Śląska panna młoda na czarno [ZDJĘCIA, DŹWIĘKI, INTERAKTYWNA MAPA]
Zamiast białej sukni - czarna jakla (kaftan), czarne kiecki, jedynie jasny fartuch, czasem zielone wstążki. Zamiast welonu - mirtowy wianek. Jeśli korale, to żółte, nigdy czerwone. Tak jeszcze w czasach pod koniec XIX wieku i w latach przedwojennych, w tradycyjnym stroju, szła do ołtarza śląska panna młoda w Rozbarku, Radzionkowie czy Dąbrówce.
Czarna jakla, mirtowy wianek. I dużo kiecek. Im więcej, tym lepiej. Anna Grabińska-Szczęśniak i Małgorzata Kłych, etnografki z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, opowiadają o dawnych ślubach i zwyczajach z nimi związanych.
Mirtowy wianek i... nic pożyczonego
Panna młoda na czarno? To, co wydaje nam się dzisiaj szokujące, dawniej było naturalne. Jeśli śląska panna młoda zdecydowała się wystąpić w tradycyjnym stroju. A tak było jeszcze w czasach przedwojennych.
- Czarny kolor miał kiedyś podobną interpretację jak biel, odczytywano go jako czysty, niezmącony - mówi Anna Grabińska-Szczęśniak, etnograf z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. - Dlatego czarny strój panny młodej nikogo nie dziwił - wyjaśnia. Najważniejszym elementem stroju był oczywiście symboliczny wianek mirtowy, który miał metaforycznie oddawać czystość panny młodej. I dokładnie tego przestrzegano. - Nie każda panna młoda mogła iść do ślubu w wianku. Ta, co była w ciąży, miała tylko połowę wianka, a ta, co już dziecko urodziła, krótki welon - opowiada etnograf (potem oczywiście welony bardziej się rozpowszechniły). Wianek panny młodej plotło się długo i nie było to proste. Mirt miał pozytywną symbolikę, jako wiecznie zielony. Ważna była liczba kiecek - im więcej, tym świadczyło to o bogactwie narzeczonej. A że pogrubiało? To też bardzo dobrze. - Kanony urody były wtedy inne, zaokrąglenia panny młodej mile widziane. Bo po pierwsze, świadczyły o jej gospodarności, czyli o tym, że dobrze gotuje, a po drugie - o płodności. Szerokie biodra miały poświadczać zdolność do rodzenia dużej liczby dzieci - opowiada etnograf.
[Kliknij i posłuchaj] Śluby najczęściej brano od sierpnia do października... Najgorszymi miesiącami były maj i listopad. Dlaczego?
Zaloty czyli zolyty
Swaty trwały zwykle pół roku. Tu ważną rolę miał swat, który badał, jak zasobna jest rodzina przyszłej małżonki. – Używał przy tym różnych podstępów, typu pożyczanie mebli, siana, inwentarza. Wszystko po to, aby przekonać się, jak bogata jest panna. Nie pytali też o pannę, tylko czy nie ma w domu zboża lub jałóweczki na sprzedaż. I uzgadniano: kto chce kupić, ile chce dać, gdzie zabierze – opowiada Anna Grabińska-Szczęśniak.
Jeśli rokowania były pomyślne, wychodziła w końcu panna, częstowała chlebem i wódką. Młodzi nie spotykali się na co dzień ze sobą. Taka okazja była w okresie karnawału, kiedy to przychodzili prosić pannę do tańca, albo podczas świąt wielkanocnych. Były i ściśle wytyczone dni na zolyty. Zły był poniedziałek, bo po wolnej niedzieli czekało wiele pracy. Niedobry piątek, bo to dzień postny. Ciekawostką była też środa, zaliczana do dni, kiedy zolytów nie powinno być. – Środa była dniem wzmożonej działalności czarownic i złych duchów i była obawa zbałamucenia narzeczonej czy narzeczonego – mówi Anna Grabińska-Szczęśniak.
[Kliknij i posłuchaj] Nikt nie umie odpowiedzieć na pytanie skąd wzięło się "r" w nazwie miesiąca...
Przygotowania do ślubu
Szyć sobie stroju panna młoda jednak nie powinna. Bo ile razy się przy tym ukłuje, tyle razy w małżeńskim życiu zazna kłucia w sercu, czyli zmartwień i płaczu. Ważne było obuwie. - Musiało być jak najwygodniejsze, bo to miało też zapewnić wygodne, przyszłe życie. Zupełnie też inaczej niż dzisiaj, panna młoda absolutnie nie powinna była niczego pożyczać. To by miało wróżyć, że przyszłe małżeństwo będzie "na pożyczkach" - mówi etnograf. Wyjątkiem było, gdy młoda prosiła przyszłego męża o pieniądze. Zaszywała je w fartuch czy w kieszonkę. Miało to jej zapewnić, że w ich małżeńskim stadle ona będzie trzymała rodzinną kasę. Podobnie w sytuacji, kiedy byli już w kościele i trzeba było dać na ofiarę. W ubieraniu pannie młodej miały pomagać spokrewnione kobiety. I to miało symbolizować otoczenie przyjaznymi osobami w przyszłości.
- Podczas ubierania sadzano pannę młodą na dzieży, chociaż na chwilę. To też miało jej zapewnić płodność. Za to potem, kiedy opuszczała krzesło, na którym siedziała, druhny ustawiały się wręcz w kolejce, żeby zająć jej miejsce. Ta, której pierwszej się udało, miała najszybciej zmienić stan cywilny - opowiada Anna Grabińska-Szczęśniak. Tak, jak dość surowo była ubrana panna młoda, tak kolorowo były druhny. Czerwone wierzchnie, białe bluzki, kiecki fioletowe, kolorowe fartuchy, ozdobne wianki ze sztucznych kwiatków, owoców i świecidełek zwane galandą. Im więcej druhen, tym świadczyło to o sympatii, jaką wzbudzała panna młoda i jej statusie ekonomicznym.
[Kliknij i posłuchaj] Najlepszym dniem na ślub jest poniedziałek i wtorek.
Konie, świece i kropielnica
Panna młoda, żeby zapewnić sobie dostatek, powinna mieć przy sobie kawałek chleba. Co ciekawe, jeśli chleb "zakwitł" pleśnią, miało to świadczyć, że jej małżeński żywot też będzie rozkwitał.
- Jeśli państwo młodzi nie szli do ślubu, a jechali np. bryczką, należało pamiętać, aby konie w wozie były różnej płci. Miało to zapewnić, że w rodzinie urodzą się i synowie, i córki. Kiedy klęczeli oboje, panna młoda czasem narzucała kieckę na buty małżonka, żeby zapewnić sobie władzę w małżeństwie - opowiada etnograf. Jeśli to mężczyzna chciał mieć ostateczne słowo, powinien przydepnąć narzeczonej welon lub kieckę. Tak samo wróżono w zależności, kto pierwszy stanie na stopień ołtarza. Obserwowano też płomień świecy. - Jeśli palił się jasno i spokojnie, była to dobra wróżba. Jeśli "skwierczał", zapowiadał spory w rodzinie. Najgorzej, gdy świeca zgasła. Była to zła wróżba dla małżeństwa, a nawet mówiono, że oznacza to śmierć małżonków - mówi etnograf. Pan młody powinien podać wodę święconą na palcach pannie młodej, żeby nie miała ciężkich, "kamiennych" jak kropielnica - porodów. - Podczas ślubu młodzi powinni stać zwróceni do siebie, tak, żeby nie tworzyć "szpary", czyli żeby nikt nie wszedł w ich małżeństwo - mówi etnograf.
Ślubne pamiątki
W dobie cyfrowej fotografii pamiątką ślubną są oryginalne sesje zdjęciowe czy filmy. Ale kiedyś było inaczej. Zanim na Śląsku upowszechniły się obrączki ślubne, nowożeńcy wymieniali się wiankami. Jeśli przystępowali do ślubu w strojach ludowych, to panna młoda miała na głowie wianek mirtowy, a pan młody - mały mirtowy wianuszek zwany woniaczką. Oba koniecznie ozdabiała długa, zielona wstążka. Po uroczystości ślubnej wianek i woniaczka były zasuszane i oprawiane w głęboką ramę. - W zbiorach Muzeum Górnośląskiego znajduje się dość rzadka kolekcja pamiątek ślubnych (niektóre mają grubo ponad 100 lat - przy. red.), które wykonywano na terenie Górnego Śląska do końca lat 30. XX wieku z Bytomia, Piekar Śląskich, Dąbrówki, Radzionkowa, a nawet okolic Rybnika - mówi Małgorzata Kłych, etnograf z Muzeum Górnośląskiego. Wśród nich jest np. pamiątka ślubu Friedricha i Anny Czeplok, który odbył się 8 sierpnia 1916 roku w Bytomiu- Suchej Górze . Pamiątkę stanowi wianek panny młodej oraz mirtowa różdżka pana młodego, a także pamiątkowe zdjęcie nowożeńców, dekoracyjnie oprawione i oszklone.
- Różdżka weselna to był taki długi bukiet kwiatów, ozdobiony wstęgą - wyjaśnia etnograf. Wianek był wykupywany przed pójściem do kościoła przez pana młodego. Młody kładł pieniądz, a dostawał chusteczkę z małym wianuszkiem - woniaczkiem. Po ślubie szklarz robił te obrazki. Niektóre w środku miały też zdjęcie pary młodej. - Zazwyczaj było serduszko, imię i nazwisko pani i pana młodego oraz data ślubu. - Jak już zostały wykonane, wisiały w domu na honorowym miejscu, zwykle obok pamiątek komunii świętej. Jak wyglądała technika wykonania? Skrzyneczki - pudełka zazwyczaj wyścielano atłasem, wewnętrzne ścianki były wykładane lustrami, całość pokryta szybą i oprawiona w ramy. Do oprawy używano zazwyczaj ramy drewniane z politurowanych listew profilowanych czasem ozdobione złotą gipsaturą. Pudełka wykładano też czasem ozdobnym papierem lub tkaninami. Czasem używano tiulu z welonu panny młodej. W rogach były napisy w języku polskim i niemieckim z błogosławieństwem dla państwa młodych. Żeby nie brązowiały, wianki pokrywano lakierem.
- Tę formę wianka i woniaczka, wykorzystywano przy złotych czy diamentowych godach. Wtedy wianek i woniaczka były wykonane już ze srebra - mówi etnografka.