Smecz towarzyski. (Dez)informacja, czyli fakty do wyboru
"Prawdy ludowe (może czas je już nazwać prawdami internetu?) mają się lepiej niż kiedykolwiek".
Faszyści w przyszłości sami będą się nazywali antyfaszystami - powiedział kiedyś Winston Churchill. Może obił wam się ostatnio o uszy ten cytat, bo znów ma swoje pięć minut w polskim, i nie tylko, internecie. W końcu powołać się na autorytet jednego z najwybitniejszych polityków XX wieku można przy okazji każdej debaty. Szacunek wśród dryfujących na prawo budzi tym większy, że ktoś już 70 lat temu był na tyle przenikliwy, że zdemaskował przyszłe lewicowo-anarchistyczne ruchy. Dziś słowa Churchilla mają być odpowiedzią na działania Antify podczas protestów w Stanach Zjednoczonych. Warto pamiętać jednak o drobnym szczególe: były premier Wielkiej Brytanii nigdy ich nie wypowiedział.
„Jesteś pewien, że nie powiedział?”. „Przekonaj mnie, że tego nie powiedział”. „No i co z tego, że zaprzeczyło The International Churchill Society?”. „Nie mógł tak powiedzieć?”. „Nawet jeśli tak nie powiedział, to pewnie powiedział coś podobnego”. „Nieważne, że nie powiedział, zgadzam się z nim”. Mechanizm zawsze jest ten sam, a spreparowane cytaty zalały sieć w takim stopniu, że bezradni w ich identyfikacji są nawet znający na pamięć całe tomy klasyków erudyci.
Co gorsza, dokładnie tak samo jest z informacjami.
Zgrabne sformułowanie usłyszałem ostatnio w niezłym szpiegowskim serialu „Stacja Berlin”, że żyjemy w „nieszczęsnej erze faktów à la carte”. Piorunująco trafne. Wybieramy z menu najbardziej nam pasujące wiadomości i składamy z tego dla siebie podstawowy posiłek informacyjny. By posłużyć się świeżym przykładem z lokalnego podwórka: spójrzcie na sprawę ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego i wątpliwości etycznych wokół jego rodzinnych biznesów. Jest winny i niewinny jednocześnie, dla jednych krętacz, dla drugich bohater walki z koronawirusem. „Fakty obiektywne” suflowane są z każdej strony, moja prawda jest najmojsza, a nasz dramat polega na tym, że wiarygodność instytucji, które mogłyby tę sprawę wyjaśnić, jest na poziomie cytatu z Churchilla. Fikcją jest, krótko mówiąc. Skazani jesteśmy więc na samodzielną krytyczną analizę, no więc medialny kelnerze, menu poproszę!
Tyle że to w sumie nie restauracja, lecz fast food. Fast news.
To jak z sytuacją w USA. Jedni oglądają kompilacje filmów, na których policja zachowuje się brutalnie, inni - jak plądrowane są sklepy. Wnioski są szybsze od światła, trud kwerendy źródeł, nie mówiąc o poznawaniu kontekstu: społecznego, kulturowego, rasowego - zadają sobie jednostki.
Prawdy ludowe (może czas je już nazwać prawdami internetu?) mają się lepiej niż kiedykolwiek. W szkołach powinien powstać specjalny przedmiot, na którym dzieci uczyłyby się rozważnej nawigacji, odporności na manipulację i umiejętności weryfikacji wiadomości. W innym razie obudzimy się na płaskiej Ziemi z ręką w nocniku Trumpa.
Bo skoro nawet faktom naukowym przeciwstawia się „prawdziwe fakty”, to Churchill mógł już w 1941 napisać Zenkowi „Przez twe oczy zielone” („Because of your green eyes”). Nie mógł? A dlaczego nie? Jeśli teoria nie zgadza się z faktami, to tym gorzej dla faktów - powiedział Hegel. Zaraz, zaraz, ale czy na pewno powiedział to właśnie on i właśnie to?