Słynny zjazd, który kryje wiele ważnych tajemnic
1017 lat temu rozpoczął się zjazd gnieźnieński. O tamtych czasach wiemy bardzo mało. Poza tym, że Otton III przybył do Bolesława. Rozmowa z prof. Dariuszem Sikorskim, znawcą wcześnego średniowiecza z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
- W najstarszym „Żywocie św. Wojciecha”, który powstał po roku 1000, i w kolejnych jego życiorysach, nie ma wzmianki o zjeździe gnieźnieńskim? Może do zjazdu nie doszło?
- Z punktu widzenia żywotopisarzy św. Wojciecha ta sprawa nie była istotna. Nie myślmy o czasach sprzed tysiąca lat dzisiejszymi kategoriami.
- W historiografii panuje przekonanie, że zjazd był solidnie przygotowany. Pan twierdzi inaczej.
- Uważam, że metropolia gnieźnieńska powstała nagle. Cesarz Otton III nie jechał do Polski z zamiarem jej utworzenia. Jechał z pielgrzymką, a pod wpływem chwili, emocji, zaskoczony znakomitym przyjęciem przez Bolesława, wpadł na pomysł utworzenia arcybiskupstwa w Gnieźnie. Przekonanie, że założenie arcybiskupstwa musiał poprzedzać długi czas i skomplikowana procedura, jest oparte na jednym przykładzie: arcybiskupstwa magdeburskiego. W X stuleciu mamy kilka przykładów na to, że arcybiskupstwa były fundowane ot tak. Niepotrzebna była decyzja papieża, wystarczyła uchwała synodu biskupów.
- Gdyby więc Wojciech nie umarł śmiercią męczeńską, a Otton III nie był nim zafascynowany, do zjazdu mogłoby nie dojść?
- Jeżeli czegokolwiek możemy być pewni z tamtego okresu, to tego, że gdyby nie splot obu tych czynników, to Otton do Polski nie przyjechałby. Warto pamiętać, że Wojciech został uznany od razu za świętego. Wystarczyła do tego śmierć męczeńska. Niepotrzebny był żaden proces kanonizacyjny. Otton III był wychowany w kulcie świętych, do których się modlił, lecz znał ich tylko z przekazów. A tutaj pojawia się Wojciech, ktoś cesarzowi dobrze znany, bliski mu, i ten ktoś zostaje świętym, czyli pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Czy można się dziwić Ottonowi, że chciał honorować na wszelkie sposoby znanego mu osobiście świętego. Chciał też odbyć pielgrzymkę do jego grobu, przywieźć relikwie.
- W historiografii panuje pogląd, że Chrobremu zależało na tym, by mieć arcybiskupa, by ten mógł go koronować. Pan twierdzi inaczej. Dlaczego?
- Ponieważ nie istniał wtedy wymóg, by to arcybiskup miał dokonywać koronacji. Owszem, arcybiskupi uczestniczyli w koronacjach, nawet przewodniczyli temu obrzędowi, bo było to duże wydarzenie, ale ich obecność nie była konieczna. Wystarczył biskup.
- Jakie były najważniejsze skutki zjazdu w Gnieźnie?
- Uformowana została niezależna metropolia kościelna w Polsce. Ale i w tym przypadku zapewne zaskoczę. Owa niezależność, jej wielka waga dla państwa polskiego, ujawniała się znacznie później. To kolejny przykład na to, że skutki pewnych wydarzeń w chwili ich dziania się są albo niedoceniane, albo przeceniane, lub też ujawniają się po pewnym, nierzadko długim czasie. Przypomnę, że już w pierwszej połowie XI w. metropolia gnieźnieńska przestała funkcjonować i to na kilka dziesięcioleci.
- Gall Anonim twierdzi, że w czasie zjazdu Chrobry koronował się na króla. Historycy piszą, że kronikarz się mylił. Kto ma rację?
- Gall nie znał polskich roczników, więc nie wiedział o koronacji z 1025 r. Wiedział zaś, że Bolesław został królem, a przybycie cesarza do jego państwa najlepiej pasowało mu do takiego wydarzenia. Pisał przeszło 100 lat poz zjeździe gnieźnieńskim. Warto też pamiętać, że znamy przypadki wielokrotnych koronacji. Król nie chodził na co dzień w koronie. Mogło tak być, że kiedy w 1025 r. koronował się Mieszko II, to równocześnie z synem koronę po raz kolejny włożył ojciec, czyli Chrobry.
- „W istocie rzeczywistość dziejową wokół roku 1000 znamy słabo” - pisze Pan w książce „Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego” i przeprowadza eksperyment dla zilustrowania swojej tezy.
- Proponuję wyeliminować jedno z dwóch głównych źródeł, jakimi dysponujemy dla zjazdu gnieźnieńskiego: albo „Kronikę Thietmara”, albo „Kronikę Galla Anonima”. Oba mówią o tym samym wydarzeniu, lecz każde podkreśla inny jego aspekt. I tak np. Thietmar kładzie nacisk na sprawy kościelne, w tym założenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Gall nie wie o tym wydarzeniu. Mówi zaś o sprawach, o których milczy Thietmar. Wszystkie inne źródła zgodnie, za Annales Hildesheimenses maiores, mówią o założeniu arcybiskupstwa, ale nie w Gnieźnie, tylko w Pradze. Ale nie ma żadnej wątpliwości, że to Chrobry sprowadził szczątki św. Wojciecha do Gniezna. Zjazd też, bez dwóch zdań, odbył się w Gnieźnie. Znacznie ciekawsze jest inne pytanie: dlaczego Bolesław sprowadził zwłoki do Gniezna, a nie do Poznania? W Gnieźnie istniała wtedy co najwyżej niewielka rotunda. W Poznaniu stała natomiast katedra, postawiona w latach 80. X w., a urzędował w niej biskup Unger. Katedrę w Gnieźnie wybudowano po roku 1000.
- Dlaczego Bolesław wybrał Gniezno?
-Bo nie przywiązywał na początku wielkiej wagi do tego, gdzie spoczną szczątki Wojciecha.
- Gdyby więc ciało świętego zostało przewiezione do Poznania, to on zyskałby status metropolii?
-To mocno prawdopodobne.
Rozmawiał Włodzimierz Knap