rodziny - łatwym kąskiem w rozgrywce o pieniądze. Bo przecież chodzi o jej przyszłość, możliwość zdobycia wykształcenia, zawodu. Ona powinna „stanąć na nogach” i pokazać innym, w podobnej sytuacji, że to możliwe. Kiedy z panią dyrektor Domu Dziecka, wspaniałego miejsca dla opuszczonych dzieci, myślałyśmy, że wszystko stracone, odezwał się główny wierzyciel - SKOK im. Stefczyka, w którym rodzice Magdy lekkomyślnie zaciągnęli pożyczkę.
Z wielką radością przeczytałyśmy pismo, które przekazała nam kancelaria prawna występująca w imieniu SKOK-u. Zresztą, proszę sami przeczytajcie: „Działając w imieniu wierzyciela uprzejmie informuję, że po ponownym rozważeniu okoliczności, mając na względzie niezmiernie trudną sytuację osobistą i materialną, w jakiej znajduje się Pani podopieczna, wierzyciel podjął decyzję o odstąpieniu od dochodzenia roszczeń z tytułu ww. umów pożyczek”.
- Byłam niezwykle szczęśliwa po przeczytaniu tego pisma. To wielka szansa dla naszej Magdy. Ona chce się dalej uczyć, chce prowadzić normalne życie - wyjaśnia dyrektor Wolwiak. Na los dziewczynki nie pozostali obojętni zupełnie obcy ludzie. Do niej i do dyrektorki Domu Dziecka, piękny wzruszający list napisała zakonnica z Krakowa, która przekazała słowa wsparcia i modlitwy. Do mnie dodzwonili się Czytelnicy m.in. z Rzeszowa i Krakowa, którzy prosili, by powiedzieć, jak Magdzie można pomóc, jak skończyła się jej historia. Dyrektor Domu Dziecka nie jest do końca pewna, ile jeszcze zwróci się wierzycieli. Chodzi zwłaszcza o wspólnotę mieszkaniową, która ma też swoje roszczenia finansowe. Ale np. przedstawiciele Tauronu zadzwonili do niej od razu po publikacji w „Dzienniku Zachodnim”, by zadeklarować, że zrzekną się wobec Magdy roszczeń.
Rodzina Magdy, dopóki pracował ojciec, funkcjonowała normalnie. Potem przyszły alkohol, choroby, złe towarzystwo. Dom Dziecka uratował Magdę przed patologią. Rodzice nie sprostali. Pojawił się alkohol, długi, ale i firmy, które na bezradności, bezmyślności ludzi budują swój kapitał. To zatrważające, że dyrektor Domu Dziecka jest bombardowana zawiadomieniami od wierzycieli, że już musi spłacić dług zaciągnięty przecież nie przez Magdę, ale jej dorosłych rodziców. Prawo powinno chronić niewinne ofiary niefrasobliwości dorosłych. Przypomnijmy jeszcze raz: to historia, w której alkohol leje się strumieniami, niszcząc rodzinę, a prawo objawia swoją bezduszność.
To także historia uciekającego czasu, którego Krystyna Wolwiak ma coraz mniej, by uchronić majątek swojej podopiecznej. Wierzyciele nękają ją od dawna, a intensywnie i systematycznie, od kiedy tylko zorientowali się, że na koncie Magdy znajduje się 100 tysięcy złotych. Zgromadzona przez lata suma da jej szansę, by kupić np. mieszkanie, założyć może jakiś malutki biznes, żyć jak człowiek - wyjaśnia dyrektor Wolwiak.
27 listopada tego roku Magda skończy 18 lat. Zgodnie z prawem będzie dorosła i będzie mogła dysponować pieniędzmi. Ale po spłaceniu wszystkich długów rodziców (jak dotąd stanęło na 140 tys. złotych) nie tylko nic jej nie zostanie, ale kwota nie starczy na zaspokojenie wszystkich wierzycieli. Pierwsze wezwanie ze SKOK-u, by dokonać wpłaty ponad 70 tys. zł, przyszło już w 2013 roku. Dług narastał w sposób lawinowy. 20 zł za każdy dzień niespłaconej w terminie sumy.