Śląskie bandy spod ciemnej gwiazdy
Na Górnym Śląsku zaraz po I wojnie światowej grasują krwawe bandy, o których dzisiaj pamiętają tylko kroniki policyjne. A kiedyś nazwiska hersztów budziły panikę wśród nieco zamożniejszej ludności. Postrach siała zwłaszcza banda Hajoka z Zabrza i Górki z Wirka. Bandyci nie liczyli się z ludzkim życiem, a za nimi często stały kobiety, których rola ujawniała się dopiero podczas procesów sądowych.
Na Górnym Śląsku zaraz po I wojnie światowej grasują krwawe bandy, o których dzisiaj pamiętają tylko kroniki policyjne. A kiedyś nazwiska hersztów budziły panikę wśród nieco zamożniejszej ludności. Postrach siała zwłaszcza banda Hajoka z Zabrza i Górki z Wirka. Bandyci nie liczyli się z ludzkim życiem, a za nimi często stały kobiety, których rola ujawniała się dopiero podczas procesów sądowych.
Kiedy z frontów Wielkiej Wojny wracają młodzi mężczyźni, wielu nie wie, co ze sobą zrobić. Często są bez zawodu i pracy; znają głównie przemoc, wojna ich zdemoralizowała. W Niemczech w latach 20. XX wieku panuje bieda i głód, fabryki gasną, a nastroje są fatalne. O uczciwie płatną pracę bardzo trudno.
Tworzą się bandy, jakich dotąd nie było. Ofiary są bite, zmuszane torturami do wyjawienia, gdzie mają oszczędności. W czasie napadu na gospodarza Żyłę z Zabrza nie oszczędzono jego żony ani dzieci. Pieniądze zwykle leżą w domu, bo w tych latach śląskie banki są niepewne. Bandyci mają dobry wywiad i wiedzą, na jakie łupy mogą liczyć. Prasa nazywa ich „nieopanowanym żywiołem spod ciemnej gwiazdy”.
Rabusiom polityka jest obojętna, liczy się zysk. Starannie namierzają co bogatszych kupców, przedsiębiorców lub bogatszych gospodarzy. Bandy niepokoją tak ludność proniemiecką, jak i propolską. Polska Organizacja Wojskowa Górnego Śląska w raporcie o sytuacji wyniszczonych biedą Ślązaków pisze: ”Wśród ludności robotniczej w powiatach przemysłowych wybuchają niepokoje, wywołane przez żywioły wywrotowe i bandytów.” Gazeta „Polak” w 1920 roku ubolewa:”Skutki czasów wojennych i powojennych spaczyły młodzież zupełnie. Z tego młodego pokolenia wychodzi bardzo wiele ludzi o złych przymiotach.”
Niektórych bandytów udaje się ująć w pościgu po napadach, a co bardziej znanych rozpoznają „patrolki” policyjne. Funkcjonariusze, są to wartownicy gminni czy policja plebiscytowa, dostają rozkaz bywania w strojach cywilnych na zabawach i lokalnych imprezach. O tym, jakie to niebezpieczne, świadczy przypadek policjanta Kindleina, który w 1920 roku wybrał się na jedną z takich imprez do Bykowiny, obecnie dzielnicy Rudy Śląskiej.
W karczmie Kindlein dostrzega siedzącego przy piwie niejakiego Breitkopfa. Według policyjnego rozeznania to jeden z członków bandy Górki, która na koncie ma wiele napadów w okolicy Wirka i Zabrza. Funkcjonariusz kieruje się w jego stronę, ale powoli, bo obawia się strzelaniny w tłumie ludzi. Breitkopf jednak od razu wyczuwa zagrożenie. Odwraca się, błyskawicznie wyciaga rewolwer i strzela dwa razy w pierś policjanta. W zamieszaniu bandycie udaje się uciec i rozpłynąć w mroku wsi. Kindlein walczy o życie, w drodze do lazaretu jednak umiera.
Policja zaczyna wielką obławę, korzysta z pomocy wojska angielskiego i francuskiego. Żołnierze osaczają Breitkopfa w Wirku, ale bandyta nie chce tanio oddać skóry. Ostro się ostrzeliwuje, jeden z jego pocisków śmiertelnie rani policjanta Cichonia. Breitkopf zabił już dwóch policjantów i jest gotowy na wszystko. Ale jak podaje gazeta „Katolik”, z udziałem wojska „zbrodniarza ujęto żywego”. Czeka go proces i kara śmierci przez rozstrzelanie.
Policzone są też dni herszta jego bandy. Wpadł, można powiedzieć, na własne życzenie. „Goniec Śląski” pisze w maju 1922 roku o akcji warty gminnej, która otacza Górkę w jednym z domów w Wirku. Ale wszystko zaczęło się od zatrzymania w szynku Poloka w Bielszowicach pewnego podejrzanego mężczyzny. Odstawiono go do wartowni, wkrótce pojawił się tam jakiś młody człowiek, który twierdził, że nazywa się Sitka i prosi o rozmowę z aresztowanym. Wartownicy znajdują przy nim jednak trzy granaty i dwa pistolety. W dodatku wygląd gościa odpowiada rysopisowi samego Górki! Herszt trafia do aresztu, po jakimś czasie w ręce wartowników wpadają następni osobnicy. Sami przychodzą na wartownię z pytaniem o pierwszego zatrzymanego. Są to kolejno Pilatek, Kyszara, Wawrzynek, Magdzioch i Florek, wszyscy z bandy Górki. Lecą jak muchy na lep. Funkcjonariusze wzywają wojsko angielskie i francuskie, urządzają obławę i ostatecznie aresztują 47 młodych mężczyzn z okolicy, w wieku od 20 do 24 lat.
Już wcześniej zmasowana akcja usunęła z tego świata Hajoka, innego sławnego herszta bandy grasującej na Górnym Śląsku. Po donosie w 1919 roku policja wspólnie z wojskiem otacza jego kryjówkę w Zabrzu, ale bandyci mają dużo amunicji, obława trwa całą noc. Wojsko w końcu obrzuca budynek granatami do tego stopnia, że nie można rozpoznać, kto w środku zginął. Znaleziono tylko ludzkie strzępy. Wszystko wskazuje na to, że Hajok wtedy zginął. Banda nie ma szefa, następuje chaos. Wkrótce aresztowano 16 podwładnych Hajoka.
Niektórzy chcieli wcześniej opuścić bandę, ale bali się herszta. W 1919 roku w lesie Guido w Zabrzu znaleziono zwłoki 21-letniego Edwarda Plewika. Okazało się, że znalazł pracę i chciał wycofać się z rabunków, a wtedy ludzie Hajoka z obawy, że ich wyda, podstępnie go zabili.
W bandzie byli prawdziwi zbóje, jak Siedlik z Bielszowic. Kiedy podczas włamania do willi Kuntzego w Bykowinie rozsadzał szafę żelazną, ładunek poranił mu rękę. Wybuch zaalarmował wartowników, więc banda uciekła, Siedlik jednak w czasie ucieczki po drodze zemdlał. Nieprzytomny został w lesie, gdzie znalazł go policjant i w ostatniej chwili uratował mu życie, odstawił szybko do lazaretu. Tam Siedlikowi odjęto rękę, ale ledwo pacjent trochę wydobrzał, uciekł ze szpitala i znowu przystąpił do bandy Hajoka. Dalej napadł i rabował, tyle że już bez ręki, aż znalazł się w oblężeniu. Wtedy stanąl twarz w twarz z tym samym policjantem, który w lesie tamował mu krew, ale bandyta nie zawahał się i strzelił do niego kilka razy, poważnie go raniąc. Siedlika złapano, dostał 15 lat ciężkiego więzienia.
Zwykli mieszkańcy nie chronią bandytów, bo ci też nie liczą się z przypadkowymi świadkami. Jeden z ludzi Hajoka, gdy rozpoznał go funkcjonariusz, porwał zabrzański tramwaj. Przyłożył rewolwer do piersi konduktora i kazał mu pędzić bez przystanków. Za tramwajem ruszył oddział wojska strzelając w powietrze, pojazd udało się zatrzymać tuż przed wykolejeniem. Bandyta nie zdołał uciec, ale pasażerowie mocno nerwowo ucierpieli.
W maju 1922 roku w Bytomiu rozpoczyna się proces bandy Hajoka. Zaskoczenie budzi fakt, że na karę więzienia skazano wiele kobiet. Na przykład Gertrudę Buchtę na półtora roku „domu karnego”, na niecały rok Katarzynę Kotlarz, Emilię Sobocik, Filomenę Bonk, Marię Sosz i Celestynę Studzińską, pomniejsze wyroki dostaje jeszcze sześć pań. Sąd stwierdził, że pomagały bandytom, a nawet brały udział w napadach, stojąc na czatach. Ogółem grzywny na jakie skazano ludzi Hajoka wynoszą ponad 28 tys. marek. 50 kg kartofli kosztuje wtedy na Górnym Sląsku około 150 marek.
W późniejszych latach nadal działają różne bandy, ale nie są już tak liczne i zdesperowane, jak zaraz po I wojnie światowej. Odżywają w okresie kryzysu i bezrobocia, gdy głośno jest o bandzie Webera i Siwca. Wtedy też ważną role odgrywają kobiety, jak „Piękna Zośka” z bandy Siwca. Ale ona zasługuje na osobną historię.