Smecz towarzyski: Przemysł farsy
"W najlepsze trwa nadstawianie drugiego policzka, a nawet drugiego pośladka, chocholi taniec w ramionach szeregowego posła".
Nie będę skarżył się na niedolę felietonisty, zawsze może być gorzej, można być na przykład prezydentem lub premierem rozstawianym po kątach przez szeregowego posła, moją tymczasem niedolą jest jedynie mus oddania tekstu w środę. Trudno, złożę w terminie zapiski rozterek i zdumień, kto chętny przejdzie ze mną przez narodową groteskę raz jeszcze, znając już finałowy wic, a przynajmniej wstęp do niego.
Jest więc środa, godzina jeszcze młoda, do puenty daleko, a do wyborów cztery dni. No, w każdym razie do dnia, na który wybory zaplanowano, a które wciąż odbyć się mogą, choć wcale nie muszą, bo przecież w środę, o młodej godzinie, cztery dni przed wyborami, ni cholery nie wiadomo, co w niedzielę 10 maja się wydarzy.
Całkiem serio rozważane są za to scenariusze, czy za chwilę do dymisji nie poda się rząd tudzież prezydent, bo przecież nie szeregowy poseł, który rozstawia po kątach premiera i prezydenta, co już chyba jest powszechnie akceptowane, a nawet uznawane za rodzaj ustrojowej normy. No więc jest środa, godzina nieustająco wczesna, cztery dni do wyborów, których zapewne nie uda się fizycznie przeprowadzić, nawet w tak karykaturalnej formie, w jakiej zdecydowano się je organizować. Pozostający w rozkroku Jarosław Gowin wciąż pracuje nad porozumieniem, a nad jego Porozumieniem pracuje szeregowy poseł, może się dogadają. Jednocześnie druk kart wyborczych trwa, choć wyborczy komisarz Sasin Jacek może jeszcze z nimi zostać jak Himilsbach z angielskim, bo nawet ci, którzy go w te buty wsadzili, nie wiedzą, co, czy, kiedy i jak się odbędzie. Podobno marszałkini Witek wysłała pytanie do PKW, którą ostatnio pozbawiono prawa organizacji wyborów, czy jest w stanie wybory 10 maja zorganizować, ale tu już chyba kogoś fantazja poniosła za daleko, to zdarzyć się przecież nie mogło. A jednak.
Nie powiem, na swój sposób ten suspens, to utrzymanie w niepewności jest atrakcyjne, rozpuszczeni pochłanianymi w czasie pandemii serialami, przywykliśmy do najdziwniejszych zwrotów akcji i scenariuszowych rozwiązań, a tutaj dostarczany jest naprawdę towar pierwszej świeżości. Tu nie trzeba nic zażywać, by każdy dzień - środa również - był skokiem do króliczej nory.
Przemysł farsy pracuje pełną parą i tylko dziw bierze, że sondaże nadal nie pękają ze śmiechu. Może dlatego, że choć już środa - acz godzina niepóźna - wciąż w tej farsie uczestniczą ci, którym się marzy gra w poważnym filmie politycznym. W najlepsze trwa nadstawianie drugie policzka, a nawet drugiego pośladka, chocholi taniec w ramionach szeregowego posła. Niewycofani kandydaci ronią łzy nad konstytucją, ale wyborów trzymają się jak pijany płotu, nachlani do spodu niejasnymi motywacjami. Wycofani kandydaci wycofali się tak, że w sumie nie wiadomo, czy się wycofali. A faworyt w najlepsze opowiada swoje banialuki o zbożach jarych i ozimych, w ogóle ta kampania, ten czas, to po prostu ciąg sromotnych klęsk polskiego obywatela, nawet jeśli w swej absurdalności zabawnych.
O, już piątek. Czy coś się zmieniło? Poza - ewentualnie - terminem wyborów?