W swojej książce Miuosh rysuje obraz Śląska widzianego z perspektywy trzydziestokilkulatków, Śląska - „piątej strony świata”, Śląska - stanu umysłu. Miejsca definiowanego przez zmiany, ciągły rozwój, doświadczenia pokoleniowe. Premiera książki „Miuosh. Wszystkie ulice bogów” już 18 września.
Ponad dwa lata temu Wydawnictwo Znak zaproponowało wydanie mojej książki. Nie biografii, autobiografii... Za mało mam na koncie, żeby pisać takie rzeczy. Poproszono mnie o napisanie czegoś o mnie, o miejscu, z którego pochodzę, o naszym pokoleniu. To była ciężka praca, wymagająca uruchomienia w sobie zupełnie nowych mechanizmów twórczych, poszukania innego sposobu na traktowanie słowa - tak Miuosh zapowiedział na swoim profilu na Facebooku najnowszy projekt.
Chociaż w czerwcu, w naszym programie „Zachodni Gości”, tuż przed wielkim koncertem na Stadionie Śląskim, opowiadał o przygotowaniach do jesiennej premiery najnowszego albumu zatytułowanego „Powroty” - to pierwsza będzie książka. „Miuosh. Wszystkie ulice bogów”.
Jest to połączenie wywiadu z Miłoszem Boryckim i felietonów, w których autor mówi pierwszy raz szczerze o sobie, o tym, co go boli, czego nienawidzi, za czym tęskni, o czym marzy. Dzieli się spostrzeżeniami o Polsce, muzyce, rodzinie, show-biznesie. Rysuje też obraz Śląska, który jest jego miejscem na ziemi i pewnego rodzaju „stanem umysłu”.
Trafia w punkt, przekonuje, że najważniejsze są dla niego rodzina, Śląsk i muzyka. W książce znajdują się też nigdy dotąd niepublikowane teksty utworów.
Od Kazimierza Kutza do Janka Skrzeka
Miuosh wspomina, że kiedy zgodził się na pisanie książki, na rynku nie było jeszcze płyty „POP”, nie było drugiego projektu z NOSPR-em i Smolikiem, nie myślał o jakimkolwiek graniu koncertów na stadionie.
- Nie wiem nawet, czy moi słuchacze są zainteresowani czytaniem moich, brzydko mówiąc, wypocin, skoro przekazuję już treści w muzyce. Wydaje mi się jednak, że ciekawie było sprawdzić, jak idzie mi tworzenie tekstu innego niż w formie rymowanej, rytmicznej. Bardzo dużo się nauczyłem podczas pracy nad tą książką. Inaczej tworzy się tekst, nie będąc ograniczonym liczbą głosek czy sylab. A mnie zawsze ciągnęło do pisania. Mam jakieś doświadczenie dziennikarskie, zresztą skończyłem dziennikarstwo - opowiada na łamach książki.
- Teraz czuję, że tworzenie literatury to tak naprawdę inny sposób pisania piosenek - kontynuuje. - Czasem bardzo uwalniający. Człowiek nie skupia się na rytmie, nie skupia się na muzyce, a po prostu na tym, co chce powiedzieć. I na tym, jak to powiedzieć bez ozdobników. Nie mogłem w przypadku książki pisać aż tak kwieciście, piosenkarsko - dodaje katowicki raper.
Mąż Sandry, ojciec Kory (jego córeczka urodziła się na początku ubiegłego roku). Lubi oglądać seriale, filmy i program... „Rolnik szuka żony”.
Śmiało można go nazwać miłośnikiem książek, bo potrafi zatopić się w ich lekturze zarówno na urlopie, jak i podczas jazdy pociągiem. Zwłaszcza biografii.
Na łamach książki „Miuosh. Wszystkie ulice bogów” przywołuje m.in. moment, gdy po Polańskim postanowił sięgnąć po historię „jednego z nas”. Konkretnie książkę Kazimierza Kutza „Piąta strona świata”, którą zresztą podkradł swojej mamie.
- I doszło do sytuacji nieznośnie nierealnej. Chwilę po odłożeniu „Piątej strony świata”, wszedłem do pokoju, gdzie stał telewizor. Jedynym polskim kanałem była TVP Kultura. Po trzydziestu sekundach zauważyłem, że to chyba coś o Śląsku. Po minucie wiedziałem już, że to film „Bluesmani”. Nie minęło pięć minut i wbił się we mnie jeden z najważniejszych obrazów, jakie mnie uderzyły w tamtych czasach. Gdzieś pomiędzy kopalniami, na drezynie lub jakimś innym otwartym wagonie przemieszczającym się powoli po torach, obok Świętej Barbary i w otoczeniu jej dzieci, Janek Skrzek gra „O mój Śląsku”. No i poszło...
Konserwatysta, który nie lubi drogi na skróty
Miuosh otwarcie podkreśla, że jest konserwatywny, jeśli chodzi o ład i wartości rodzinne. - Kiedy miałem 25 lat, potrafiłem trzymać w wynajętym mieszkaniu kasetkę z oszczędnościami życia i kartką, na której pisałem, którego dnia ile tam włożyłem. W bloku, w którym połowa mieszkań była wynajmowana, a w drugiej połowie mieszkali bezrobotni, zwolnieni po zamknięciu huty albo kopalni. W bloku, gdzie chłopaki chlali cały dzień na klatce albo na ławce pod moim balkonem. Wychodziłem z psem, a panowie piwkowali na czas, żeby żony się nie dowiedziały - opowiada na łamach książki.
Mimo że wiele osób ze środowiska, w którym się obracał, od końca liceum do studiów, zdecydowało się na emigrację zarobkową, on nie chciałby wyjeżdżać za granicę.
- Nie mógłbym spojrzeć rodzinie w oczy, jeśli wybrałbym drogę na skróty - mówi. - Poza tym jestem nauczony jednego: nieważne, jak jest źle, zawsze wśród bliskich jest lepiej - dodaje.
Dlaczego zdaniem Miuosha przydałaby się nam lekcja ze społeczeństwa samorządnego, lokalnego? Co myśli o polityce, jaka partia wygrywa wybory na Śląsku? Odpowiedzi na te pytania - w książce „Miuosh. Wszystkie ulice bogów”. W poniedziałek, 16 września - spotkanie z autorem w Teatrze Śląskim o godz. 18. Wstęp wolny.