Smecz towarzyski. Szkolny bunt rodzica
"Minister edukacji właśnie zapowiedział szykowanie się do zdalnej nauki od nowego roku szkolnego. W imię Ojca i Syna...".
Łatwo dziś zaangażować się w nagonkę na nauczycieli, znacznie łatwiej niż przed rokiem, gdy w szkołach trwał strajk. Wtedy sprawa była polityczna, więc sympatie i antypatie szły z grubsza wzdłuż linii demarkacyjnej narysowanej w wojnie polsko-polskiej. Dziś sporu nie ma, jest za to e-nauczanie. Prawdziwy koszmar rodzica, który zaowocuje zwiększonym zapotrzebowaniem na prozac, zoloft, czy cokolwiek innego, co odwiedzie posiadaczy dzieci w wieku szkolnym od rychłego popadnięcia w szaleństwo.
Nic dziwnego więc, że w narodzie dominują nastroje krytyczne, podsycane mnożącymi się przykładami absurdów nauki zdalnej. Sam mógłbym wzbogacić tę kolekcję o kilka cennych perełek, w rodzaju referatu o zasadach gry w piłkę ręczną w ramach lekcji wychowania fizycznego online tudzież materiałów przysyłanych z zajęć z techniki. Musicie uwierzyć na słowo, ale kilkustronicowe opracowanie dla klasy piątej, dotyczące rodzajów łączenia elementów drewnianych (zadaniem było sporządzenie z tego notatki), liryczny esej o wpustach palcowych, nie byłby zajmujący nawet dla montażystów ze sklepów meblowych.
„Wszystko, co Państwu potrzeba do wykonania rowków pod lamelki, to uniwersalna frezarka do drewna i ogólnie dostępna szlifierka kątowa jako napęd dla 4-milimetrowego frezu tarczowego”.
Ja, mający przecież niemałe doświadczenie w redagowaniu, skracaniu, tłumaczeniu z fachowego na nasze, płakałem przy tym fragmencie, bynajmniej metaforycznie. Nader prosto więc w takich okolicznościach przyrody wylać dziecko - oraz nauczyciela - z kąpielą. Bo to jednak część szerszego problemu. Ciągnącego się od dawna problemu polskiej szkoły, na dodatek od kilku lat pogrążonej w potwornym chaosie.
Nie może obejść się tu bez trywialnego stwierdzenia, że nauczyciele są różni. Ci, którzy potrafili zaciekawić w szkole, zrobią to także zdalnie. Ci, którzy tego nie potrafili, w innej rzeczywistości też się tego nie nauczą. Leniwy nie stanie się nagle pracowity, a znudzony – pedagogiem pełnym pasji. Teraz dochodzą do tego jednak dodatkowe obciążenia. Nad wszystkimi wisi realizacja podstawy programowej – wciąż czasem archaicznej - do czego nie ma przygotowanych zdalnych narzędzi. MEN chwali się udaną realizacją e-nauczania, nie zapewniwszy nauczycielskiej kadrze minimum materiałów i know-how. Każdy działa metodą prób i błędów. Stąd tyle rodzajów platform kontaktu, informacyjny mętlik, sfrustrowane dzieci oraz poczucie straty czasu. I skołowani belfrzy, nie nadążający z odpowiadaniem na wiadomości i pretensje od skołowanych matek i ojców.
Do tego dochodzą jeszcze inne ograniczenia, od technologicznych po bytowe. Bo czy ktoś może sobie wyobrazić nauczycielkę/nauczyciela prowadzących e-lekcje z tyciego mieszkania, po którym biegają małe dzieci?
To nie mogło się udać, więc się nie udało. Choć minister edukacji, który właśnie zapowiedział szykowanie się do zdalnej nauki od nowego roku szkolnego (w imię Ojca i Syna…), widzi wszystko w różowych okularach. Może to jednak nie powinno nas dziwić. W końcu to jego resort promował film o korzyściach płynących z globalnego ocieplenia. Polska szkoła.