Skonstruował i podłożył bombę pod samochód żony!
Przyznał, że skonstruował i podłożył bombę pod samochód żony. Chciał się od niej uwolnić, a teraz resztę życia może spędzić za kratkami.
Co najmniej 13 lat więzienia grozi 42-letniemu Dariuszowi R. z Grudziądza, który podłożył bombę pod samochód 35-letniej żony Agnieszki. Prokuratura zarzuca mu próbę zabójstwa. On przekonuje, że nie chciał jej zabić.
Trzeba było ewakuować 680 uczniów
Jednak przyznał, że w niedzielę (11 czerwca) w nocy zakradł się na podwórko, gdzie stał biały citroen berlingo żony i przyczepił pod podwozie ładunek, który skonstruował sam. Później w prokuraturze powiedział, że produkcja bomb nie była i nie jest jego pasją.
- Każdy facet to potrafi. To podstawowa wiedza techniczna mężczyzny - wyjaśnił.
W poniedziałek przed 7 rano Agnieszka H. wyjechała do pracy. Uczy fizyki po drugiej stronie Wisły - w Zespole Szkół w Warlubiu. Gdy wysiadła z samochodu zaniepokoiło ją tykanie. Schyliła się i zobaczyła pod podwoziem plastikowy pakunek z zegarem. Natychmiast powiadomiła o tym dyrekcję szkoły i policję.
- Zarządziłam ewakuację. Budynki opuścili uczniowie Zespołu Szkół, Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego i przedszkola, łącznie około 680 osób - mówi Maria Jankowiak, dyrektor podstawówki. - Przydały się ćwiczenia ewakuacyjne. Nawet przedszkolaki były poza budynkiem już 10 minut po alarmie.
Policjanci jechali do Warlubia w przekonaniu, że to młodzież zrobiła kawał nauczycielce. Jednak ładunek pod podwoziem wyglądał profesjonalnie. Wtedy do akcji włączyli się pirotechnicy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
- Za pomocą robota odczepili paczkę i zdetonowali ją pod kontrolą w pobliżu szkoły. To nie był żart. Gdyby ładunek wybuchł w trakcie jazdy, mogłoby się to zakończyć tragicznie - uważa Joanna Tarkowska, rzeczniczka policji w Świeciu.
Kilka kabelków, plastikowy pojemnik po lodach wypełniony petardami, drugi po soku, też pełen masy pirotechnicznej (w sumie ponad dwa kilogramy substancji wybuchowej). Wszystko kupione w sklepie i sklecone w garażu, a następnie podpięte do budzika (z sypialni Dariusza i Agnieszki) i dziewięciowolto-wej baterii.
Wcześniej ktoś podciął przewody hamulcowe
Siła eksplozji zaskoczyła pirotechników. Stało się jasne, że to nie był szkolny psikus. O burzliwym rozwodzie toczącym się między Agnieszką H. i Dariuszem R. wiedziała nawet policja. Rodzina miała tzw. niebieską kartę, przeznaczoną dla rodzin, w których występuje przemoc.
W aktach grudziądzkiej policji leży też sprawa z ubiegłego roku. Agnieszka H. zgłosiła na komendzie, że jej samochód ma podcięte przewody hamulcowe. Policja potwierdziła, że do awarii nie doszło samoistnie, że ktoś ewidentnie chciał odciąć kierowcy hamulce. Jednak sprawa została umorzona z powodu niewykrycia sprawcy.
Prokuratura wie o tym wydarzeniu, ale podstawą zarzutu, przez który Dariusz R. trafił już na trzy miesiące do aresztu, jest próba wysadzenia citroena w celu zabójstwa Agnieszki H. - Podejrzany utrzymuje, że chciał ją tylko nastraszyć. Liczył, że samochód wybuchnie na parkingu pod szkołą - mówi Monika Blok-Amenda, zastępca prokuratora rejonowego w Świeciu. - To miała być nowa forma wzajemnych złośliwości, które małżonkowie robią sobie od około dwóch lat.
Jednak ze wstępnej analizy pirotechników wynika, że bomba nie eksplodowała cudem. Prawdopodobnie w trakcie jazdy wypiął się jeden z kabelków.
Dariusz R. został zatrzymany kilka godzin po akcji w Warlubiu. Był w pracy w Bydgoszczy, jest zatrudniony jako kierowca. - Nie uciekał, nie utrudniał akcji - relacjonuje Przemysław Słomski z biura prasowego KWP w Bydgoszczy.
Dariusz R. nie był karany, kiedyś służył w wojsku. Odpowie za skonstruowanie i podłożenie ładunku wybuchowego oraz usiłowanie zabójstwa. Grozi mu nawet dożywocie.