Smecz towarzyski. My polscy demokraci, my polscy republikanie. Prawie jak w USA
W sondażach ujmowany jest coraz szerszy opozycyjny blok, a rozpiętość koalicyjnych skrzydeł zaczyna sięgać, na razie życzeniowo i na potrzeby badań, absurdu. We froncie nazywanym również przez polityków zaangażowanych w jego tworzenie jako antyPiS - nie ma większego prezentu dla partii rządzącej niż pozycjonowanie się właśnie w ten sposób - jest miejsce i dla konserwatywnej części Platformy, i dla SLD, i PSL, i dla Razem, brakuje już chyba tylko Polskiego Związku Działkowców. Próba zmieszania w jednym garze wszystkiego na lewo od PiS będzie kontynuowana, tym bardziej że wyniki sondaży są obiecujące. W ten sposób dotarliśmy do miejsca, w którym chcemy się podzielić na Demokratów i Republikanów, tyle że nie według poglądów i spojrzenia na państwo, a podług zasad zrozumiałych tylko nad Wisłą. A to i tak nie przez wszystkich.
Chcieliśmy (w 1989) Amerykę, to ją mamy, choć to jest taka Ameryka, z której ambasador USA Georgette Mosbacher pocztą dyplomatyczną wysyłać może raporty zawierające jeden skrótowiec: WTF? Tłumacząc z języka brzydkiego na ładny: o co tutaj chodzi? Może jednak nie ma się czemu dziwić, skoro nawet szczyt klimatyczny mylimy z węglowym.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień