Sławomir Łosowski: Jestem zachwycony wolnością, która przyszła. Jest w mojej muzyce [ROZMOWA]
W ostatniej dekadzie sierpnia zespół Kombi wystąpił z orkiestrą symfoniczną filharmonii w koncercie „Jaki jest smak wolności?”.
Piosenki Kombi opowiadały o rzeczywistości PRL-u.
Sławomir Łosowski: „Nietykalni”, „Słodkiego miłego życia” to utwory, które mówią o tamtej rzeczywistości. W umiejętny sposób w tekstach śmialiśmy się z tamtej kretyńskiej rzeczywistości, żeby cenzura przepuściła te teksty. Śpiewaliśmy w latach 80. „Słodkiego miłego życia, bez chłodu, głodu i bicia”, a dla cenzury napisaliśmy „bez chłodu, głodu i picia”.
Na koncertach oczywiście się śpiewało prawidłowe wersje.
SŁ: Oczywiście. Młodzież śpiewała prawidłowe wersje. Ja z PRL-u i ze Związku Radzieckiego, w którym przeżyłem rok, najbardziej pamiętam chamstwo. Chamstwo było wszędzie, w metrze, w tramwaju, w autobusie. Marek Dutkiewicz napisał tekst „dobre stopnie za chamstwo masz”. „Słodkiego miłego życia” jest naszym sztandarowym przebojem, ale też ikoną PRL-owskiej sytuacji. To jest właśnie program, którym radośnie świętujemy 100-lecie odzyskania niepodległości. Pochylamy się nad wszystkimi ludźmi, którzy walczyli o wolność w tych wszystkich latach, ale przede wszystkim my, beneficjenci tej wolności, radośnie świętujemy.
Dorota Serwa: Wolność to jest słowo klucz. Punktem wyjścia dla mnie była muzyka, która jest synonimem wolności. Wolność oznacza również to, że możemy realizować najbardziej zwariowane projekty. Dla mnie było istotne, żeby taką wolność czuli nasi muzycy. Jeżeli koncertmistrz przychodzi do mnie z takim pomysłem, to moim obowiązkiem jest stworzyć mu przestrzeń do realizacji tego pomysłu. Muzyka instrumentalna pozwala na to, żeby każdy z nas mógł indywidualnie zdefiniować tę wolność. Chcemy, żeby to było święto radości.
Co było najtrudniejsze dla artystów w PRL-u? O czym marzyliście?
SŁ: Ja marzyłem o wolności. Mój paszport leżał w PAGART-cie. Producenci zachodni interesowali się dobrymi zespołami z Polski. Na początku to był Czesław Niemen, potem SBB. Wszystko się rozbijało o to, że wydawano nam paszporty tylko wtedy, kiedy mieliśmy podpisany kontrakt na koncerty. Nie dawali nam paszportów po to, żeby można było z kimś się spotkać zawodowo, coś ustalić. UB trzymało łapę na paszportach i reglamentowało nasze wyjazdy. Czasami załatwialiśmy fikcyjne kontrakty, żeby pojechać coś załatwić za granicą, czasami nawet prywatnie. Na przykład kupić pomarańcze na święta dla rodziny. To cały czas była schizofrenia, idiotyczny system. Chociaż powstała w tamtych latach znakomita kultura. Nie byłoby Herberta, nie byłoby wspaniałej muzyki lat 80., gdyby nie tamta rzeczywistość. Mój ojciec był rzeźbiarzem, miał pracownię w Gdańsku na Mariackiej i każda delegacja była tam prowadzona. Kiedyś Gierek przyprowadził tam Breżniewa. Breżniew przypiął ojcu Lenina, a ojciec mówi do niego, że chciałby jeszcze Mao Tse Tunga. A wtedy była wojna na granicy między Chinami i ZSRR. Breżniew się śmiał i potraktował to jako żart, ale to był żart niebezpieczny.
Cenzura często przepuszczała teksty, które miały ukryte znaczenia, a czepiała się fragmentów, które nie zawierały żadnych groźnych dla systemu treści. Z czego to wynikało?
SŁ: Z niskiego poziomu intelektualnego cenzorów. Spotykałem się z tymi ludźmi i według mnie prezentowali poziom intelektualny III klasy szkoły podstawowej. Inteligentnych mieli na ul. Mysiej w Warszawie. Mieliśmy piosenkę z tekstem Marka Dutkiewicza „Inwazja śmierci z Plutona”. Przecież to nie jest o kosmitach, w teledysku my ubrani na zielono, jakaś scenografia kosmiczna. To jest piosenka o biciu demonstrantów. Nikt się nie zorientował, piosenka poszła, młodzi wiedzieli o co chodzi.
Czy dzisiaj jest pan rozczarowany wolnością, która przyszła czy nie?
SŁ: Jestem nią zachwycony. Wolnością, demokracją. Tak sobie to mniej więcej wyobrażałem. Nie wyobrażałem sobie, że to będzie raj na ziemi. Pokażcie mi jakieś państwo, w którym wszyscy są zadowoleni. To jest niemożliwe. Polska ma najlepszy okres od wielu wieków. Jeżeli nie zmarnujemy tej okazji, to owoce będą jeszcze lepsze.
A jak doszło do współpracy zespołu Kombi z orkiestrą szczecińskiej filharmonii?
SŁ: Pomysł wyszedł od Pawła Maślanki, koncertmistrza orkiestry, który mnie odnalazł twierdząc, że jest fanem zespołu i chciałby zrobić nowe aranżacje utworów Kombi. Na początku się opierałem, ponieważ nie planowałem przeprowadzać takiego przedsięwzięcia, ponieważ uważałem, że już każdy zespół w Polsce grał z orkiestrą symfoniczną. Uznałem, że to jest zupełnie nieciekawy temat. Paweł mnie przekonał mówiąc, że oprze się na formie muzyki, którą ja skomponowałem. I rzeczywiście nie są to wariacje na temat mojej muzyki, ale moje kompozycje, które teraz np. grają smyczki albo waltornie. Jest to muzyka Kombi, tylko grana wspólnie przez zespół i orkiestrę. Pomysł jest doskonały. Co ciekawe, ponad połowa programu to jest muzyka instrumentalna.
DS: Jestem przeciwna realizacji koncertów, które są grane „symfonicznie”. Mimo że obligatoryjnie gramy koncerty, w których występuje orkiestra, za każdym razem staramy się, żeby była integralnym elementem koncertu, a nie uzupełnieniem. W tym przypadku obawiałam się, że grozi nam „Kombi symfonicznie”, natomiast panowie przekonali mnie do tego pomysłu. Bardzo chciałam usłyszeć muzykę instrumentalną Kombi, którą pamiętam z dzieciństwa, ponieważ uważam, że była to wtedy muzyka prekursorska w Polsce. Dziś mając możliwości technologiczne, mając zdolnego koncertmistrza, nie mogłam się nie zgodzić. Zaczęliśmy się zastanawiać jak możemy mądrze wkomponować to w nasz program. Czy istnieją dodatkowe treści, aby ta muzyka zaistniała w pełnej krasie. Pojawił się pomysł, żeby to zrobić w sierpniu, kiedy muzycy przychodzą wypoczęci. Ponadto często zapomina się o tym, że pierwsze Porozumienia Sierpniowe były podpisane w Szczecinie, a nam zależy nam na tym, żeby informować o historii Szczecina i robić to w różny sposób.
SŁ: Najważniejsze jest to, że cała muzyka opiera się na moich kompozycjach, na moich samplach, które robiłem własnoręcznie. Na głosach i różnych dźwiękach, które nagrywałem. Koncert zatytułowaliśmy „Jaki jest wolności smak?”, podkreślając w ten sposób, że jest dużo utworów, które powstawały w czasach, kiedy ja byłem emocjonalnie zaangażowany w to, co się wówczas działo z szeroko pojętą wolnością i niepodległością. Graliśmy utwór instrumentalny „Nowe narodziny”, który skomponowałem w 1991 roku, kiedy Litwa ogłosiła niepodległość. Czołgi sowieckie atakowały w Wilnie wieżę telewizyjną. Utwór „Jaki jest wolności smak?” powstał, kiedy były krwawe rozruchy na ukraińskim Majdanie. To nie jest utwór, który opowiada tylko o Ukrainie. To jest utwór uniwersalny. Mówi o wolności. O tym, jak pojmujemy wolność, kiedy już ją odzyskujemy. Ludzie, którzy walczą o wolność, często nie wiedzą jaka ona będzie.
Te przesłania istnieją w pana muzyce?
SŁ: Tak. „Droga czasu”, utwór instrumentalny, to kompozycja, którą umieściliśmy na jakiejś płycie, która się rozeszła w małym nakładzie. A to jest utwór, na kanwie którego powstała opowieść o 100 latach polskiej drogi do niepodległości. Do tego były animacje malarsko-rysunkowe jako ilustracja. Tworzył ją Filip Ignatowicz z Gdańskiej ASP. Były też utwory bardziej znane jak „Wspomnienia z pleneru”. Koncert rozpoczęliśmy „Bez ograniczeń energii”, czyli utworem, który był sygnałem programu „5-10-15” przez wiele lat.
============11 BS Zdjęcie Autor (37056012)============
Fot. andrzej szkocki
============06 BS Zdjęcie Podpis (37056015)============
Dorota Serwa, dyrektorka Filharmonii w Szczecinie i Sławomir Łosowski, twórca i kompozytor największych przebojów Kombi
============04 BS Autor Czoło (37056021)============
Małgorzata Klimczak
malgorzata.klimczak@polskapress.pl
============25 BS Liczba (37056019)============
100
lat niepodległości to dobra okazja, żeby połączyć siły i zagrać wspólny koncert Kombi i orkiestry filharmonii