Ślązaczka Roku 2016 jest z Sośnicowic. Oto Teresa Szymońska
Po raz 13. startowała w konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku” i wygrała. Jurorów ujęła opowieścią o swoim Miasteczku, jak ludzie mówią na Sośnicowice pod Gliwicami, i Izbie Tradycji, którą prowadzi.
W poniedziałek przed południem w Sośnicowicach pod Gliwicami ze świecą było szukać wydania „Dziennika Zachodniego”. Powód? Oczywisty: sołtyska gminy została Ślązaczką Roku 2016. A to wyróżnienie wielkie, tytuł znakomity, i przyznany przez zacne grono jurorów - profesorów Dorotę Simonides, Jana Miodka i Jana Olbrychta. Do tego to tytuł, o który w niedzielę rywalizowali najlepsi w śląskiej godce z całego regionu.
Kim jest Ślązaczka Roku 2016? To Teresa Szymońska z Sośnicowic, przewodnicząca Rady Mieszkańców w gminie, czyli sołtyska. W konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku” wystartowała po raz 13.
- I niech mi ktoś powie, że trzynastka jest pechowa - śmiała się krótko po ogłoszeniu wyników. Ta wytrwałość to jednak nie pęd po zaszczyty. - Ten konkurs tak wciąga, że jakbym się nie zgłosiła, toby mnie pokręciło. To, żeby się z tymi ludźmi spotkać, pogodać, posłuchać, jak godają. To nasze święto Ślązaków - mówi.
Dzień po gali finałowej u pani Teresy rozdzwoniły się telefony.
- Tyle telefonów jeszcze nigdy nie miałam. Tyle esemesów, miłych słów. Od sąsiadów, rodziny, naszej śląskiej czelodki, a pierwszy telefon z rana był od naszego burmistrza - wspomina.
Godka, pierwszy język Ślązaczki
Pani Teresa goda, bo gwara, jak mówi, to jej pierwszy język, język serca. Polski jest tym drugim.
- Najprzód było godanie, bo w domu się od zawsze godało. Potem dopiero, w szkole uczyliśmy się mówić, bo godać nam zakazywano - wspomina. Przyznaje, że to bardzo przykre wspomnienia.
- Ale po tylu latach mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna ojcom i dziadkom, że przekazali mi gwarę - dodaje pani Teresa. Jak mówi, godkę trzeba mieć we krwi, poznawać od urodzenia.
W Sośnicowicach ludzie potrafią godać. Pani Teresa goda i z rodziną, i z mieszkańcami. A w konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku” godała o swoim Miasteczku, bo tak mieszkańcy nazywają Sośnicowice, oraz Izbie Tradycji, którą prowadzi.
- Nie było mi trudno występować, bo te konkursowe monologi sama sobie piszę, nikt mi nie pomaga, i to, co godom, mam przed oczami. Teraz o mojej Izbie Tradycji opowiadałam, jak ją utworzyłam, to bliski mi temat, bo izba to mój drugi dom - tłumaczy laureatka.
Izba jest w budynku, w którym kiedyś działało przedszkole. Gdy gmina wybudowała nowy budynek przedszkola, pomieszczenie się zwolniło.
- Miałam obiecane, że wtedy dostanę klucze. I tak się stało: przedszkole powstało, jak mówiłam na gali, na unijnych papiórach, stare pomieszczenia zostały wyremontowane, dostałam klucze i mogłam zwozić, co trzeba - opowiada.
Pierwszy przyjechał piękny śląski byfyj. W izbie urządzone są kuchnia, pokój i sypialnia. Wszystko, jak to w śląskich domach dawniej było. Izba teoretycznie jest otwarta dwa razy w tygodniu, w pozostałe dni można ją zwiedzać po umówieniu wizyty telefonicznie z panią Teresą.
- W praktyce jestem tu codziennie, w roku szkolnym zwiedzają ją dzieci i młodzież, w wakacje goście przyjeżdżają z całego województwa, i z Katowic, i spod Pszczyny. Sporo też jest gości, którzy dawniej wyjechali z Sośnicowic za granicę, a teraz przyjeżdżają w odwiedziny. Zawsze są szczęśliwi i wzruszeni, jak tu wchodzą, bo mówią, że czują tu ducha naszych przodków - mówi.
Pani Teresa opowiada zwiedzającym o śląskich tradycjach, śląskich izbach, gwarze, ale też o Miasteczku i okolicach. Podpowiada, co zobaczyć i gdzie jechać, a jak trzeba, to organizuje krótką wycieczkę do Magdalenki, czyli kaplicy św. Marii Magdaleny, która w cudowny sposób ocalała z pożaru w lasach pod Rudami Raciborskimi.
Drugim miejscem, do którego Ślązaczka Roku 2016 często zagląda, jest hospicjum w Gliwicach, gdzie jest wolontariuszką.
- Człowiek wychodzi stąd odmieniony. Tu zdaje sobie sprawę, że jego problemy to nic - wyjaśnia Szymońska. Do hospicjum trafiła, żeby pomagać, wykształcenie ma odpowiednie - jest pielęgniarką.
- Ale nie pracuję w zawodzie, ze względu na sprawy zdrowotne, a zawsze chciałam pomagać i tak tu trafiłam. Jestem szczęśliwa, że tu jestem - mówi.
Za to sołtyską pani Teresa została wbrew swojej woli. Mandat pełni pierwszą kadencję.
- Co mnie wciągnęło do samorządu? Mieszkańcy. Ludzie od dłuższego czasu mówili, że dobrze by było, jakbym została sołtysem. Ja nie chciałam. Ale jak było zebranie Rady Mieszkańców, to mi powiedzieli: ty tu nie masz nic do godania, my wybieramy. I wybrali - wspomina.
Sołtyska... wbrew swojej woli
Przewodnicząca Rady Mieszkańców, która prowadzi też koło seniorów w Sośnicowi-cach, jak mówi, słucha głosu sąsiadów. Stara się dbać o sprawy seniorów i promować tutejsze tradycje.
- Moi dziadkowie tu żyli, rodzice i teraz ja. Tak to jest z pokolenia na pokolenie, jak z gwarą. W naszym Miasteczku, bo u nas nie mówi się Sośnicowice, tylko Miasteczko, wszyscy się znają, ludzie są fajni, burmistrz skuteczny, życie u nas tętni, po prostu dobrze się tu żyje - opowiada. Pielęgnuje się też tradycje.
- W moim domu nigdy się nie ukrywało śląskich tradycji, wręcz przeciwnie, zawsze były kultywowane. Najbardziej chyba Barbórka, bo tata i moi bracia pracowali na kopalni. Zawsze w Barbórkę schodzimy się razem. Zresztą tak jest w całym Miasteczku. To dla nas wielkie święto, niezależnie czy wypada w tygodniu, czy w niedzielę, idzie się na mszę, potem w domach jest wielkie święto - dodaje. Tak też będzie w Barbórkę 2016.
Przypomnijmy: gala finałowa konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku” odbyła się w niedzielę w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Wystąpiło tu troje finalistów: Marcin Bartusiak z Radzionkowa, Helena Leśniowska z Piekar Śląskich oraz Teresa Szymońska. Monologi uczestników gali finałowej tradycyjnie już trwały pięć minut. Gawędy dotyczyły tego, co Ślązakom w duszy gra. Helena Leśniowska opowiedziała publiczności zgromadzonej w Domu Muzyki i Tańca o chopionkach. W konkursie wystartowała po raz czwarty. Od kilku lat jest na emeryturze, ale z zawodu jest nauczycielem matematyki, natomiast przez 15 lat szefowała szkole podstawowej w Dąbrówce Wielkiej, dzielnicy Piekar. Z kolei Marcin Bartusiak swoje finałowe wystąpienie poświęcił muzyce. Opowiadał, jak to się stało, że w orkiestrach górniczych gra na puzonie.
Bartusiak zajął drugie miejsce. - Trema była taka, że za przeproszeniem „spodnie” się trzęsły - przyznał. - Godka jest w głowie, bo u mnie w domu się godało od zawsze. Godo też moja żona i moja najmłodsza 4,5-letnia córka też godo - mówił.
Po naszymu, czyli po śląsku Konkurs wymyśliła i od lat organizuje senator Maria Pańczyk-Pozdziej. W tym roku odbył się już po raz 26. Do tej edycji zgłosiła się rekordowa liczba uczestników - ponad 80 osób. Przyznano, oprócz tytułu Ślązaka Roku 2016, także tytuł Młodzieżowego Ślązaka Roku 2016 dla 12-letniej Julii Kobiór z Bierunia oraz tytuł Honorowego Ślązaka Roku 2016. Ten ostatni otrzymał Tadeusz Kijonka.