Z dr. Marcinem Szulcem z Zakładu Psychologii Osobowości i Psychologii Sądowej Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego rozmawia Dorota Abramowicz.
Dlaczego dziecko odbiera sobie życie?
Nie będę mówił o tym konkretnym przypadku, bo nie mam na jego temat ani wiedzy, ani kompetencji. Ogólnie jednak mamy do czynienia z tak zwanym efektem kohorty, czyli zaobserwowanym na całym świecie wzrostem liczby samobójstw i depresji. Dziś rocznie w Polsce odbiera sobie życie około 300 dzieci. Do tego trzeba doliczyć 2,5 do 5 tysięcy podejmowanych prób samobójczych. Najczęstszą przyczyną jest depresja. Ponad połowa samobójstw podejmowana jest z poczucia bezradności. Zdarzają się też przypadki, u podłoża których leży manipulacja, czyli próba wpłynięcia na innych poprzez samobójstwo. To może być manifest, próba wpłynięcia na postępowanie innych lub zemsta.
Marek rozmawiał z mamą kilka godzin przed śmiercią i w jego zachowaniu nie było nic niepokojącego. Czy taki czyn podejmowany jest zawsze pod wpływem impulsu?
W ośmiu na dziesięć przypadków wcześniej wysyłane są sygnały, które powinno się prawidłowo odczytać. To obniżenie nastroju, przygnębienie, chwiejność emocjonalna, smutek, unikanie kontaktów towarzyskich, pozbywanie się osobistych przedmiotów. Znane są przypadki, gdy nastolatki opowiadały, w jakich ubraniach chcą być pochowane. Niestety, nasza empatia pozostaje często w sferze deklaracji. Uodparniamy się na drugiego człowieka.
Z opinii sporządzonej wcześniej przez psychologów wynikało, że chłopiec w sytuacji konfliktowej może reagować nieprzemyślanie, niestosownie do bodźców. Może pogotowie opiekuńcze nie było najlepszym miejscem, gdzie powinien był trafić?
Nie wiem, mam za mało danych, by to rozstrzygać. Na pewno powinien się znaleźć w miejscu dla siebie bezpiecznym. Po tym, co się zdarzyło, można stwierdzić, że coś zawiodło w systemie. Trzeba więc przyjrzeć się procedurom i zbadać kolejne, podejmowane w sprawie dziecka decyzje.
Oddaliśmy pewne dziedziny życia ekonomistom, a dzieci uczymy rywalizacji
Wiceminister sprawiedliwości twierdzi, że do tej pory za łatwo odbierało się dzieci rodzicom...
Najważniejsze jest dobro dziecka, zbadanie, czy w jego środowisku coś mu nie grozi. W tym przypadku doszło do paradoksu - po odebraniu chłopca doszło do tragedii i nie wiemy, czy gdyby pozostał w domu, jego los nie byłby inny. Uważam jednak nadal, że decyzję w tych sprawach powinni podejmować w Polsce specjaliści, a nie politycy. Śmierć dziecka nie powinna być elementem gry politycznej. Politycy wykorzystują takie jak to nieszczęście w sposób szczególny. Tak właśnie stało się przed 10 laty, po samobójczej śmierci 13-nastolatki, uczennicy gdańskiego gimnazjum. Przyjazd do naszego miasta ówczesnego ministra Romana Giertycha, zorganizowanie w szkole transmitowanej na całą Polskę konferencji prasowej było działaniem kuriozalnym. Tamta sprawa powinna nas wszystkich czegoś nauczyć.
Czego?
Przede wszystkim tego, by nie podgrzewać atmosfery. Należy dać odpowiednim organom czas na dokładne wyjaśnienie sprawy. Mamy niebywałą skłonność do pochopnego wyrokowania o czyjejś winie. A to ani nas niczego nie nauczy, ani nie zapobiegnie podobnym zdarzeniom.
Na razie przegrywamy z tysiącami dramatów dzieci, które postanawiają uciec od życia...
Dotykamy szerszego problemu. To nasza, dorosłych, wina, że przez ostatnie 20 lat doszło do przestawienia listy priorytetów. Na pytanie, co się liczy w życiu, odpowiadamy: zdrowie, rodzina, miłość. Tymczasem w praktyce na piedestale stawiamy pieniądze i karierę. Oddaliśmy pewne dziedziny życia ekonomistom, a dzieci od przedszkola uczymy, zamiast kooperacji - rywalizacji. Z tym wiąże się stres i problem większy od chorób psychicznych - zaburzenia osobowości. Po prostu nie dajemy sobie z tym wszystkim rady.