Z prof. Wojciechem Cieślakiem, specjalistą w zakresie prawa karnego, rozmawia Dorota Abramowicz.
W poniedziałek rozpoczęto przesłuchania osób, które protestowały przed Sejmem, wcześniej ich twarze - jako poszukiwanych - pojawiły się na policyjnych stronach internetowych. Czy publikacja wizerunków była zgodna z prawem?
Prawo cywilne zna kategorię tzw. dóbr osobistych - imienia, nazwiska, wizerunku, głosu - którymi może dysponować tylko osoba, do której przynależą. Z zasady nie można publikować wizerunku bez naszej zgody. Są jednak wyjątki (które powinny być ściśle interpretowane), pozwalające na upublicznienie danych osobowych tylko wtedy, gdy służy to pewnej wartości, mającej charakter nadrzędny.
Konkretne przykłady?
Bez zgody uprawnionego można np. opublikować list gończy z wizerunkiem terrorysty lub upublicznić wyrok.
Nie mówimy o terrorystach, ale o uczestnikach demonstracji...
Można założyć, że organy ścigania na bieżąco naruszają nasze dobra osobiste, intymność korespondencji, rozmów czy też niekiedy nasz wizerunek. Ważne jest pytanie o cel, jaki im przyświeca. Biorąc pod uwagę kontekst polityczny i charakter protestu - niezależnie, czy naruszał on reguły przewidziane dla manifestacji - był on przejawem pewnych przekonań. Powstają więc pytania, czy absolutnie konieczne jest przesłuchiwanie tych ludzi i publikowanie ich wizerunków? Przecież jest to inna sytuacja niż chociażby szukanie sprawców zbiegowiska, podczas którego doszło do linczu lub bójki na stadionie. Znaj proporcjum, mocium panie - kontekst realizacji obywatelskich uprawnień uzasadnia daleko posuniętą ostrożność policji w podejmowaniu takich działań. To, co się stało, uznaję więc za bezmyślne nadużycie uprawnień. Im więcej jest tych uprawnień, tym większa ostrożność jest zalecana.
Czy demonstranci mogą teraz wystąpić z roszczeniem ochrony dóbr osobistych ?
Tak, ale mają małą szansę na wygraną. Jeśli ktoś bierze udział w publicznym przedsięwzięciu, to może się liczyć z tym, że jego wizerunek zostanie utrwalony bez jego zgody. Więcej wątpliwości budzi umieszczenie ich zdjęć na stronach, gdzie pojawiają się podobizny przestępców.
Prawo na to pozwala?
Zacznijmy od tego, że postępowanie karne zmierza do ustalenia, czy doszło do przestępstwa lub wykroczenia. W tej sytuacji policja może uciekać się do środków, które umożliwiają identyfikację „osobowych źródeł dowodowych”, czyli osób, które opowiedzą np., kto to zorganizował lub czy nie było zachęty do pewnych działań. Pozostaje jednak pytanie, czy to, co się wydarzyło przed Sejmem, należy traktować śmiertelnie poważnie i w sposób nieumiarkowany korzystać ze swoich uprawnień. Rodzi to bowiem podejrzenie próby zastraszania obywateli. A to już bardzo poważny, choć trudny do udowodnienia zarzut z implikacjami nie tylko politycznymi, ale także prawnymi.
Na razie jeden z uczestników protestów usłyszał zarzut znieważenia dziennikarza...
Dziennikarz nie jest funkcjonariuszem publicznym, wypada więc wyrazić zdziwienie, dlaczego prokurator zaangażował się w tego typu przedsięwzięcie.
Skąd to zdziwienie?
Co do zasady sprawy o znieważenie prowadzi się z oskarżenia prywatnego. Prokurator zazwyczaj włącza się do sprawy, gdy np. stan fizyczny lub psychiczny osoby znieważanej nie pozwala jej na dochodzenie swych uprawnień. W tym przypadku zaangażowanie prokuratorskie oceniam jako ponadnormatywne.
Cała ta sytuacja przypomina mi metody stosowane przez słabnące reżimy komunistyczne
W ogóle cała ta sytuacja przypomina mi metody stosowane przez słabnące reżimy komunistyczne. Wobec opozycjonistów wszczynano szereg postępowań przed kolegiami do spraw wykroczeń, dotyczących błahych spraw - zakłócania ciszy nocnej, wyprowadzania psa bez smyczy, nietrzeźwości w miejscu publicznym. Władza w wielu wypadkach miała rację, ale tego rodzaju tendencyjne używanie prawa trudno było uznać za coś innego, niż prześladowanie ludzi za ich przekonania.
TVN 24/X-News