Śmierć bez kondolencji. Historia Małgorzaty z Torunia, 41-letniej ofiary koronawirusa

Czytaj dalej
Małgorzata Oberlan

Śmierć bez kondolencji. Historia Małgorzaty z Torunia, 41-letniej ofiary koronawirusa

Małgorzata Oberlan

41-letnia Małgorzata z Torunia to jedna z najmłodszych ofiar koronawirusa w Polsce. Rodzina podejrzewa, że zaraziła się w centrum dializ, przy miejscowym szpitalu. Tu, gdzie zakażonych było 51 osób.

Oto historia ostatnich dni życia Małgorzaty, historia widziana oczyma jej najbliższych: siostry, matki i córki. I z pewnością jest to obraz niepełny.

- Po to jednak złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury, żeby dojść prawdy. Żalu do lekarzy nie mamy. Do zarządzających placówkami medycznymi - już tak. Naszym zdaniem Gosia zarażona została albo w centrum dializ, albo w przylegającym do niego Specjalistycznym Szpitalu Miejskim w Toruniu. Placówki mają częściowo wspólny personel medyczny. Mieszczą się pod tym samym adresem: ul. Batorego 17/19. To tutaj odkryto najliczniejsze ognisko koronawirusa w mieście. Stwierdzono go u 51 osób: pacjentów i pracowników - mówi Katarzyna, siostra zmarłej.

Żalu do lekarzy nie mamy. Do zarządzających placówkami medycznymi - już tak.

Katar, dializy i koronawirus

Małgorzata zmarła z powodu koronawirusa 6 kwietnia, zaledwie dobę po przyjęciu jej do jednoimiennego szpitala zakaźnego w Grudziądzu. Co działo się wcześniej?

41-latka od wielu lat zmagała się z niewydolnością nerek. Od kilku lat żyła już tylko z jedną, prawą. Była rencistką i samotną matką, w miarę możliwości dorabiającą lekkimi pracami w marketach. Pod jednym dachem mieszkała z matką emerytką i 18-letnią córką Wiktorią. Zawsze mogła liczyć na pomoc starszej siostry Kasi.

Małgorzata co 3 dni dializowana była w centrum dializ, prowadzonym przez prywatną firmę, przy miejskim szpitalu. Stawiała się tutaj co trzy dni.

- 27 marca, w piątek, Gosia dostała gorączki, kataru, czuła się bardzo słabo. Została w domu i nie była dializowana. Lekarka z centrum przekazała jej jednak, że mimo wszystko powinna się stawić - opowiada matka, pani Teresa.

Minął weekend, a stan Małgorzaty się nie poprawiał. W poniedziałek, 30 marca, przyjechał po nią ambulans i zabrał do centrum na hemodializę. Tego dnia kobieta miała już nie tylko kaszel, ale i duszności.

We wtorek, 1 kwietnia, scenariusz się powtórzył: ambulans, dializowanie, odwiezienie kobiety do domu.

- Dopiero teraz, z dokumentacji medycznej szpitala zakaźnego w Toruniu dowiadujemy się, że tego dnia, 1 kwietnia, Gosia miała „pośredni kontakt z osobą zakażoną SARS-CoV-2”. Z kim i gdzie konkretnie, nie odnotowano. Dlaczego jednak Gosię odwieziono tego dnia do domu? Nie pojmujemy - mówi siostra Katarzyna.

Małgorzata zmarła 6 kwietnia. Minął miesiąc, rodzina do dziś nie doczekała się zwrotu jej rzeczy osobistych. Telefon to ważny dowód w tej sprawie - zaznacza
Małgorzata co 3 dni dializowana była w centrum dializ

Koszmarna pomyłka

W środę, 2 kwietnia, ambulans znów zabrał pacjentkę na dializy. Tego dnia już do domu nie wróciła. Z centrum dializ najpierw trafiła po sąsiedzku do szpitala miejskiego, potem - do szpitala zakaźnego w Toruniu. To z tej lecznicy kobieta wysłała córce radosnego SMS-a. To była sobota, 4 kwietnia.

Małgorzata pisała, że lekarz właśnie poinformował ją o tym, że jest zdrowa i za około godzinę wyjdzie do domu. - Niestety, po kilkunastu minutach ten sam lekarz powiedział jej, że wyniki zostały pomylone i musi pozostać w szpitalu. Prawdopodobnie właśnie tego dnia dowiedziała się, że została zarażona koronawirusem. Sądzę, że wątek tej pomyłki również winna wyjaśnić prokuratura - zaznacza adwokat Michał Wiechecki, reprezentujący rodzinę zmarłej.

Niestety, po kilkunastu minutach ten sam lekarz powiedział jej, że wyniki zostały pomylone i musi pozostać w szpitalu. Prawdopodobnie właśnie tego dnia dowiedziała się, że została zarażona koronawirusem.

Nazajutrz, czyli w niedzielę, 5 kwietnia, z Małgorzatą było już tak źle, że zawieziono ją karetką na sygnale do szpitala zakaźnego w Grudziądzu. To jedna z 19 jednoimiennych lecznic w kraju, wyznaczona przez ministra zdrowia do hospitalizacji osób zakażonych koronawirusem.

6 kwietnia Małgorzata zmarła.

- Nie mogłyśmy z wnuczką nawet być na jej pogrzebie, bo objęto nas przymusową kwarantanną. Wszystko działo się tak szybko. Dobrze, że chociaż siostra towarzyszyła jej w ostatniej drodze. Ciało naszej Gosi zostało skremowane. Serce mi pęka - nie kryje łez matka.

Nie mogłyśmy z wnuczką nawet być na jej pogrzebie, bo objęto nas przymusową kwarantanną. Wszystko działo się tak szybko. Dobrze, że chociaż siostra towarzyszyła jej w ostatniej drodze.

Testy rodziny: ujemne

Siostra, gdy tylko dowiedziała się o śmierci Małgorzaty, uznała, że matka i córka muszą przejść testy na koronawirusa.

Przecież te trzy kobiety mieszkały pod jednym dachem (Małgorzata nawet spała w jednym pokoju z matką), korzystały z tej samej kuchni i toalety.

- Ile ja się nadzwoniłam do sanepidu w Toruniu w sprawie tych testów, ile nadenerwowałam! To tylko w telewizji tak sprawnie wszystko wygląda. Testy wykonano rodzinie dopiero w Wielkanoc - relacjonuje Katarzyna.

Wyniki dotarły 15 kwietnia. Zarówno w przypadku matki, jak i córki zmarłej kobiety - były ujemne.

Ponieważ Małgorzata w marcu dorabiała sobie w markecie, na krótką kwarantannę wysłano także całą jej zmianę. Nikt tu nie zachorował. - Stąd zasadne podejrzenie, że kobieta nie zaraziła się ani w domu, ani od dalszej rodziny, ani w markecie. W świetle zapisu z dokumentacji medycznej o tym, że 1 kwietnia miała kontakt pośredni z osobą zakażoną, i w związku ze skalą zakażeń w placówkach medycznych przy ul. Batorego w Toruniu, sprawa wydaje się jasna. Stąd też nasze zawiadomienie do prokuratury o narażeniu życia pacjentki albo przez centrum dializ, albo przez miejski szpital - mówi adwokat Michał Wiechecki.

Gdzie telefon, ważny dowód?

Od śmierci Małgorzaty minął już miesiąc, a rodzina do dziś nie doczekała się zwrotu jej rzeczy osobistych.

- Zaginął telefon komórkowy Gosi, jej torebka, klucze od mieszkania. Szpital w Grudziądzu wskazuje palcem na szpital w Toruniu, a ten - odwrotnie - opowiada siostra.

Adwokat natomiast zaznacza, że w przypadku telefonu nie chodzi tylko o wartość sentymentalną czy materialną przedmiotu. - To ważny dowód w sprawie. Historia połączeń i treść wiadomości SMS-wych prawdopodobnie okazałyby się istotne w śledztwie. Jeśli oczywiście do niego dojdzie, na co liczymy - mówi prawnik.

Zaginął telefon komórkowy Gosi, jej torebka, klucze od mieszkania. Szpital w Grudziądzu wskazuje palcem na szpital w Toruniu, a ten - odwrotnie

„Wirus obnaża prawdę”

Siostra zmarłej nie ma wątpliwości: koronawirus obnażył prawdę o bałaganie w służbie zdrowia i sanepidzie. Pokazał też prawdę o ludziach. - Również tych wspaniałych, jak np. wychowawczyni córki naszej Gosi z IX LO w Toruniu. To za jej sprawą ruszyła zbiórka pieniędzy na pierwsze potrzeby Wiktorii. Psycholog udzielił jej wsparcia, koleżanki otoczyły troską - mówi.

Ze strony centrum dializ oraz szpitala rodzina Małgorzaty kondolencji się nie doczekała. Miejska lecznica zresztą odcina się od tej historii. Podkreśla, że 41-latka była pacjentką osobnej jednostki - centrum prowadzonego przez prywatną firmę. Tymczasem prokuratura bada kilka innych doniesień dotyczących placówki w Toruniu.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.