Śląsk się trzęsie. I to mocno!
Mniej więcej trzy razy na dzień w śląskich kopalniach dochodzi do wstrząsów o sile sięgającej 1,68 stopnia w skali Richtera. Zdarza się jednak, że tąpnięcia niosą energię nawet 2-3 razy większą. Tak właśnie przed tygodniem było w Rudzie Śląskiej, gdzie podziemny wstrząs w KWK Bielszowice osiągnął 3,7 stopnia w skali Richtera.
Najwięcej wstrząsów górniczych w naszym regionie występuje wzdłuż tzw. uskoku kłodnickiego (od Katowic w kierunku Zabrza po Knurów), w rejonie niecki bytomskiej, w obszarze kopalń rybnickich (rejon Wodzisławia Śląskiego, Rydułtów) i w rejonie działalności kopalń nadwiślańskich
Choć niektórym być może trudno w to uwierzyć, to dziś tąpnięć jest znacznie mniej niż jeszcze w latach 80. minionego wieku, gdy rocznie nieraz dochodziło do nawet 3 tysięcy wysokoenergetycznych podziemnych wstrząsów (od tamtego czasu znaczne spadło jednak wydobycie). Zła wiadomość jest natomiast taka, że siła tych wstrząsów rośnie. To - jak tłumaczy Eugeniusz Rożek z Departamentu Górnictwa Podziemnego i Odkrywkowego Wyższego Urzędu Górniczego - spowodowane jest faktem, że kopalnie sięgają po coraz niżej położone pokłady.
Mapa wstrząsów w woj. śląskim od 1 stycznia do 21 listopada 2014 roku.
Przybliż lub oddal mapę, aby zobaczyć gdzie i kiedy występowały wstrząsy w woj. śląskim. Przesuwaj lub zatrzymuj linię czasu na dowolnej dacie. Mapę należy oglądać w przeglądarce Google Chrome lub Firefox
- A im niżej prowadzone jest wydobycie, tym więcej nad eksploatowanym pokładem zostaje naruszonych warstw górotworu i bardziej rośnie zagrożenie sejsmiczne - tłumaczy Eugeniusz Rożek.
To właśnie jest przyczyną, że tąpnięcia coraz bardziej dają się we znaki mieszkańcom Bierunia, Imielina, Chełmka, Brzeszcz czy Oświęcimia (częstotliwość tych zjawisk w tym rejonie na tyle ostatnio wzrosła, że prezes WUG zdecydował się na zlecenie dodatkowych badań, które określą, w jaki sposób można ograniczyć ich skalę). Trudno będzie jednak ekspertom wymyślić jakieś rewolucyjne rozwiązania. Prowadzące tam wydobycie kopalnie "Piast" i "Ziemowit" po prostu wybrały już pokłady położone bliżej powierzchni i zaczęły sięgać po niżej położone złoża.
Każda z kopalń, w których występują pokłady zagrożone tąpaniami, ma obowiązek stworzenia u siebie stacji geofizyki górniczej (funkcjonują one w 22 zakładach). To właśnie do niej spływają dane z sieci zabudowanych pod ziemią sejsmometrów. Rejestrują one wszystkie wstrząsy o sile minimum 10 do potęgi drugiej Dżula.
W przypadku wstrząsów wysokoenergetycznych (od 10 do potęgi szóstej – 10 do potęgi siódmej Dżula) kluczową rolę w ich rejestracji odgrywa Górnośląska Regionalna Sieć Sejsmologiczna, utworzona przez Główny Instytut Górniczy. Umożliwia ona wychwytywanie silnych tąpnięć z obszaru około 2000 km kwadratowych. Stanowiska GRSS zabudowane są na wybranych kopalniach ("Murcki", "Kazimierz Juliusz", "Makoszowy", "Czeczot", "Julian", na KWK "Piekary"), a także w Katowicach, chorzowskim Planetarium i kopalni doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie.
Odrębne pomiary prowadzi też Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Naukowej. W naszym regionie posiada on swoje obserwatoria w Raciborzu oraz Chorzowie (wstrząsy, do których dochodzi w śląskich kopalniach, wyłapuje też stacja w położonym na terenie woj. małopolskiego Ojcowie).
- Dwa razy w tygodniu przesyłamy raporty o wstrząsach do Europejskiego Centrum Sejsmologicznego we Francji - wyjaśnia Wojciech Wojtak, kierownik Śląskiego Obserwatorium Geofizycznego w Raciborzu. Ta placówka, wybudowana w latach 20. minionego wieku pod okiem prof. Karla Maince, niemieckiego geofizyka i sejsmologa związanego z uczelniami w Strasburgu i Getyndze, monitoruje głównie tąpnięcia w rejonie obszaru eksploatacji KWK Rydułtowy - Anna, kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz czeskich zakładów w pobliżu Karwiny.
Mimo całej techniki, jaką ma do dyspozycji współczesne górnictwo, tąpnięć nie można wcześniej przewidzieć.
- Możemy określić rejon, gdzie można się ich spodziewać, ale nie możemy dokładnie wskazać miejsca i czasu ich wystąpienia - przyznaje Eugeniusz Rożek.
- To są zdarzenia losowe. Na podstawie odpowiedniej liczby obserwacji można formułować jakieś prognozy, ale one zawsze obarczone będą pewnym prawdopodobieństwem - dodaje Maciej Mendecki, asystent w Katedrze Geologii Stosowanej Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.
Innymi słowy, w przyszłości o tąpnięciu (podobnie jak obecnie) dowiemy się dopiero wówczas, kiedy zacznie nam się bujać żyrandol i dźwięczeć będą kieliszki w barku. Dla mieszkańców śląskich miast takie sytuacje to już od dawna "norma", choć nawet najbardziej zahartowani czasami zaczynają odczuwać strach, gdy fedrująca w pobliżu kopalnia funduje im większą niż zazwyczaj "huśtawkę".
Przybliż lub oddal mapę, aby zobaczyć, ile wstrząsów wystąpiło w okolicy, która Cię interesuje
Eksperci uspokajają, że kilkusekundowe wstrząsy - nawet te najsilniejsze - nie są w stanie zagrozić konstrukcji budynków.
- Obiekty stawiane na terenie górniczym uzyskują opinie Okręgowego Urzędu Górniczego. On określa kategorie ochrony terenu, np. to, że musi mieć fundamenty odporne na daną kategorię. Może się zatem zdarzyć, że tynki spękają w miejscach, gdzie łączone są płyty budynków, ale same płyty nie mają prawa pęknąć - mówi Eugeniusz Rożek.
No dobrze, ale dlaczego mówimy o tąpnięciach, a nie o trzęsieniach ziemi, skoro - prawdę mówiąc - na Śląsku ziemia się trzęsie? Różnica tkwi w sile, długości i częstotliwości drgań. Trzęsienia ziemi zaczynają się od 6 stopni w skali Richtera, mają niższe częstotliwości drgań (na poziomie kilku lub nawet poniżej 1 Hz, co powoduje, że budynki wpadają w niebezpieczny dla nich rezonans), a przede wszystkim potrafią trwać po kilka, a nawet kilkanaście minut. W przypadku spowodowanych eksploatacją górniczą wstrząsów "huśtawka" trwa maksymalnie kilka sekund. Na szczęście.
Po zaprzestaniu wydobycia jego skutki w dalszym ciągu są jednak odczuwalne na powierzchni. Najbardziej przez pierwsze 5 lat. Wówczas dochodzi do największego osiadania i odkształcania się terenu. O skali tych zjawisk najlepiej świadczy fakt, że tylko od roku 1945 Bytom opadł w dół średnio o 6 m (rekordowy spadek na placu Sobieskiego wynosi 22 m.). Podobne sytuacje są normalką także w innych miastach aglomeracji (śródmieście Katowic aż do Spodka jest 1,5 niżej niż znajdowało się w chwili budowy).
I to właśnie te ruchy, a nie najbardziej mocne nawet tąpnięcia, powodują szkody górnicze, które uszkadzają budynki, drogi, czy wodociągi w miastach naszej aglomeracji. Na ich usuwanie spółki wydobywcze wydają olbrzymie kwoty (po zmianie prawa górniczo-geologicznego poszkodowany ma możliwość wyboru, czy chce wypłaty odszkodowania, czy też woli, aby kopalnia zleciła remont uszkodzonego obiektu). Wystarczy powiedzieć, że tylko samą Kompanię Węglową (największy koncern górniczy w UE) w ciągu 11 lat jej działalności kosztowało to 2 miliardy złotych. Przeszło 1/3 tej kwoty została wydana w ciągu trzech ostatnich lat. Aż 25 procent wszystkich pieniędzy wydawanych przez KW na usuwanie szkód górniczych trafia do Rudy Śląskiej.
W przypadku Katowickiego Holdingu Węglowego spółka na usuwanie szkód górniczych wydała w ubiegłym roku ponad 13,1 mln złotych. W pierwszych sześciu miesiącach tego roku - przeszło 9,8 mln złotych. Poza tym koncern ponosi wydatki związane ze zwrotem kosztów zabezpieczeń nowo wznoszonych obiektów budowlanych (tzw. „profilaktyka budowlana"). Jak wyjaśnia Wojciech Jaros, rzecznik KHW, koszty te odnoszą się do ponadnormatywnych, w stosunku do standardowego projektu budowlanego, zabezpieczeń (wzmocnienia konstrukcji, płyta pod fundamentem, dylatacje itp.), które inwestor poniósł z uwagi na lokalizację na terenie górniczym.