Smecz towarzyski. Szpital Narodowy, czyli można panikować
Może kiedyś powstanie podręcznik „Jak zarządzać krajem w czasie epidemii”, tymczasem podrzucam do niego propozycję jednego zdania, z potencjałem rozwinięcia do całego rozdziału: jeśli chcesz wystraszyć już i tak mocno przerażonych rozwojem sytuacji obywateli, zorganizuj szpital polowy na największym stadionie w okolicy.
To wrażenie towarzyszyło mi już wtedy, gdy Brazylijczycy przekształcili na tymczasowy lazaret Maracanę - nie tyle nawet obiekt sportowy, co miejsce (piłkarskiego) kultu. Nie jest to przecież jedyny budynek, który spełniał odpowiednie warunki, zdaje się wręcz, że rozmaite hale wystawiennicze czy nawet sportowe mają w tym zakresie o wiele większy potencjał, ale jednak tam - i nie tylko tam - uznano to rozwiązanie za najlepsze. Dlaczego? Nie mam pojęcia, jako że jedynie potęguje niepokój, przeradzajacy się chwilami w histerię. W sferze symbolicznej - oto miejsce rozrywki zamienia się w centrum zarazy, cierpienia, a często śmierci. Porównania z czasem wojny nasuwają się same. Ludzie nie będą dzięki temu spokojniejsi. To jak powiedzenie im: no dobra, teraz można panikować.
Rząd i ministrowie, sami spietrani już jak cholera, widzą to - jak mniemam - zgoła inaczej. Oto, powiadają, walczymy z epidemią z rozmachem, poświęcamy do tego nawet to sacrum, jakim dla Polaków jest Stadion Narodowy, pole bitwy historycznego zwycięstwa nad Niemcami. Nie lękajcie się.
A jednak. Ja na przykład, jako obywatel, lękam się nie tyle wirusa SARS-CoV-2, co chaotycznego sposobu walki z nim. W czasie ciężkiego przebiegu choroby nie muszę wcale leżeć na Narodowym, mogę gdzieś indziej, byle było dla mnie wolne łóżko, wolny - w razie czego - respirator i dostępna jakaś przytomna obsługa do niego. Nie chcę się martwić na zapas, że podczas przepychania kolejnych pisanych na kolanie ustaw i rozporządzeń, pozwolenie intubacji dostaną również wykwalifikowani hydraulicy, bo przecież skądś ten cały personel na Narodowy - i nie tylko - wziąć trzeba. A nie ma skąd.
Pewnym lękiem napawa mnie również fakt, że dopiero teraz szukamy miejsc na tymczasowe szpitale. Że lista lokalizacji dla wszystkich województw nie była gotowa już kilka miesięcy temu, że nie rozpisano wcześniej ŻADNYCH kryzysowych scenariuszy, że nie przygotowano strategii, że nie zwiększono wydolności Sanepidu i nie szukano rozwiązań dla CAŁEJ służby zdrowia. Że w rządzie naprawdę miesiąc temu myśleli, że wszystko jest w porządku i że naprawdę ich ten październik zaskoczył, choć dookoła wszyscy krzyczeli od miesięcy, że jesień ich może zaskoczyć. No i, o dziwo, zaskoczyła. Ciekawe, jak to się stało?
Premier na kwarantannie, wicepremier ds. bezpieczeństwa i prezes Polski na kwarantannie, a prezydent Andrzej Duda zapadł się pod ziemię. Na Twitterze tylko walczy jak lew, ba, jak opos, by nie wypaczać sensu jego wypowiedzi z lata o epidemii pod kontrolą. Tak ją mieliście pod kontrolą, że dziś nic innego nie pozostaje jak tworzenie memów o waszej ignorancji i arogancji.
No więc ten Szpital Narodowy to właśnie jest taki epidemiczny miś na miarę naszych możliwości. Biało-czerwony lazaret, do boju Polsko, nie damy się, jesteśmy z wami.
Niestety, nie jesteście.