Smecz towarzyski. Obywatelskie nieposłuszeństwo, czyli maski opadną
"Maski, powiadam wam dzisiaj, staną się zarzewiem społecznego buntu. Będziemy je ściągać i palić jak kobiety biustonosze w latach 70-tych ubiegłego wieku".
Wszystko wskazuje, że to ograniczenie pozostanie z nami najdłużej, będąc równocześnie najbardziej znienawidzą z antyepidemicznych reguł wprowadzonych przez rząd. Dzielnie możemy znosić izolację, brak podróży, spacerów i kawy w kawiarni, dystans społeczny, kolejki w sklepach, pracę i naukę zdalną, dwumetrowe odległości na chodnikach, nawet dzieci w domu 24 godziny na dobę, ale tego obowiązku znieść nie będziemy w stanie. Maski, powiadam wam dzisiaj, staną się zarzewiem społecznego buntu. Będziemy je ściągać i palić jak kobiety biustonosze w latach 70-tych ubiegłego wieku. Państwo nie będzie w stanie nad tym zapanować, Bastylia ponownie zostanie zburzona. Wyzwolenie!
Uwierają, przeszkadzają, sprawiają, że dusimy się we własnych wyziewach. Z boku zostawię medyczne wskazania ich używania, ekspertem nie jestem, podejrzewam jedynie, że nawet jeśli nie będzie z tego koronawirusa, to lawinowo wzrośnie liczba bakteryjnych infekcji dróg oddechowych. Bo też nie ma bata, konieczność prania, prasowania, wyparzania w wielu domach okaże się czynnością zbędną, toteż strach myśleć, ile tych zapaleń gardła i płuc z tego się urodzi. Nieleczonych, no bo gdzie, tylko teleporada (proszę do kamery telefonu powiedzieć „aaaaaa”, dobrze, tylko trochę w prawo i w dół, bo nie widzę dokładnie migdałków).
Może do majówki wytrzymamy we względnej dyscyplinie. Może. Ale co dalej? Wyobrażacie sobie plażę na Bałtykiem w lecie? Facetów w kąpielówkach i maskach na twarzy? Bynajmniej do pływania? Nie, to się nie godzi.
Nie wizerunkowy problem jest oczywiście tutaj najważniejszy, choć nie wolno go nie doceniać jako jednej z przyczyn nadchodzącej rewolty. Powiedzmy sobie bowiem wprost: wyglądamy wszyscy w tym maskach idiotycznie. I nigdy się do tego widoku nie przyzwyczaimy. Mało tego jednak, ten gadżet, równie wygodny jak kaganiec, bezpośrednio przyczynia się do erozji międzyludzkich kontaktów. Nawiązanie rozmowy, jeśli już znajdą się osoby na tyle zdesperowane, by podjąć taką próbę - bo jednak dziś większość porobiła już prawa jazdy z omijania innych szerokim łukiem - jest wyjątkowo trudne. Bez obserwacji mimiki rozmówcy wrażenie jest takie, jakbyś prowadził konwersację z brzuchomówcą, na dodatek pozbawionym twarzy. To jest tak dziwne, że aż odechciewa się komunikować.
Ponadto dyskomfort spoconych policzków, spoconej brody i ust, pogłębiający się wraz ze wzrostem temperatur będzie nie do zniesienia. Już nie mówiąc o większym wysiłku, tym bardziej że trening w niedotlenieniu dla amatorów jest szkodliwy dla zdrowia.
Wreszcie - to kolejna rzecz, której się zapomina zabrać z domu i po którą trzeba wracać z przekleństwami na ustach.
Pierwsze jaskółki obywatelskiego nieposłuszeństwa już są. Te wszystkie maseczki zwisające smętnie z jednego ucha, te zwinięte pod brodą lub między górną wargą a nosem… Pretensji do ich właścicieli nie mam, może tylko o to, że zaburzają równowagę w szeroko rozumianej estetyce, ja ich przecież doskonale rozumiem.
Maski już wkrótce opadną. Całkowicie i dosłownie.