Słabo zaczęli weekend, ale jak go skończyli! Anwil leżał na deskach
Bardzo pracowity weekend spędził Stelmet. Na początek porażką pożegnał się z Euroligą, na koniec zmasakrował mocny w tym sezonie Anwil wygrywając 91:64.
W piątkowy,wieczór, 18 grudnia zielonogórzanie zakończyli swoje występy w Eurolidze. Walczyli z Pinarem Karsyiaka, mistrzem Turcji, który też nie zdołał awansować. Stawką było piąte miejsce i inni rywale w drugiej rundzie Eurocupu.
Po zaciętym meczu przegraliśmy 81:83 i zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie C
Na podsumowanie naszej pucharowej przygody w tym sezonie przyjdzie jeszcze czas, bo przecież przed Stelmetem jeszcze kolejne wyzwania. Drugie starcie z Euroligą kończymy z pewnym niedosytem. Z jednej strony, mając praktycznie najniższy budżet ze wszystkich grających w elicie zespołów, trudno było stawiać na awans. Z drugiej strony bilans dwa zwycięstwa i osiem porażek jest powtórzeniem wyniku sprzed dwóch lat, a obecny zespół jest mocniejszy od tamtego i został zbudowany właśnie po to by, spróbować awansować do Top-16. Brak naszej obecności w tym gronie był mimo wszystko w jakiś sposób zakładany i nie jest tragedią.
Martwi aż osiem porażek, w tym kilka w bardzo słabym stylu. To pokazuje jak jeszcze nam daleko do europejskiej czołówki.
To już jednak historia
Gramy w drugiej rundzie Eurocupu. Jeśli wyjdziemy z grupy to sezonu pucharowego nie będzie można uznać za stracony. Biorąc pod uwagę skład naszej, jest na to spora szansa. Gramy z rosyjskim Zenitem Sankt Petersburg, niemieckim MHP Riesen Ludwigsburg i włoskim Umana Reyer Wenecja. Stelmet czekają znów bardzo intensywne tygodnie. Zaczynamy już w środę 5 stycznia w Ludwigsburgu meczem z MHP Riesen (początek o godz. 20). Potem gramy co tydzień. Mecze Top-32 Eurocupu odbywają się we wtorki i środy. Kolejne spotkania nie mają jeszcze konkretnych terminów, ale wiadomo już w jakiej kolejności i z kim gramy. Oto rozkład jazdy: 12 lub 13 01. w Umana Reyer;19-20.01 z Zenitem (oba mecze w Zielonej Górze); 26-27.01 z Zenitem w Sankt Petersburgu; 2-3.02 z MHP Riesen u siebie, wreszcie na koniec 9-10.02 z Umana Reyer na wyjeździe
Na pucharowe pojedynki mamy jeszcze czas. Trwa liga.
Weekend kończyliśmy meczem z Anwilem. Zespołem, który chce wrócić do ścisłej czołówki ekstraklasy i zapomnieć o poprzednim, nieudanym sezonie. Można było się obawiać tego spotkania. Przegraliśmy trzy kolejne mecze: z Panathinaikosem w Atenach, ze Startem w Lublinie i w piątek, z Pinarem. Wielu komentatorów sugerowało zmęczenie, "dołek" Stelmetu i czekało na sensację. Te prognozy miały jakieś podstawy, szczególnie biorąc pod uwagę to co nasi pokazali w Lublinie. Anwil notował przed niedzielnym wieczorem tylko jedną porażkę więcej niż mistrz. Ma w ekipie Davida Jelinka i Chamberlaina Oguchiego, uznanych za jednych z najlepszych zawodników ligi i ma obok nich kilku bardzo dobrych zawodników. Zielonogórzanie mieli prawo być zmęczeni, a włocławianie wprost przeciwnie.
Zielonogórzanie zagrali bardzo dobrze, z wielką determinacją, energią i skutecznością. Zupełnie nie wyglądali na zespół, który ma w nogach już tyle spotkań.
Rywal, który z tak dobrej strony pokazał się w tym sezonie był zupełnie bezradny. Wygraliśmy 91:64, a gdybyśmy chcieli, to zwycięstwo mogłoby być jeszcze bardziej okazałe. Przewagę gospodarzy w każdym elemencie pokazują statystyki. Stelmet miał 48,5 proc. skuteczności z gry (32 celne na 66 prób), Anwil 32,2 (19/59). Nasi mieli 44,8 proc. rzutów za trzy (13/29), Anwil 26,9 (12/33). Za dwa Stelmet osiągnął dobrą średnią 51,4 proc. (19/37), przy zaledwie 36,4 proc. (12/33) rywala. Gospodarze mieli 41 zbiórek, goście zaledwie 28. Miażdżąco wygraliśmy asysty 25:12. Mieliśmy 15 strat, goście 18.
- Wielkie gratulacje dla Stelmetu - powiedział szkoleniowiec Anwilu Igor Milicić. - Nie mieliśmy wiele atutów, żeby walczyć z tak dobrym zespołem, który prezentował euroligowy poziom. Dziś nie mogliśmy się z nim równać. Przed nami kolejne mecze, przed którymi musimy się skoncentrować. Nic nam nie wychodziło. Nie było momentu przełomowego. Długo wierzyliśmy, że zdołamy coś zmienić. Ale Stelmet był w świetnej dyspozycji. Nie mogliśmy nic zrobić.
Saso Filipovski: - Wielkie gratulacje dla moich asystentów, którzy w ciągu jednego dnia przeanalizowali wiele meczów Anwilu. Gratuluję fizjoterapeutom, także oczywiście zawodnikom.
- Jestem dumny, że jestem trenerem takiego zespołu. Dzieliliśmy się piłką, zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Jesteśmy dalecy od euforii, to tylko wygrane spotkanie Mamy bilans 10 zwycięstw, jedna porażka i walczymy dalej. Dziękuję kibicom za to, że przyszli nam nas wspierać - mówił Filipovski.
Tyle trenerzy. Stelmet nie odpoczywa. W środę, 23 grudnia podejmuje Asseco Gdynia. Do tematu wrócimy.