W Kopaniu (gmina Darłowo) służby ratownicze ćwiczyły sprawność przed sezonem letnim
Scenariusz był naprawdę dramatyczny. Historia podobna do tych, które wydarzyły się w ostatnich latach na polskich plażach. Ojciec z synem wchodzą do wody na niestrzeżonej plaży, daleko od ratowników. Po pewnym czasie po plaży biegnie matka, która krzyczy, że z oczu zniknęła rodzina. Jeden ze świadków próbuje wejść do wody i ratować ludzi. Okazuje się, że też sobie nie radzi.
Ta dramatyczna sytuacja była oczywiście zaaranżowaną sceną, w której służby z regionu ćwiczyły swoją sprawność przed zbliżającym się sezonem letnim. - Ćwiczenia przebiegły zgodnie z planem. Wszystkie jednostki, które były zadysponowane do akcji rzeczywiście się pojawiły. Wyciągnęliśmy wnioski. Było kilka kwestii, które trzeba było poprawić - mówi nam Jakub Iwanisik, inicjator akcji, na co dzień ratownik WOPR i pogotowia ratunkowego. W ćwiczeniach wzięły udział różne służby: zespół ratowników wodnych WOPR, Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR, BSR, Straż Pożarna z Darłowa, OSP Cisowo, ratownicy, a także policja. Organizatorzy podkreślają, że działania przebiegły pomyślnie. Akcja została przeprowadzona w trosce o życie i bezpieczeństwo wypoczywających latem na naszych kąpieliskach.
- To wszystko ma służyć poprawie bezpieczeństwa. Takie sytuacje, które zawierał ten scenariusz mieliśmy na naszych plażach. Podczas tych ćwiczeń mogliśmy sprawdzić, czy współpraca pomiędzy służbami jest na odpowiednim poziomie. Czasami jest tak, że na jakąś pomoc trzeba dłużej poczekać i na przykład straż pożarna musi przejąć działania pogotowia ratunkowego - mówi nam Jakub Iwanisik. Wszystkie elementy utrudniające akcję były także ujęte w scenariuszu.
Inicjator wydarzenia przypomniał nam sytuację, w której w naszym regionie ratownik ze Śląska wszedł do wody ratować 15-latka. Jego uratował, ale sam zginął.
Ratownicy zaznaczają, że jeśli jesteśmy świadkami zdarzenia, w którym ktoś tonie, trzeba jak najszybciej wezwać ratowników. Podjęcie się ratowania kogoś na własną rękę może skończyć się tragicznie.
Bardzo często zdarza się też tak, że na plażach dochodzi do kłótni pomiędzy ratownikami a kąpiącymi się, którzy twierdzą, że wejście do wody podczas dużych fal jest bezpieczne. - Dochodzi wtedy do takiej sytuacji, kiedy plażowicz oddala się od stanowiska ratowników. Następnie wchodzi do wody i mamy tragedię. Byłem osobiście świadkiem takiej sytuacji, kiedy tłumaczyliśmy, dlaczego nie można wchodzić do wody, a mimo to ktoś i tak wszedł - dodaje Jakub Iwanisik.
Zgodnie z prawem, jeśli ktoś nie stosuje się do regulaminu na strzeżonej plaży, ratownicy mają prawo wezwać policję, która zabiera z plaży daną osobę. Trzeba też pamiętać o tym, że plaża strzeżona ma długość 100 metrów. Ten obszar jest objęty ochroną ratowników. Jednak już 50 metrów od stanowiska ratownika plaża nie jest strzeżona. Niestety, statystyki pokazują, że do utonięć dochodzi właśnie na niestrzeżonych obszarach, na których nie ma ratowników. Już teraz służby apelują do plażowiczów, żeby z rozwagą korzystali z kąpieli na niechronionych kąpieliskach.
Przypomnijmy, że w ubiegłym roku doszło do kilku tragicznych utonięć w Bałtyku. Do jednego z wydarzeń doszło m.in. w Kopaniu w gm. Darłowo, gdzie w sierpniu 2016 roku zginął 36-letni mężczyzna. Podobne dramaty miały miejsce w Ustce, gdzie utonęła 7-latka oraz w Łebie. Na naszych łamach w ubiegłym roku pisaliśmy też o udanej akcji ratunkowej przeprowadzonej przez mieszkańca Darłowa. Doszło do niej na plaży w Darłówku Wschodnim. Wtedy na szczęście udało się uratować mężczyznę, który znalazł się pod wodą.
Warto dodać, że scenariusz ćwiczeń, który przygotowano w Kopaniu do ostatniej chwili nie był znany służbom.