- W moim ogródku bez zaproszenia pojawili się robotnicy. Zawiadomiłam policję i nadzór budowlany. Bez skutku - zaalarmowała nas Czytelniczka.
Jolanta Szalilow od ponad 20 lat mieszka przy ul. Pankracego w Koszalinie. Jest właścicielką dwóch sąsiadujących ze sobą działek. Na jednej z nich stoi jej dom, druga zaś jest niezabudowana. W ogrodzie przy domu stał słup energetyczny napowietrznej linii 15 kV (średniego napięcia). Na działce był od początku. Stał przez lata, aż... - Obudził mnie hałas. Podeszłam do okna i zobaczyłam na moim podwórku robotników. Kawałek za słupem stał już inny, a przy starym panowie pracowali. Nie wyraziłam zgody na żadne roboty na mim terenie! Poprosiłam robotników o okazanie mi pozwolenia na budowę. Nikt takim dokumentem nie dysponował - relacjonowała nam wzburzona koszalinianka.
Dokumenty, telefony
Pani Jolanta natychmiast złożyła skargę w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego, a w koszalińskim oddziale Energi, do której należą zarówno słupy, jak i linia średniego napięcia, pismo z informacją o tym, że nie wyraża zgody na prowadzenie prac na jej działce. O interwencję poprosiła policjantów. Prace wciąż trwały. Bezsilna zadzwoniła na nasz redakcyjny dyżur.
- Energa nie konsultowała ze mną zmian - zapewniła. - Efekt jest taki, że nad drugą, niezabudowaną działką mam teraz przewody pod napięciem. To obniża jej wartość i wpływa na warunki zabudowy. Ja godziłam się z tym, że przed moim domem jest słup z kablami. Tak żyłam od lat, to był mój wybór. Ale nie godziłam się na zabudowę drugiej działki! Kto się nią teraz zainteresuje? - pyta Czytelniczka.
Powód? Bezpieczeństwo
Poprosiliśmy o wyjaśnienia w spółce Energa-Operator. Wynika z nich, że głównym powodem przeprowadzenia prac były względy bezpieczeństwa. Pracownicy firmy stwierdzili bowiem, że przewody zbliżyły się do loggii budynku przy ul. Pankracego nr 12.
- Sytuacje takie zdarzają się, gdy nowe budynki powstają w bezpośrednim sąsiedztwie istniejących linii 15 kV bez udziału i wiedzy pracowników Energa - Operator SA. Również i w tym przypadku najpierw powstała linia energetyczna, a dopiero później powstał budynek mieszkalny, o czym Energa nie została powiadomiona - poinformowała nas Małgorzata Robińska, rzecznik prasowy koszalińskiego oddziału spółki Energa-Operator. - Po stwierdzeniu tej sytuacji priorytetem stało się usunięcie ewentualnego zagrożenia bezpieczeństwa, w związku z czym niezwłocznie podjęto próby rozmów z panią Jolantą Szalilow.
Koszaliniance zaproponowano usunięcie słupa dwużerdziowego i wstawienie w jego miejsce jednożerdziowego z jednoczesnym przesunięciem go w kierunku niezabudowanej działki. - Wymiana w zdecydowany sposób poprawiłaby możliwości zagospodarowania terenu, bo słup taki zajmuje zdecydowanie mniejszy obszar. Pierwotnie pani Szalilow wyraziła zgodę na powyższe, następnie zgodę cofnęła. W związku z tym pracownicy Energa - Operator SA niezwłocznie uzgodnili z Urzędem Miasta Koszalian posadowienie słupa 15 kV na działce pasa drogowego z pominięciem ingerencji pracami ziemnymi w działkę pani Jolanty Szalilow. Taki sposób działania umożliwił natychmiastowe usunięcie ewentualnych zagrożeń i w dniu 21 sierpnia takie prace zostały wykonane. Istniejący słup dwużerdziowy, obecnie już bez napięcia, nie został usunięty z działki pani Szalilow ze względu na brak jej zgody w tym zakresie - wyjaśnia rzeczniczka Energi.
Linia pod ziemią
Tym samym nowy słup został zlokalizowany na działce drogowej należącej do miasta Koszalina. Małgorzata Robińska zaznaczyła też, że w tym przypadku Energa działała w trybie usunięcia zagrożeń. Podkreśliła też, że spółka przygotowuje dokumenty niezbędne do usunięcia przedmiotowej linii napowietrznej 15 kV i zastąpieniu jej linią kablową - podziemną. - W tym celu konieczne jest opracowanie projektu budowlanego wraz z pozyskaniem decyzji zezwalającej na budowę, a następnie, po umieszczeniu tego zadania w planie inwestycyjnym - wybór wykonawcy prac budowlanych. Procedura jest w toku - przekazała dobrą dla koszalinianki wiadomość.
- Do tego czasu pustej działki nie sprzedam, bo kto kupi ją z kablami. Na to zgody mojej nie było - odpowiada Jolanta Szalilow. - Sprawa najpewniej skończy się w sądzie - kwituje.