Pokazały nam, że zawód, który wykonują, jest ciekawy. Wspierały nas, kiedy obrałyśmy podobną drogę i zaczęłyśmy odnosić sukcesy w tej samej dziedzinie.
- Chciałabym przeczytać o córkach, które poszły w ślady swoich matek i kontynuowały ich sukcesy – powiedziała nam Izabela Środecka z Kalska. Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak to z naszymi mamami i ich córkami jest...
- Moi rodzice, moja mama nigdy nie zmuszali mnie do tego, bym została winiarzem - mówi Kinga Kowalewska-Koziarska z winnicy Kinga w Starej Wsi pod Nową Solą. - Tylko dawali mi możliwość realizowania się w takich dziedzinach, w jakich chciałam.
Dlatego pani Kinga zdecydowała się pójść do szkoły plastycznej (którą do dziś miło wspomina!). Mama wspierała ją w tej drodze zawodowej. Ale Kindze Kowalewskiej-Koziarskiej wciąż czegoś brakowało... Początkowo pomagała tylko rodzicom na winnicy, gdy wracała do domu na weekendy. Potem coraz częściej decydowała się na pracę przy winoroślach.
- W pewnym momencie przyszedł taki moment, gdy musiałam się zastanowić nad swoim życiem, nad tym, co chcę robić. Postanowiłam, że wrócę na chwilę do domu, ale z tej chwilki zrobiły się miesiące. I wtedy uświadomiłam sobie, że chcę zająć się tylko winnicą, wspierać rodzinną działalność.
Pani Kinga przyznaje, że na początku nie było fantastycznie i sielankowo.
- Moja mama i ja miałyśmy podobny charakter i temperament, więc jak dwie takie baby się spotkają, to muszą iskry lecieć - śmieje się mieszkanka Starej Wsi. - Mama mnie wspierała, choć uważała, że nie nadaję się do prowadzenia winnicy. Bo nie jestem w stanie odróżnić jednej odmiany od drugiej. Próbowała mnie uczyć, a ja byłam krąbrna, wiedziałam lepiej. Ona wychodziła z założenia, że nic z tego nie będzie. Później okazało się, że po malutku, chętniej przekazuje mi pałeczkę i daje mi szansę rozwoju. Ostatecznie przejęłam prowadzenie winnicy. A w uprawie winorośli odkryłam coś, czego szukałam w innych zawodach. To, że daje adrenalinę, zawsze jest dreszczyk emocji związany z pracą, która jest dla mnie pasją. Ona mnie zachwyca i zadziwia.
Obecnie winnica Kinga jest jedną z najstarszych w regionie, powstała ona w 1985 r.
- Ponad trzydzieści lat jednak zobowiązuje - śmieje się pani Kinga. - Ten sukces to jest praca dwóch pokoleń. Najpierw moich rodziców, potem nasza. Ale faktycznie coraz więcej osób o nas mówi...
- Od najmłodszych lat przeczuwałam, że pójdę zawodowo w ślady mojej mamy - mówi Karolina Wierzykowska z Zielonej Góry, która spełnia się jako psycholog. - Chyba zaczynamy tworzyć taką małą, rodzinną tradycję, ze kobiety są u nas psychologami. Wszystko zaczęło się od mojej mamy, następna była jej siostra, czyli moja ciocia.
Pani Karolina śmieje się, że przysłuchiwała się ich rozmowom i wiedziała, że będzie „następna w kolejce” do tego zawodu.
- Nigdy mnie nie zachęcały, bym poszła tą drogą (a może wręcz delikatnie starały się zniechęcić), ale urywki „branżowych” rozmów sprawiały, że ten zawód wydawał mi się fascynujący - zauważa Karolina Wierzykowska. - Potem, patrząc już dojrzalej, świadomie wybrałam zawód, którego podstawą jest interakcja z drugim człowiekiem, wspieranie go w rozwoju.
Co ciekawe, Karolina Wierzykowska po mamie ma też swoje pasje: miłość do książek, staroci, pięknych rzeczy.
- Obie lubimy się też „wyżyć” artystycznie - mówi pani Karolina. - Moja mama posiada niesamowity, wnętrzarski zmysł. Pisze też książki dla dzieci. Ja zajmuję się amatorsko fotografią. Mam nadzieję, ze jeszcze przed nami jakieś wspólne działanie na tym artystycznym polu.
Śladami swojej mamy podąża też Dominika Górska-Jabłońska, prowadząc Szkołę Tańca Gracja. Placówkę założyła jej mama, Alicja Górska, dobrze znana w Wolsztynie, a potem w Zielonej Górze, gdzie przez wiele lat zajmowała się szkołą, organizowała wiele ważnych tanecznych imprez i same je z klasą i gracją prowadziła. A absolwenci jej szkoły odnosili wielkie sukcesy na międzynarodowych arenach (wystarczy wymienić tu choćby Iwonę Golczak i Michała Malitowskiego). Od najmłodszych lat towarzyszyły jej dwie córki: Sylwia i Dominika. Obie świetnie radziły sobie na parkiecie, nie tylko w tańcach standardowych czy latynoamerykańskich. Gracja dla nich, jak dla ich mamy, była drugim domem. Nic więc dziwnego, że kiedy pani Alicja postanowiła odpocząć, prowadzeniem szkoły zajęła się córka Dominika. Teraz to ona z powodzeniem organizuje zawody np. ostatnio Konwaliowy Turniej Tańca. Sylwia też zaraziła się tańcem, prowadziła zajęcia we Wrocławiu. Z parkietem się nie rozstaje...
Śladem swojej mamy, Dominiki, idzie teraz Liwia Jabłońska. Codziennie trenuje w „Gracji” i jak mówi, swoją przyszłość wiążę z tańcem. Nie ma innej opcji.