Słowik w maju słodko nam ćwierka: spieprzaj stąd, won!
Niektóre ptaki potrafią rozwiązywać zagadki logiczne, rozpoznają się w lustrze (a więc wiedzą, kim są), mają fotograficzną pamięć, są mistrzami w analizowaniu danych... - Ale to nasza miara inteligencji - tonuje prof. Zbigniew Bonczar z Uniwersytetu Rolniczego. - Jakby testy na IQ miały układać zwierzęta, np. psy, ludzie wyszliby na durniów
Czy ptaki są dinozaurami?
Zbigniew Bonczar: Współczesnymi dinozaurami. Można powiedzieć tak: dinozaury nie wymarły, one żyją wśród nas. Dawniej sądziliśmy, że dinozaury bardziej przypominały współczesne gady, ale nowe badania wskazują wyraźnie, że dinozaury - przynajmniej niektóre z nich - miały znacznie więcej wspólnego z ptakami. Chociażby pióra.
[aprawyProf. Zbigniew Bonczar
ornitolog z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Pracuje na Wydziale Hodowli i Biologii Zwierząt. Jest członkiem Krajowego Klubu Sokolników i Ochrony Ptaków Drapieżnych przy Polskim Związku Łowieckim.
Myślałam, że to legenda.
To akurat nie. Choć wokół ptaków rzeczywiście narosło sporo legend i stereotypów. Z prostego powodu: w świecie przyrody chyba żadna grupa nie jest nam tak bliska, jak ptaki. Nam się wręcz czasem wydaje, że to są stworzenia powołane do życia dla nas, żeby nas cieszyć - tak zresztą często przedstawia je literatura. Jak popatrzeć na człowieka - i historycznego, i współczesnego - to do ptaków mamy najmniejsze pretensje. Wiemy o nich stosunkowo dużo, każdy potrafi rozpoznać choćby kilka gatunków - a to już dużo, biorąc pod uwagę ogólną wiedzę przyrodniczą. Lubimy ptaki, w przeciwieństwie do innych zwierząt, które budzą nasz strach, obrzydzenie, niechęć.
Doprawdy? Moja mama wpada w trwogę, widząc ptaki.
Od każdej reguły są wyjątki. Zdarzają się, choć rzadko, osoby ornitofobiczne. Czyli bojące się ptaków. Tę fobię w sposób perfekcyjny wyłowił i nagłośnił Hitchcock w filmie „Ptaki”. Ale na tle innych zwierząt, choćby pajęczaków czy węży, to margines. My na ogół na ptaki patrzymy z podziwem.
Bo im zazdrościmy.
Właśnie. Cały czas trwamy w niemym zachwycie, że one latają - a my nie. Zdolność latania jest dla nas magiczna; dlatego latają anioły, dlatego Dedal i Ikar latać próbowali. Ptaki lubimy też za inne rzeczy - to zwierzęta kolorowe, prowadzące aktywność w ciągu dnia, a więc pozbawione, w naszym wyobrażeniu, mrocznych tajemnic. Podziwiamy je też za śpiew, dopisując sobie, że to dla nas one śpiewają.
Słyszał pan to? Jakiś ptak teraz zaśpiewał!
Nie jakiś, tylko kos. Nic dziwnego, jest maj. Myśli pani, że zaśpiewał, by było nam miło?
Myślę, że zaśpiewał, żeby zwabić samiczkę.
To po pierwsze. Śpiew samców - bo to samce śpiewają - jest informacją dla samicy, że tu znajduje się godny kandydat na partnera. Ale przede wszystkim to jest śpiew terytorialny, który oznacza: to teren zajęty przeze mnie i innym męskim przedstawicielom tego gatunku - wara!
Tak czy inaczej, śpiewają pięknie.
My to oceniamy z naszego punktu widzenia. Ale jeśli już jesteśmy przy tej ludzkiej miarce, to trzeba powiedzieć, że najładniej śpiewają ptaki mieszkające w naszej sferze klimatycznej. Nam może wydawać się, że najładniej śpiewają ptaki egzotyczne, przepysznie ubarwione, które nazywamy rajskimi - ale ich głośne, proste dźwięki raczej drażnią ludzkie ucho.
Który ptak jest mistrzem mistrzów śpiewu?
To odwieczny spór. Podobnie jak w Krainie Liliputów w „Podróżach Guliwera” nie było zgodności na temat tego, z której strony powinno obierać się jajko. A pani z której strony otwiera jajko na miękko: ostrej czy tępej?
Ostrej.
Należałaby pani do mniejszości w Krainie Liliputów. Tej niewłaściwej - powinno obierać się jajko od tępej strony, bo tam znajduje się komora powietrzna i to ułatwia dostanie się do wnętrza jaja. Taki poboczny wątek, ale też ptaków dotyczy. A jeśli chodzi o spór pomiędzy miłośnikami ptasiego śpiewu - to jedni za mistrza nad mistrzami uważają słowika szarego, a inni słowika rdzawego. Oba, szczęśliwie, usłyszymy w Polsce. Natomiast w słynnej bajce Andersena o cesarzu i słowiku chodziło o słowika chińskiego, który też jest świetnym śpiewakiem, ale daleko mu do naszych. Polskie słowiki przylatują dość późno z zimowisk i odzywają się ze swoich lęgowisk melodycznymi tyradami składającymi się z długich zwrotek. A ponieważ jest na ogół maj, piękne okoliczności przyrody, to skłania rozbudzone serca do romantycznych konkluzji. Tymczasem gdybyśmy - jak w książce o doktorze Dolittle - potrafili rozumieć mowę zwierząt, za głowę byśmy się złapali, bo to brzmiałoby tak: „ty piiii, won stąd, pii”.
To „pii” to spieprzaj?
Jeszcze gorzej. A my, naiwni, zachwycamy się, jak taki ptak pięknie kląska, jak słodko, tylko dla nas. Lubimy idealizować ptaki. Istnieje zresztą szereg pozytywnych - w założeniu - zachowań wobec ptaków. Jak dokarmianie.
Od przedszkola uczy się dzieci, że trzeba karmniki dla ptaszków budować.
A czasem to dokarmianie więcej szkody przynosi. Nam się wydaje, że ptaki same nie dadzą rady, a okres zimowy jest dla nich nie do przeżycia. Takie myślenie to błąd; ptaki w toku ewolucji dostosowały się do środowiska. Jedne zostają na miejscu, inne migrują do tak zwanych ciepłych krajów; w naturalnym środowisku ten mechanizm działa. W środowiskach przekształconych, owszem, istnieją deficyty pokarmu. Tyle że ptaki - jak wszystkie żywe organizmy, włączając w to ludzi - są oportunistami. Jak mogą na łatwiznę iść, to idą. W związku z tym dają się namówić na dokarmianie, a nawet znacząco zmieniają zwyczaje: ptaki migrujące, szczególnie wodne, jak kaczki czy łabędzie, decydują się, by u nas zostać. A nawet, jak sikorki, całkiem przestawiają się na dokarmianie przez człowieka. Więc my tym dokarmianiem możemy zaszkodzić, bo unieruchamiamy naturalne mechanizmy ptaków. A jak się człowiekowi to dokarmianie odwidzi, to pojawia się problem. Ale jest gorszy problem: to, że dokarmiamy je niewłaściwym pokarmem. Jak chlebem, którym powszechnym zwyczajem karmi się wszystko, co się rusza. To absolutnie szkodliwe.
Od tego dokarmiania potem nam się gołębie mnożą.
Dokarmianie jest czynnikiem potęgującym wzrost populacji. Coraz częściej zdajemy sobie z tego sprawę, więc w wielu miejscach, jak na dworcu w Krakowie, pojawił się zakaz karmienia gołębi. Po pierwsze, żeby nie koncentrować tych gołębi w jednym miejscu, a po drugie, żeby nie zmieniać ich zwyczajów rozrodczych. Bo przez to gołębie zaczęły się rozmnażać przez cały rok.
I wyparły lubiane wróble. Czy to kolejny mit?
To i mit, i prawda. Prawda, bo w walce o zasoby gołąb - większy i bardziej ekspansywny od wróbla - wygrywa. Ale zanik wróbli wynika przede wszystkim z czegoś innego. Bo wróble, jak każde ptaki, potrzebują pokarmu i miejsca, w którym mogą się schronić. Dawniej jednym z głównych źródeł pokarmu dla tych ptaszków była mierzwa końska, czyli odchody koni. Koni było wszędzie pełno, a teraz mój wnuczek, żeby zobaczyć konika - a mieszkamy na wsi - musi jeździć do Krakowa, na Rynek. Poza tym, docieplając budynki, likwiduje się otwory, które wcześniej były miejscem lęgowym dla wróbli, jerzyków, kawek. Ale nie dramatyzujmy: liczebność wróbli można w każdej chwili zwiększyć, wykładając budki lęgowe. Bioróżnorodność ptaków w Polsce nie jest wcale taka zła. Jak pani myśli, ile mamy w Polsce gatunków ptaków?
Gatunków ptaków jest około 10 tysięcy. Jakbym więc miała strzelać, to w Polsce jest ich z 500?
Blisko. 450. Z tym, że około 300-350 z nich to ptaki lęgowe, które gnieżdżą się na terenie naszego kraju, a pozostałe to te, które pojawiają się tu w trakcie migracji. Oczywiście, w porównaniu do owadów jest ich niewiele, ale zestawiając z liczbą gatunków ssaków, gadów, płazów czy nawet ryb - sporo. Ze względu na ich imponujące tempo przemian energetycznych i szybkość przemieszczania się, to ważne narzędzie do oceniania zmian środowiskowych. Gdzie dobrze mają się ptaki, tam dobrze się mają ludzie. One w pewnym sensie pokazują nam, gdzie jest bezpiecznie i komfortowo.
Właściwie dlaczego tak to działa?
Bo ptaki, jako wrażliwe na elementy destrukcyjne, reagują wcześniej. Ta obserwacja z „Seksmisji”, że jak bocian może żyć, to my również, nie była wcale bez sensu. My oczywiście ptaki możemy podzielić na dwie grupy: ekologicznie plastyczne i konserwatywne. W pierwszej grupie, traktowanej przez niektórych jako gatunki zwycięskie, są m.in. gołębie, kaczki, również wróble. Ale niektórych gatunków nie da się przekonać do nowoczesności: to na przykład drop, który zniknął z Polski w latach 80., oraz takie ptaki jak głuszec i cietrzew.
A inne mają się u nas znakomicie.
Zależy od środowiska. Bo nasze środowisko, upraszczając, możemy podzielić na trzy kategorie: to najbardziej zbliżone do naturalnego - czyli leśne, trochę przekształcone - czyli rolnicze i najbardziej przekształcone, czyli miejskie. Bardzo dobrze - i coraz lepiej - mają się w Polsce ptaki leśne, bo zalesienie i zróżnicowanie lasów w Polsce wzrasta (w świadomości zbiorowej ostatnio wycięto wszystkie lasy, ale to nie jest prawda - choć oczywiście wycięto dużo drzew w miejscach rzucających się w oczy). Dobrze mają się również gatunki ptaków miejskich. Ponieważ miasto stanowi dla zwierząt dziko żyjących nową alternatywę, a że przyroda nie zna pustki, współczesne aglomeracje miejskie - ze swoimi zróżnicowanymi ekosystemami - coraz bardziej zapełniają się zwierzętami. Miasta zasiedlają nowe gatunki. Kraków jest teraz areną spontanicznego zasiedlania przez takie gatunki jak sokół pustułka, gołąb grzywacz i inne. To nowe zjawisko.
A jak mają się ptaki w terenach rolniczych?
Gorzej. Zmiany występujące w rolnictwie odzwierciedlają się zanikiem takich gatunków jak kuropatwy, czajki, nawet skowronki, a to tylko mała część listy.
Pan powiedział, że z tą ptasią monogamią to legenda. Czyli ptaki takie wierne nie są?
Po pierwsze, ptaki dzielą się na gatunki poligamiczne i monogamiczne. To wiedzieliśmy od zawsze i oczywiście to są systemy wpisane w strategię biologiczną danych gatunków. I z reguły u ptaków poligamicznych, gdzie samce mają wiele partnerek, występuje duży dymorfizm płciowy.
Czyli samce są ładniejsze od samic?
Powiedzmy, że większe i bardziej kolorowe. Bardziej rzucające się w oczy. Przede wszystkim dlatego, że one pełnią w populacji funkcję osłonową - częściej są celem ataków drapieżników, osłaniają te szare, niepozorne samice, które są podstawą egzystencji, i które, w związku z tym, należy chronić.
Bo mała ilość samców może zapłodnić dużą ilość samic, a jeśli proporcje będą odwrotne - będzie rodzić się mniej piskląt?
Podobnie jest też w przypadku innych gatunków. Z ludźmi włącznie. A jeśli chodzi o ptaki monogamiczne, które decydują się na wspólną opiekę nad potomstwem - czasem długotrwałą - to samce są podobne do samic. Tak jest u bocianów, gęsi, kuropatw. Odróżniłaby pani z daleka płeć łabędzia?
Mowy nie ma. Ale słyszałam, że wśród łabędzi jest dużo gejów, którzy wykorzystują samicę tylko do prokreacji, a potem przeganiają ją, żeby wspólnie z ukochanym mężczyzną opiekować się potomstwem.
Owszem, ale zostawmy ten wątek, żeby nam się nie oberwało od czytelników. Powracając do dwupłciowych, monogamicznych związków ptaków (partnerskich źle brzmi, to może powiedzmy, w cudzysłowie, małżeńskich): dawniej, na zasadzie obserwacji, uznawano, że wiele gatunków, takich jak gęsi czy bociany, wiąże się ze sobą na całe życie. No bo wyglądają tak samo, przez całe pokolenia żyją w jednym gnieździe, samiec z samicą, to uznawaliśmy, że samiec ten sam i samica ta sama. Ale gdy te uważane za wierne i lojalne ptaki zaczęto znakować, okazało się, że one - mniej więcej co sezon - partnerami się jednak wymieniają.
A kto zostaje w gnieździe?
Raczej samiec. Samiec wymienia samicę, bo on ma dłuższy okres reprodukcyjny. W każdym razie badania nie potwierdzają, że ptaki wiążą się ze sobą raz na całe życie.
Ptaki, z rzeczy, których zazdrościmy, mają jeszcze te super GPS-y, które nawigują ich w podróżach, a przecież one pokonują czasem oceany! Co odpowiada za ich orientację?
Zdolności lokalizacyjne ptaków rzeczywiście są przedmiotem podziwu, a od niedawna również badań. Ptaki potrafią pokonywać ogromne dystanse. Nawet 1500 kilometrów na dobę, bo lecą dzień i noc.
Wydaje się, że za tę nawigację odpowiada kilka współdziałających ze sobą narzędzi. Więc, po pierwsze, ptaki orientują się, jak pradawni żeglarze, po położeniu Słońca i gwiazd. Po drugie, prawdopodobnie kierują się ścieżkami zapachowymi. Po trzecie, najpewniej odbierają one fale elektromagnetyczne. Nasza uczelnia prowadziła badania dotyczące wpływu pola elektromagnetycznego na wędrówki ptaków: przyczepialiśmy do gołębi magnesy zaburzające odbiór tego pola i rzeczywiście, ptaki to dezorientowało. Poza tym ptaki w znaczącym stopniu zapamiętują okolice - pokonane trasy zachowują w postaci oddalonych od siebie punktów, które układają im się w taki łańcuszek, który później analizują. Niektóre gatunki ptaków potrafią zapamiętywać i analizować skutki i przyczyny, do czego ludzie dochodzą dłuższą drogą. Wiele ma również fenomenalną pamięć fotograficzną; choć ponoć u ludzi postrzeganie fotograficzne też kiedyś było normą, którą utraciliśmy i jedynie nieliczne osoby wciąż mają taką zdolność.
Mówi się „ptasie móżdżki”, tymczasem one potrafią świetnie zapamiętywać. Poza tym kruki potrafią rozwiązywać proste zagadki logiczne i rozpoznają swoje odbicie w lustrze.
Jeśli tę inteligencję oceniamy za pomocą naszych standardów, możemy ułożyć klasyfikację mądrych i mniej mądrych gatunków. Dla nas mądre są te gatunki, które mają zdolność uczenia się, kojarzenia faktów - a tu przodują krukowate. Ale to złudne, już o tym mówiłem. Wśród ludzi też są osoby bardzo mądre, które źle wypadają na testach IQ - bo akurat do ich mentalności takie testy są nieprzystosowane. Tym bardziej w testach, które świetnie przechodziłyby zwierzęta, ludzie okazywaliby się całkowicie nieporadni. Jakby takie testy układały na przykład psy - przecież dla nich oczywiste by było, że trzeba w nich coś powąchać. No i stwierdziłyby: ale ci ludzie są durni! Więc my cały czas musimy próbować wyzbyć się wartościowania z naszego punktu widzenia.