Śledczy sprawdzają, czy w Świeciu działa urzędnicza mafia. Czy chroniła lokalny układ biznesowo-towarzyski?
Nowy dom, zagrożony katastrofą budowlaną, za którą nikt nie odpowiada. Podrabianie podpisów w dokumentach, poświadczanie nieprawdy w opiniach i ekspertyzach, przekraczanie urzędniczych uprawnień i niedopełnianie obowiązków...
Czy seria błędnych decyzji urzędników UM, starostwa powiatowego i PINB w Świeciu, działających na szkodę rodziny Gawrońskich, może świadczyć o udziale funkcjonariuszy publicznych w zorganizowanej grupie przestępczej, chroniącej lokalny układ biznesowo-towarzyski?
Odpowiedź na to pytanie powinno dać śledztwo wszczęte w tej sprawie przez Prokuraturę Rejonową w Szubinie. Historia Gawrońskich mogłaby być kanwą do kolejnego thrillera Ryszarda Bugajskiego, reżysera filmu „Układ zamknięty”. Tłem byłby tym razem układ urzędowo-biznesowy w powiatowym mieście, przez który trudno się przebić. Na taki mur nie do przebicia trafiła rodzina Gawrońskich.
Dom pod klucz
Do Świecia przywiodły ich nowe plany zawodowe. Sprzedali mieszkanie w Poznaniu, zaciągnęli 300 tys. zł kredytu we frankach szwajcarskich i zamówili u miejscowego dewelopera „dom pod klucz”. - To było najlepsze wyjście, bo pracowaliśmy poza Świeciem i nie znaliśmy się na sprawach budowlanych - wspominają.
Deweloper zrobił na Gawrońskich dobre wrażenie. Zaproponował, by kupili działkę pod dom od jego znajomego D., polecił biuro, które adaptuje wybrany projekt do ich potrzeb.
Zapewniał, że niczym nie musimy się martwić, bo on wszystkiego dopilnuje, a my mu zaufaliśmy - wspominają Gawrońscy.
O tym, że zaufali na wyrost, przekonali się w 2011 r. Mieszkali już w nowym domu prawie 2 lata, gdy nagle z sufitów zaczęła odpadać farba, a w stropie pojawiły się szczeliny. Zamówili ekspertyzy budowlane.
- Rzeczoznawcy przebadali dom od fundamentów po dach i orzekli, że budynek grozi zawaleniem - wspominają Gawrońscy. To był dla nich szok.
Długa lista fuszerek
- Wyszło na jaw, że dom wykonano niezgodnie z projektem, a większość zapisów w dzienniku budowy jest nieprawdziwa. Zamiast bloczków fundamentowych użyto pustaków, nie zastosowano właściwej izolacji, okrojono więźbę dachową, zmniejszając liczbę elementów konstrukcyjnych, zastosowano drewno pozaklasowe, a 40-tonowy dach postawiono bezpośrednio na stropie, rezygnując ze stali i postawienia poprzecznej belki, tzw. wymianu, który przenosiłby ciężar na inne belki - wylicza Elżbieta Kujawa, mama Małgorzaty Gawrońskiej, współwłaścicielki domu. To ona od 7 lat, jako pełnomocnik rodziny, prowadzi korespondencję z urzędami, organami ścigania i sprawiedliwości oraz prywatne śledztwo, którego efektem są karne wyroki i unieważnione decyzje administracyjne.
Walę głową w mur i milimetr po milimetrze przebijam się przez zamknięty układ urzędniczo-biznesowy. Robię to dla moich dzieci i wnuków, które ośmy rok są bezdomne, bo PINB wyłączył niebezpieczny budynek z użytkowania i do dziś nie podjął decyzji o jego dalszych losach - tłumaczy pani Elżbieta i dodaje:
- Musimy odzyskać mienie i godność, z których nas obdarto, matacząc i łamiąc prawo w obronie biznesmena, który nas oszukał i skrzywdził - tłumaczy pani Elżbieta. Ujawnione przez tę emerytowaną nauczycielkę urzędnicze błędy, nieprawidłowości i zatajenia są tak liczne, że trudno uwierzyć w ich przypadkowość.
- Wprowadzono nas w błąd już w momencie sporządzania aktu notarialnego zakupu działki - twierdzą Gawrońscy i mają na to dowód. Zaświadczenie, jakie dostarczył notariuszowi pan D., sprzedający Gawrońskim działkę. Wydał mu je nieupoważniony do wystawiania takich dokumentów inspektor Michał K. z UM w Świeciu. Świadomie pominął informację, że ten teren znajduje się w obszarze szczególnego zagrożenia powodzią ze strony Wisły (tzw. wodą stuletnią), gdzie nie można budować, a jedynym odstępstwem od tego zakazu jest zgoda RZGW, której nie było - tłumaczą Gawrońscy.
Sprzedający ukrył też przed nimi fakt, że sprzedaje im ziemię rolną, a nie teren budowlany, co miało wpływ na cenę.
- W akcie notarialnym zapisano tylko „działka niezabudowana”. Dlaczego notariusz nie zażądał wypisu z ksiąg wieczystych lub sam do nich nie zajrzał? Dlaczego nie zwrócił uwagi na to, że zaświadczenie o zgodności działki z planem zagospodarowania wydała osoba nieupoważniona przez burmistrza i że było ono nieprawdziwe? - pyta Elżbieta Kujawa. Kolejnego bezprawia dopuściło się starostwo.
Zatwierdziło projekt budowlany i wydało pozwolenie na budowę, zatajając, że nasza działka leży na terenach bezpośredniego zagrożenia powodzią, gdzie obowiązują szczególne przepisy - tłumaczy Małgorzata Gawrońska.
Zabrakło m.in. zgody Dyrektora Regionalnego Gospodarki Wodnej, zwalniającej od zakazu zabudowy na terenach zalewowych, operatów wodno-prawnych i wypisu z rejestru gruntów. Zanim zbłądził starosta, zawinił burmistrz.
Pokrętne tłumaczenia
Gawrońscy dotarli do postanowienia RZGW w Gdańsku z 2006 r., który po rozpatrzeniu wniosku burmistrza zgodził się zaakceptować projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w Świeciu (dla terenów, na których leży m.in. działka Gawrońskich) pod warunkiem „zakazu wprowadzenia nowego budownictwa kubaturowego do czasu wdrożenia sposobu zabezpieczenia powodziowego obszarów zagrożonych wodami”. Miał powstać wał przeciwpowodziowy. Nie ma go do dziś, co w UM w Świeciu pokrętnie tłumaczą: - Warunek był, ale bez określenia terminu.
Ujawnienie tych faktów przez Elżbietę Kujawę zaowocowało unieważnieniem decyzji starosty świeckiego, zatwierdzającej projekt budowlany i udzielającej pozwolenia na budowę domu Gawrońskich. W 2017 r. sprawą zainteresowała się NIK, która potwierdziła błędy i zaniechania urzędników miejskich i świeckiego starosty, mogące skutkować zalaniem domostw w przypadku powodzi. Zaapelowała do burmistrza o aktualizację map terenów zagrożonych powodzią i wykonanie odpowiednich zabezpieczeń przed wodnym kataklizmem.
- Bez wątpienia, w świeckich urzędach doszło do rażącego naruszenia prawa z pokrzywdzeniem rodziny Gawrońskich - to opinia Zygmunta Borkowskiego, dyrektora wydziału infrastruktury w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim. Wziął on udział w poświęconym tej sprawie programie Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera” (emisja w czwartek: 31 stycznia br.). Pytany o konsekwencje unieważnienia przez wojewodę decyzji starosty Borkowski odrzekł, że o losach budynku, jego rozbiórce bądź naprawie, zdecyduje nadzór budowlany.
Elżbieta Kujawa straciła zaufanie do PINB, gdy dostała do rąk zleconą przez ten urząd ekspertyzę stanu budynku z 2014 r.
- Jest nierzetelna, bo pan U. stwierdził, że użycie do budowy fundamentów pustaków, zamiast ujętych w projekcie bloczków, było prawidłowe, choć według deklaracji samego producenta nie mogą być one używane w miejscach mokrych, ponieważ są podatne na absorpcję wody i nie są odporne na mrozy - wywodzi pani Elżbieta. - Rzeczoznawca poświadczył nieprawdę, pisząc o wewnętrznej izolacji fundamentów, której nie ma. Potwierdzili jej brak biegli sądowi. U. napisał też w ekspertyzie, że w budynku są wieńce, podczas gdy brakuje wieńców, okalających fundamenty i strop nad częścią mieszkalną, co stanowi odstępstwo od projektu i powoduje zagrożenie dla życia ludzi - wylicza Elżbieta Kujawa. Zrobiła wszystko, co w jej mocy, by postawić rzeczoznawcę przed sądem dyscyplinarnym. - Sąd w Bydgoszczy nietrafnie uznał moją skargę za przedawnioną, a gdy to obaliłam, postępowanie wobec U. umorzył, mimo że rzecznik dyscyplinarny postawił mu pięć poważnych zarzutów - relacjonuje pani Elżbieta. Krajowy sąd dyscyplinarny uznał jej zażalenie i teraz U. jest sądzony w Poznaniu. - Od roku nie stawia się na rozprawy, pod różnym pretekstem - twierdzi Kujawa.
Na korzyść dewelopera
Pani Elżbieta odkryła, że nie tylko rzeczoznawca ukrywał ważne defekty: - Pani Ś. , starsza inspektor w PINB w Świeciu, poświadczyła nieprawdę w protokole z kontroli stanu technicznego domu, dostrzegając zabezpieczenie, którego wykonawca nie zrobił i sąd wymierzył jej karę - mówi, pokazując wyrok. - Uważam, że oboje działali na korzyść dewelopera, którego świecki sąd uniewinnił, wymierzając jedynie symboliczną karę kierownikowi budowy, renciście z orzeczoną niezdolnością do pracy - dodaje Elżbieta Kujawa.
Gawrońscy toczą proces cywilny (o odszkodowanie) z deweloperem, który twierdzi, że wystarczy wstawić jedną poprzeczną belkę, odciążającą dach i dom będzie bezpieczny.
- Proponujmy, by deweloper kupił od nas dom, ale on tego nie zrobi, bo wie, że fundamenty nie spełniają wymogów wytrzymałościowych - mówią Gawrońscy.
Pytamy Krzysztofa Kocińskiego, szefa PINB w Tucholi, dlaczego zwleka z decyzją w sprawie budynku Gawrońskich.
Zaistniała potrzeba sporządzenia nowej ekspertyzy technicznej. Powinni ją zamówić właściciele budynku, ale Gawrońscy odmówili i PINB zlecił wykonanie ekspertyzy na ich koszt. Rzeczoznawca już ją zrobił i wkrótce wydamy rozstrzygającą decyzję - informuje inspektor.
- O sprawie domu państwa Gawrońskich będzie mowa w programie Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera” (emisja w czwartek, 31 marca br.).